Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 18 из 70

Przez wspomnienie okropne straciłam chwilę rozmowy. – Och, sękocińskie lasy – mówiła Ewa. – Podobno przed wojną były rzeczywiście wspaniałe, starodrzew, ale wszystko zostało wycięte i teraz niewiele zostało. Oczywiście odrasta, ale w mniejszym zakresie, to już nie to, co było. Przyznam się panu, gdybym wiedziała, że moja przyjaciółka do tego stopnia poddała się tej pielęgniarskiej pracy, sama bym do niej pojechała, ale na ostatnie kilka lat straciłyśmy się z oczu, urwany kontakt, i zupełnym przypadkiem, przez notariusza, odnalazłyśmy się ponownie. To w wielkim stopniu moja wina, zmieniałam adresy, nie zdążałam wszystkich zawiadamiać…

– Nie wiem, czy należy żałować, bo, wnioskując na oko, to zamknięcie się wśród lasów wyszło pani przyjaciółce na zdrowie. Opalanie się to moda, czasem nawet szkodliwa – tu doktór zwrócił się do mnie – ale metoda, którą pani stosuje jest ze wszech miar godna polecenia. Umiar, a nie szaleństwo.

W głowie ciągle jeszcze miałam te potworne kołduny.

– Urodziło się wtedy źrebię – powiedziałam wbrew woli. – Klaczka. Astra. Jej matka, Gwiazdeczka, do tej pory jest moim ulubionym wierzchowcem.

– Jeździsz ko

– Dlaczego z przyjemnością? – zainteresował się Karol, który dotychczas przysłuchiwał się całej rozmowie w milczeniu. – Bo z jednej strony byłam dumna z przyjaciółki, która jeździ na koniach, a z drugiej czułam się szczęśliwa, że ja nie muszę. Wiedziałam, że o piątej rano ona leci na tory i rozkosznie obracałam się na drugi bok.

– Zważywszy, iż fakt, że cię kocham, nie ulega wątpliwości, mogę sobie pozwolić na szczerą uwagę – rzekł Karol uroczyście i wszyscy spojrzeliśmy na niego z wielkim zainteresowaniem. – Otóż stwierdzam, co w najmniejszej mierze nie jest krytyką, że twoja przyjaciółka, która, o ile wiem, jest twoją rówieśnicą, wygląda o… no, uczciwie oceniając… o trzy lata młodziej niż ty. Nie zamierzam się czepiać, ale to z pewnością te konie…

Obie z Ewą popatrzyłyśmy na siebie najpierw w osłupieniu, a potem z największym rozbawieniem.

– A nie to leśne, świeże powietrze? – spytała Ewa.

– Tego nie przyznam za nic w świecie. Nie mam zamiaru zapaść na wątrobę, reumatyzm i przewód pokarmowy, żebyś odmłodniała, pielęgnując mnie. Będę się upierał przy koniach. – O Boże! Cóż za doping! Chyba zacznę jeździć…

Poczułam, że lubię Karola. Może i był trochę niedźwiedziowaty, ale promieniowała z niego dobroć i dobroduszność. I powierzchowność miał przyjemną, nie z tych, co budzą nagłe bicie serca, ale jakby uspokajającą i napawającą zaufaniem. Na miejscu Ewy czułabym w nim oparcie, opokę wręcz, szczególnie iż widać było, że obdarza ją głębokim uczuciem.

Kwestii tego wyglądu o trzy lata młodziej nie podnosiłam, uważając stwierdzenie za zwykły komplement. Ewa zdumiewała mnie od pierwszej chwili, wiedziałam przecież, że jesteśmy w jednym wieku, tymczasem dwudziestu lat bym jej nie dała. Twarz tak świeża, tak gładka, bez najmniejszego śladu przywiędnięcia, ruchy tak żywe i sprężyste jak u młodej dziewczyny, Karol doprawdy grzeczność wielką mi okazał.

Natomiast wstawania o piątej rano i objeżdżania koni na jakichś treningach na Służewcu w najmniejszym stopniu nie mogłam sobie przypomnieć. Cóż to w ogóle było, ten Służewiec…? A, prawda, miejscowość, wieś chyba, w pobliżu Warszawy, nazwa mi się o uszy obiła. Ale co, na Boga, ja z tym miałam wspólnego…?!

Zarazem przypomniałam sobie nagle, że przecież Ewa naprawdę ma na imię Ewelina i tak ją znałam, a tu już do Ewy przywykłam i do tej osoby, którą widzę, a nie do tamtej, którą lepiej powi

I nagle kolejne spostrzeżenie spadło na mnie niczym grom z jasnego nieba. Ogólnie skołowana całą sytuacją, nie zwróciłam na to wcześniej uwagi, choć w głębi duszy coś mnie dręczyło. Z kimże, na litość boską, mamy do czynienia?! Obie wszak pochodzimy z arystokracji, ona, baronówna z domu, po kądzieli prawnuczka Potockich, ja, hrabianka i hrabina, z książęcą krwią w żyłach… Siedzi tu z nami zwykły medyk, usługi dla zarobku świadczący, rozmawia jak równy z równym, ja sama pozwalam się zapraszać na jakiś obiad czy kolację oficjalistom i urzędnikom, bo czymże i

Gdzież się podziały sfery, gdzie salony, gdzie bariery społeczne nie do przekroczenia? Służba, Boże drogi, nie ma służby! Nikt nas nie oddziela od pierwszego lepszego kupczyka, od chłopa nawet! A skąd ja mam wiedzieć, czy pan Villon z chłopów, na przykład, nie pochodzi? Cóż się stało z tym światem, co za jakieś zrównanie przerażające nastąpiło, potomek książąt i potomek plebejusry w przyjaźni są ze sobą; czy to już pochodzenie przestało cokolwiek znaczyć…?! Chyba przestało…?

Ze zdumieniem najwyższym stwierdziłam, że mnie to mało obchodzi. Może znów poglądy nieboszczyka ojca we mnie się odezwały, wszak zawsze ogólne oburzenie budził, twierdząc, iż więcej warte jest ukształcenie, wiedza i charakter człowieka niż jego parantela, za negatywny przykład niekiedy nawet synów królewskich podając. Czyżbym teraz te poglądy za własne przyjęła…?

Chyba tak…





Mgnienie zaledwie zajęły mi te nagłe rozważania i najzupełniej naturalne mi się wydało, że na obiad idziemy razem z doktorem, który już do naszego towarzystwa całkowicie przystał. Za mojego wielbiciela został wzięty i zaakceptowany. W dodatku, co gorsza, przyjemność mi to sprawiło…

Wieczór w kasynie, za który potępiona zostałabym bezapelacyjnie w moich czasach, miałam już za sobą. Wygrana z niego wyszłam ku własnemu zdumieniu, a przy tym zachwycona, bo wreszcie mogłam osobiście sprawdzić, jak też nasi wielcy panowie majątki tracili. Głupi musieli być… Telewizja, ukradkiem w nocy oglądana, filmy, jakich mi Roman dostarczył, ogromną wiedzę mi dały. Bez tchu niemal przed ekranem siedząc, ze zgrozą ujrzałam świat, w którym jakieś kompletne pomieszanie wszystkiego nastąpiło, płci obie zwłaszcza do góry nogami stanęły, kobiety, miast kazać się zdobywać i opieki żądać, same na mężczyzn się rzucają! Miast uroki swoje im prezentować, kusząc umiejętnie, spodnie noszą i jawnie ich garną ku sobie! O nie, takiego głupstwa już z pewnością nie zrobię!

Ewie pytań wprost nie mogłam zadawać, bo za pomyloną by mnie wzięła, jeden Roman do wyjaśnień mi służył, ale znów rozmów aż tak osobistych nie wypadało mi z nim prowadzić. Dyplomacji musiałam użyć, w czym widoki, na każdym kroku spotykane, bardzo mi pomogły.

Pierwsza para młoda, nagimi ciałami zespolona, wzajemnie objęta, na plaży, wśród tłumu, na ludzkich oczach, dała mi prawo do krytyki.

– To już chyba rozwydrzenie przesadne – rzekłam z niesmakiem do Ewy, wskazując ich gestem i odwracając wzrok, bo wstyd mnie za nich ogarniał.

– Przecież nic nie robią? – zdziwiła się na to. – A cóż by jeszcze mieli robić…?!

– Gzić się. No, niewiele im brakuje… Ale ty rzeczywiście w tym swoim zaścianku kompletnie zmurszałaś! Czasem mam wrażenie, że cofnęłaś się w rozwoju do zeszłego wieku. Owszem, nasze babki na taki widok trupem by padły, chociaż nie, babki już przywykły, prababek potrzeba. O co w ogóle chodzi, sama się tak prowadzałaś z chłopakiem… A, nie, prawda, ty przed ślubem nie zdążyłaś, a potem, zdaje się, nie miałaś szans.

– A ty?

– A ja owszem. No, mimo wszystko trochę dyskretniej. Zbiorowego seksu nigdy nie lubiłam, poza tym teraz w zupełności odpowiada mi Karol i na żadne odskoki nie reflektuję. Zamierzamy mieć dzieci.

To mi się wydało dość naturalne, każde małżeństwo na ogół chce mieć dzieci. Ostrożnie spytałam, dlaczego dopiero teraz, skoro są już pięć lat po ślubie, na co mi Ewa beztrosko odparła, że chcieli przeżyć jeszcze parę lat swobody i korzystać z młodości. Także sprawdzić, czy małżeństwo im się utrzyma, bo rozwód przy dzieciach to zawsze komplikacja i nieprzyjemność.

O szaleństwie rozwodowym, panującym na całym świecie, już wiedziałam, choć wciąż jeszcze nie mieściło mi się w głowie. Skandalu żadnego nikt w tym nie widział i sama nie umiałam się zdecydować, dobrze to czy źle. Uwolnić się na zawsze od złej żony czy złego męża, to tak, ale znów z drugiej strony dla byle fanaberii współmałżonka porzucać…? A gdzież pewność jakaś i bezpieczeństwo…?

Za to osoby wolne… Do tego prawie zaczęłam przywykać, telewizję oglądając, tyle że mi się to wydawało wprost niemożliwe w naturze. Ledwo poznawszy człowieka, nic o nim nawet nie wiedząc, miłość chyba czując od pierwszego wejrzenia…? Tak zaraz, bez starań, bez zabiegów, bez subtelności żadnej, wstydu nie okazując ani najmniejszej przyzwoitości, zuchwale i gorsząco z nim się łączyć? Jakże to…? Czyżby istotnie tak nieskończone rozwydrzenie zapanowało?

No i ta intymność cała higieniczna, publicznie pokazywana, dreszcz we mnie budziła, mimo iż poddałam się jej, ukradkiem niektórych zakupów dokonując. I wygodę z tego płynącą tylko pochwalić mogłam, ale jawność okropna była nie do przyjęcia. Gdzież rozum miały te obecne kobiety, wszelkiej swojej tajemniczości się wyzbywając?!

W Ewie jakieś tamy się zerwały, plotki mi różne jęła opowiadać, wśród których dostrzegałam chwilami znane mi osoby. Nic dobrego z tego rozpasania babilońskiego nie wychodziło, same dramaty i nieszczęścia, ledwo czasem ktoś wyjątkowy dobrze na tej, pożal się Boże, wolności wychodził. Ona zaś, najwyraźniej w świecie, ów związek najściślejszy płci dwojga za zwykłą rozrywkę uważała!

Rozrywka… Rozrywka…? Gdzież w tym jakaś rozrywka się mieści…?!

Razem wziąwszy, tylem się dowiedziała, że mnie to znów zaczęło rewolucyjnie korcić. Swoboda seksualna, tak się to nazywało. Mam spróbować…?!!!

Rozmowa przy obiedzie o różnych filmach się odbywała i znów pilnie słuchałam, mało się sama odzywając. Brutalności nadmiar, takiego wszyscy byli zdania. Młodzież to ogląda i dzieci, potem wyrastają z nich przestępcy bez sumienia i umiaru. Okrucieństwo i przemoc, na każdym kroku pokazywane, źle wpływają na wychowanie, Ewa i Karol z doktorem się zgodzili, a i ja się do poglądu przychyliłam, choć tylko teoretycznie, bo z praktyki niewiele wiedziałam. Potem na literaturę przeszli i wówczas okazało się, żem niektórych bardzo znanych książek wcale nie czytała, a skąd je miałam czytać, o ich istnieniu nawet nie miałam pojęcia! Znów musiałam usprawiedliwiać się tą moją głuchą wsią i stękającym mężem i tyle mi z tego przyszło korzyści, że mi więcej powiedziano. I też szczegóły to były takie, że aż mnie dławiło w sobie, ale opanowania nie straciłam.