Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 28 из 70

– Wszystko zależy od osoby wielbiciela – rzekłam stanowczo, bo niewiasty takie, jak pa

– Istnieje jeszcze jeden szkopuł – odezwał się znów Gaston, jakby z lekkim wahaniem. – Wybacz mi, że wiem te rzeczy, nie starałem się, nie zamierzałem być wścibski, dowiedziałem się przypadkiem. Podobno ostro się tam kręcił wokół spadku jakiś Guillaume, potomek w prostej linii twojego pradziada, tyle że… hm… nieślubny chyba… W chwili jego śmierci próbował zagnieździć się w pałacu, czemu przeciwdziałał pan Desplain. Krótko potem znikł z horyzontu. Przedtem bywał często. Nie jest wolny od podejrzeń. Chwilowo nie wiadomo gdzie przebywa, zapewne gdzieś na wakacjach.

– I co?

– Nie wiem. Muszą go przesłuchać.

Zwróciłam się do Romana.

– Pan Desplain obiecał mi załatwić sprawę wizyty w prywatnym mieszkaniu pa

Najpierw ugryzłam się w język, a potem dokończyłam:

– …z mojego dzieciństwa. W ogóle nie ma w Montilly zdjęć pa

– Mam nadzieję, że i policji przyszło to do głowy – wtrącił Gaston. – Sprawa w ostatecznym efekcie może okazać się nie do rozwikłania, ale byłoby to dla wszystkich nieprzyjemne. Ponadto ów Guillaume… Gdyby nie testament, miałabyś przez niego kłopoty, Paul Renaudin wyznał mi, że on posiada akcje spółki. Za mało, żeby bruździć, ale na wszelki wypadek lepiej byłoby usadzić go jakoś, a w każdym razie więcej o nim wiedzieć.

Zirytował mnie ten Guillaume. Oczywiście, że nieślubny, samo nazwisko na to wskazywało. Musiał to być jakiś skandal z dawnych czasów, późniejszych niż moje, ale dostatecznie odległych, żeby zatarł się w pamięci. Pradziada gryzło, skoro tak stanowczo odmawiał mu wszelkich praw i zobligował pana Desplain do pilnowania sprawy. Nie miałam ochoty się nim zajmować.

– No więc niech go policja szuka. Ja chcę iść drogą prywatną, zrozumieć pa

Wpuścili. Gaston okazywał tyle taktu, że kwestia towarzyszenia mi w ogóle się nie pojawiła. Poszłam tam z Romanem.

No i znów okazało się, że dobrze zgadłam.

W pierwszej kolejności rzuciłam się na fotografie, których wielka ilość w pudełkach i albumach leżała. O tak, znajdowała się na nich pa

Nie tylko współczesne zdjęcia pa

Wyrzuciłam z umysłu te komplikacje potworne, zajęłam się rzeczywistością obecną. Naszyjnik diamentowy bez wątpienia do prababki mojej należał, mógł go pradziad ofiarować pa

Nad zdjęciami się zamyśliłam, bo policja bez wątpienia też je przeglądała i jeśli gdzieś tam wśród nich widniał osobnik podejrzany o romans z pa

Roman też oglądał fotografie i na jedną zwrócił mi uwagę. Stara była, ale młodsza od wieży Eiffla, która w tle widniała, i przy tym stroje wskazywały modę z samego początku obecnego wieku. Jasne chyba, że ewolucji mody najprędzej się nauczyłam… Wśród kilku osób, w grupę upozowanych, stała młoda dama, bardzo piękna, zupełnie mi nie znana.

– O ile pamiętam, to jest matka pierwszego pana Guillaume z naszej rodziny – rzekł. – Jaśnie pani pozwoli, przez lupę warto popatrzeć… Tak, to ona, poznaję.

Podał mi duże szkło powiększające i podsunął fotografię. Z ciekawością przyjrzałam się twarzy, ale nic mi z tego nie przyszło, nie widziałam jej nigdy. Pytająco popatrzyłam na Romana.

Westchnął ciężko.

– Raz, i na bardzo krótko, w tamtych czasach przez pomyłkę się znalazłem, już nie mówmy o tej barierze czasu, bo to istna kołomyja… Ale widziałem ją na własne oczy. W towarzystwie ówczesnego naszego jaśnie pana. Skandal już huczał, bo to nie była zawodowa kurtyzana, tylko pa





– To widzę, że w ich rodzinie na nieprawych potomków panował duży urodzaj – zauważyłam nieco zgryźliwie.

– Tak wygląda – zgodził się Roman. – Może nie od Średniowiecza, ale już ze dwieście lat… Zdaje się, że zapoczątkował to hrabia Guillaume de Restaud i od jego imienia nazwisko poszło… W tej mieszaninie czasów ja się trochę interesowałem historią, a im dawniej, tym było łatwiej…

– Niech mi Roman nawet o tym nie wspomina, bo chcę zachować przytomność umysłu – zażądałam surowo. – Co ta pa

– A tego właśnie nie wiem. I nie mam pojęcia, skąd tu to zdjęcie.

– Może było w Montilly i pa

– W Montilly mogło być, po ojcu nieboszczyka jaśnie pana zostało, bo on był sprawcą… Po co jednak pa

Natchnienie jakieś nagle na mnie spłynęło.

– Jedno tylko widzę wytłumaczenie. Wczoraj o tym mówiliśmy, tajemniczym amantem pa

– Szantaż mógł wchodzić w grę – odparł Roman w zadumie. – Źle mówię, to nie szantaż, raczej handel. Tego Guillaume’a chciała trzymać w garści, na przykład, odda mu zdjęcie, jeśli on coś tam dla niej zrobi. Możliwe, że jest to jedyne zdjęcie tej pa

– Jakiś sens jest – poparłam stanowczo jego supozycje. – Nie miałam na to czasu, ale przy pierwszej okazji sprawdzę, czy jeszcze jakieś zdjęcie tej pa

– Powiększenie można zrobić. Teraz takie rzeczy potrafią. – Bardzo dobrze, niech Roman to załatwi. Dziwne, że policja tego nie zabrała.

– Policja nie może mieć o tych sprawach najmniejszego pojęcia, pa

No i proszę, dobrze myślałam, że z tej gmatwaniny historycznej Roman coś wyłowi. Dziwiło mnie trochę, że i biżuteria tu została i nie zabrano jej do depozytu, co przy podejrzanych sprawach zdarzało się często, ale okazało się rychło, że o tę kwestię zadbał pan Desplain. Na jego odpowiedzialność wszystko przeszło w moje ręce bezpośrednio, z czego byłam bardzo zadowolona.

Równie zadowolona byłam z nieobecności w mieszkaniu pa

Rozczarowana trochę nikłością znalezisk, ponownie udałam się do Trouville, gdzie czekał mnie wkrótce egzamin na prawo jazdy. Chciałam je mieć. Prowadzenie samochodu podobało mi się coraz bardziej…

Ewa urządziła u siebie małą kolacyjkę dla czterech osób, żeby się nam nikt niepożądany nie przyplątał, co w miejscu publicznym zawsze byłoby możliwe. Nie musiałam już z nią rozmawiać w cztery oczy, bo Gaston był au courant całej sprawy, a Karol zasługiwał na pełne zaufanie.

– Uważam, że słusznie dedukujesz – pochwaliła mnie Ewa. – Amantem tej całej pa

Stropiłam się. Uświadomiłam sobie nagle, że nie wiem. Owszem, pan Desplain wymienił jego imię już w pierwszej rozmowie ze mną, ale za nic w świecie nie mogłam go sobie przypomnieć. Cóż to było? Bernard…? Bertrand…? Pierze…? Adrian…? Henri…? Nie, nic z tego, prawie każda możliwość mi pasowała, nie pamiętałam i koniec.

Przyznałam się do swej niewiedzy, której sama się nawet zbytnio nie dziwiłam. Odsunięty od spadku Guillaume wydał mi się wówczas mało ważny, a natłok wrażeń późniejszych przykrył go całkowicie. Nie mogłam jednakże powiedzieć Ewie, że.w pośpiechu, z wysiłkiem i zgoła wśród zawrotów głowy uczyłam się życia w tym nowym i obcym mi świecie, zostałam zatem potępiona za zlekceważenie przeciwnika.