Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 27 из 70

To jedno kazało mi nie zrzec się tego spadku bezzwłocznie, co pewnie bym zaraz uczyniła, bo wcale nie chciałam po niej dziedziczyć. Odrzucała mnie i jej osoba, i jej całe życie przy boku pradziada, i ten widok straszny, który w kredensowym gabinecie ujrzałam, i ta woń, nieco się jeszcze wokół mnie snująca. Pomyślałam, że cokolwiek po niej zostało, na dobroczy

– Skoro tak – rzekłam wreszcie – może wpuszczono by mnie do owego mieszkania? Razem z Romanem, moim… kierowcą?

– Widzi pani w tym jakiś pożytek? – zdziwił się pan Desplain trochę podejrzliwie, mniemając zapewne, i słusznie, iż kieruje mną tylko naga

– Owszem – odparłam stanowczo. – Tak się jakoś składa, że Roman więcej wie niż ktokolwiek i

Pan Desplain zastanowił się, kiwnął głową kilkakrotnie, jakby samemu sobie przyświadczając, po czym przyznał mi rację. Obiecał zaraz porozumieć się z właściwym pracownikiem policji i już bez oporu żadnego podał mi adres paryskiego mieszkania pa

– Nie zamierzam się wtrącać zbyt natrętnie, ale zobowiązany jestem dbać o pani sprawy. Czy pani sama napisała już testament?

Wcale mi nie było przyjemnie przyznać mu się, że nie. Faktem było, iż po śmierci mojego małżonka zamierzałam napisać, ale jakoś zbyt szybko czas mi przeleciał i do tej pory nie zdążyłam. Ponadto aż prawie do ostatniej chwili, porządkując interesy, sama nie wiedziałam, czym rozporządzam, teraz zaś nowe mienie na mnie spadło i tym bardziej kwestie majątkowe pozostawały dla mnie niezupełnie ustalone. Co gorsza, w grę zaczynały wchodzić sprawy dodatkowe, któż bowiem miałby w tej chwili po mnie dziedziczyć?

Dzieci nie miałam. Jedynaczką będąc, nie miałam też żadnego rodzeństwa. Jedyny brat ojca zmarł bezpotomnie, a dwie starsze siostry mojej matki, osoby bardzo leciwe, również potomstwa się nie doczekały i nadziei na nie już nie było. Jakieś dalekie pokrewieństwa jeszcze się wokół mnie plątały, ale nikogo sobie nie wybrałam na dziedzica albo dziedziczkę. Nie wyrzekałam się drugiego męża i dzieci, nie mogłam jednakże czynić ich spadkobiercami, skoro jeszcze nie istnieli. Gdybym zaś napisała testament teraz, i tak straciłby ważność w chwili zawarcia związku małżeńskiego.

I czy miałby to być testament obecny czy też ten sprzed stu lat…? Kto był moim krewnym dziś, na dobrą sprawę nie miałam najmniejszego pojęcia…

Nie kryjąc skruchy i zakłopotania, obiecałam panu Desplain przemyśleć wszystko i do niego po radę się zwrócić we właściwej chwili. Nie wydawał się w pełni usatysfakcjonowany, ale zostawił mnie w końcu samą w tym kredensowym gabinecie i poszedł załatwiać interesy.

Nie zaniechałam poszukiwań nie wiadomo czego. Korciło mnie to sanktuarium pa

Wśród biżuterii, stara

Po czym obejrzałam dokładniej, ponieważ wydało mi się, że coś podobnego już gdzieś nie tak dawno widziałam. Zreflektowałam się jednak, kolczyków podobnych mogłam widzieć dużo, moda na nie nastała i nie tylko płeć żeńska je nosiła, ale także mężczyźni. Zwróciłam już na to uwagę.

Parę godzin spędziłam w tym kredensowym gabinecie i wyszłam stamtąd mocno rozczarowana. Nie zaspokoiłam ciekawości. Najbardziej mnie irytowało, że zdjęć żadnych nie znalazłam…

Konferencję prywatną urządziłam u siebie w mieszkaniu, gdzie dostarczeniem obiadu zajęła się konsjerżka. Usługę wzięła na siebie jej córka, po czym zostaliśmy sami, Gaston, Roman i ja.

Roman, jak zwykle, miał już nowe wieści.

– Policja już sprawdziła, czy rzeczywiście w chwili zabójstwa pa

– O, nieba…! – jęknął Gaston, który dopiero teraz o tym usłyszał.

– Wiem. I co? – zainteresowałam się gwałtownie, bo sama byłam ciekawa, co też mogłam robić w Sękocinie w czasach obecnych.





– I oczywiście fakt odniesienia korzyści nasuwa podejrzenia. Ale, na szczęście, wszyscy tam doskonale pamiętali ten dzień, w dodatku są protokóły policyjne z przesłuchań, bo poprzedniego wieczoru grupa bandziorów napadła na budowę w naszym sąsiedztwie i nazajutrz od rana mieliśmy gliny na karku. Jaśnie pani to sobie przypomina? – dodał nagle bez miłosierdzia i z wielkim naciskiem.

No pewnie, że powi

Roman się zlitował i nie przymuszał mnie do udzielania odpowiedzi.

– Nie było wątpliwości, że nikt z nas nigdzie nie wyjeżdżał. Alibi doskonałe.

– Nie posądzili kogoś z krewnych albo przyjaciół? – spytał żywo Gaston.

– Nie ma takich. Szczęśliwie jaśnie pani ostatni rok spędziła jak na patelni, a zarazem samotnie. Bliskiej rodziny w ogóle przecież nie ma, wynajęcie przez jaśnie panią płatnego mordercy nie wchodzi w rachubę, bezpośrednie kontakty urwały się parę lat wcześniej i w ogóle spadek po pa

– Zgadza się i ma to nawet jakiś sens. Mamin Beck mi się zwierzył, a ja sobie wyciągnąłem własne wnioski. Ten sfałszowany akt ślubu… Przy usunięciu owej głupiej urzędniczki pa

– Ona – przyświadczył Roman. – Zrobili test, mimo upływu czasu został jeszcze proch na dłoni.

– No to facet się wystraszył, bo przy drugim strzale mogła lepiej wycelować. Rzucił się na nią w obronie własnej, upadła do tyłu, uderzyła głową. Wbrew zamiarom i chęciom zabił kurę, która miała mu znosić złote jaja.

– A ten tajemniczy wielbiciel? – wtrąciłam z lekkim protestem, bo bardziej mi się podobało zabójstwo romansowe. – Może nie mieć z tym nic wspólnego i teraz siedzieć cicho, rozpamiętując swoją klęskę.

– Równie dobrze może być tym pomocnikiem – powiedział Roman. – W każdym razie szukają go.

– Źle go szukają – oświadczyłam stanowczo, kryminalna wiedza rozwijała się bowiem we mnie w imponującym tempie, aż sama byłam zdziwiona. – Zostawili coś, co mogłoby im być pomocne.

Obaj spojrzeli na mnie, więc powiedziałam im o kolczyku. Przyszło mi do głowy, bo takie rzeczy już widywałam, że ten drugi od pary znajdował się w uchu amanta. Po nim dałoby się go znaleźć. Boże drogi, z jakąż piorunującą szybkością uczyłam się tego nowego świata! Nigdy bym nie posądzała siebie o takie zdolności…

– Może jaśnie pani być spokojna, że mają to na zdjęciach, bardzo szczegółowych, i odciski palców odpracowali – zapewnił Roman. – A ja z kolei od dawnej służby dowiedziałem się paru drobnostek. A propos, cała dawna służba chętnie wróci do pałacu. Okazuje się, że zwolniła ich wszystkich pa

– Im mniej świadków, tym łatwiej ukryć jakieś machinacje – zauważył Gaston. – Ponadto, chwileczkę, przeciwko udziałowi w tym zabójstwie tajemniczego wielbiciela przemawia właśnie fakt odnalezienia na miejscu zbrodni tego kolczyka, o ile, oczywiście, stanowił, jak by tu powiedzieć… dowód uczuć. Przecież by go zabrał, żeby ukryć swój związek z ofiarą! Chyba że go nie dotyczył…?

Roman spojrzał na mnie jakoś niespokojnie i z lekkim zakłopotaniem.

– Co do tego, nie ma pewności – rzekł. – Mógł go szukać i nie znaleźć, bo nieboszczka miała go nie w uchu, tylko w kieszonce. Może głupio mu było ją przeszukiwać. Dopiero policja znalazła.

Zdrętwiałam niemal na myśl, że przymierzałam przedmiot, zdjęty z trupa. Roman musiał to odgadnąć, bo od razu znalazł słowa pociechy, biżuterię przed zwrotem umyto i zdezynfekowano, żaden ślad na niej nie pozostał. Mogłam się uspokoić.

– Zatem na dwoje babka wróżyła – westchnął Gaston. Wielbiciel okazał subtelność i nie szarpał zwłok damy serca albo obcy zabójca nie interesował się pamiątkami.

– Tak to wygląda – przyświadczył Roman. – Dalej, co do plotek, które zdobyłem… Cała służba upiera się przy koncepcji ślubu z panem hrabią, przyśpieszenia jego zgonu i potem ślubu z amantem. Z tym że w tej ostatniej kwestii zdania są podzielone, jedni twierdzą, że to jej zależało, zakochała się i trzymała go pazurami, wabiąc majątkiem, a drudzy, że przeciwnie, to on jej pilnował, czatował na to dziedzictwo, a ona grymasiła. Trudno ocenić, która opinia jest słuszna.