Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 13 из 70

Dech mi zaparło i omal nie poderwałam się z krzykiem. Szyba nie była już czarna, postacie ludzkie poruszały się na niej, twarze ujrzałam, ulicę, po której automobile pędziły, szyba jakaś sklepowa z brzękiem poleciała i człek przez nią wypadł. Słów, które się rozlegały, w pomieszaniu nie rozumiałam. Nagle urwało się to i widok się pojawił dobrze mi znany, konie, jeźdźcy na nich, grunt skalisty, słabo zarośnięty, kawalkada jakby wojska w mundurach, melodia do tego brzmiała obca mi, choć trochę do marsza podobna. I znów to znikło, a za to piękna bardzo pa

Głos o myciu owych zębów mówiący przycichł nagle, natomiast odezwał się Roman.

– To jest telewizja. Jak działa, tego jaśnie pani wytłumaczyć nie zdołam, zresztą, tak naprawdę tylko specjaliści to wiedzą. Gdzieś tam daleko obrazy są wysyłane bardzo skomplikowanym sposobem i na tym ekranie się je odbiera. To, co jaśnie pani przed chwilą widziała, to były kawałki dwóch filmów i reklama. Reklama właśnie leci…

Na szybie pudła jakieś osoby, skąpo odziane, właziły pod górę, a każda z nich miała na plecach tobół wielki. Nagle sam tobół się pokazał i czyjeś ręce wyjmowały z niego mnóstwo różnych rzeczy. Głos rozległ się wyraźniej i usłyszałam, że jest to niezwykle pakowny plecak, który sam nic nie waży, a mieści w sobie coś, czego wcale nie znałam. Ledwo zdążyłam się przyjrzeć, a już kawę paloną powolutku sypano i zaraz ta kawa jęła parować w filiżance. Nazwę też głos wymienił, której wcale zapamiętać nie zdołałam.

– Niech Roman to wszystko powtórzy jeszcze raz – zażądałam sucho.

– To ja inaczej powiem. Co to są sztuki, odgrywane w teatrze przez aktorów, jaśnie pani doskonale wie. Takie same sztuki, ale fotografowane, to jest film. Fotografie specjalnym aparatem robione, kamerą, jedna za drugą, pokazywane ciągiem, oddają wrażenie ruchu…

Dobrzem zgadła, że dagerotypy udoskonalono!

Roman kontynuował. Pojęłam, że ów film, całą historię przedstawiający, pojawia się na tej szybie, ekranem zwanej. Czemu ekranem…? Ekran wszak, to parawanik do kominka… Ekran telewizyjny, niech będzie…

Wszystko można kamerą sfotografować, określał to słowem “nakręcić”, wszystko można nakręcić i na ekranie pokazać. Przeto cały świat korzysta i nie tylko filmy są prezentowane, ale także polityczne różne rozmowy, wydarzenia prawdziwe z całego świata, rewie mody i reklamy. Produkty najrozmaitsze ich fabrykant pokazuje i zachwala, każdy i

– Najlepsza byłaby jakaś rzecz znajoma – odparł na wyrażone przeze mnie życzenie. – Jaśnie pani czytywała sztuki Szekspira?

Oczywiście, że czytywałam, przez kilka lat miałam wszak guwernantkę Angielkę i przez nią to dzieła Szekspira w naszej bibliotece się znajdowały. Zaciekawiłam się chciwie.

– I co?

– “Poskromienie złośnicy” nakręcone zostało…

– I co? Chce Roman powiedzieć, że tu siedząc, całą sztukę obejrzeć mogę?

– Tak jest. Na wszelki wypadek kupiłem kasetę, to się nazywa wideo, można ją włożyć do aparatury, tej tam, pod spodem, i oglądać spokojnie. I drugi jeszcze film, wiedziałem, że jaśnie pani czytała książki Juliusza Verne’a, nakręcony został film z “W 80 dni dookoła świata” i pomyślałem, że jaśnie pani chciałaby to zobaczyć. Więc też mam.

Poczułam, że pragnę tego strasznie i nie skryłam chęci. Roman pokręcił głową.

– To nie w tej chwili, bo długo trwa, a jaśnie pani jest umówiona. Może jutro rano.

– Ależ jutro jedziemy do Trouville!

– Wszystkiego raptem dwie godziny drogi. W południe możemy wyjechać, o drugiej będzie jaśnie pani na miejscu, a przedtem jeden z filmów można obejrzeć.

Po namyśle wyraziłam zgodę, postanawiając, że w tym celu wcześniej wstanę. Teraz, istotnie, coraz mniej miałam czasu. – No dobrze, a co to było, te urządzenia w biurze u prezesa spółki? Całkiem podobne, a na tym… ekranie… zupełnie co i

– Komputery. Inaczej maszyny liczące, ale już udoskonalone. Wszystko się w nich znajduje i rozmaicie ich można używać, tylko trzeba umieć…

– Jak to?! Te dzieweczki młode umieją…?!

– Więcej dzieweczki młode niż osoby starsze. Teraz dzieci w szkole uczą się na komputerach i bywa, że rodzice dziecko wzywają do pomocy, żeby coś tam zrobiło, bo lepiej potrafi. Cały świat jest skomputeryzowany i jak pani pytała w recepcji o godzinę odjazdu pociągu, ręczę, że osoba tam popukała w klawisze i na ekranie te godziny od razu zobaczyła. Równie dobrze mogła pani powiedzieć, jak jeżdżą pociągi z Warszawy do Krakowa albo z Tokio do Osaki.





– Ależ to Japonia! – wyrwało mi się w zdumieniu.

– Dla komputerów bez znaczenia. Może być Brazylia i Alaska…

Za dużo mi się tego robiło. Cóż za świat niesamowity! Na nowo poczułam lęgnący się zamęt w głowie.

Roman patrzył na mnie z troską.

– Była myśl, żeby przenieść jaśnie panią w czasy nieco wcześniejsze, kiedy te wynalazki dopiero zaczynały rozkwitać, i obyczaje trzymały się jeszcze w granicach przyzwoitości, ale trafiłaby pani na drugą wojnę światową i to byłoby niedobrze. Działy się straszne rzeczy…

– Jaką drugą wojnę światową? Drugą? A gdzie pierwsza? – Pierwsza wybuchła dwadzieścia pięć lat wcześniej, na początku wieku.

– I kto się z kim bił? – zainteresowałam się, bo przypomniała mi się nagle ta Polska, której nie powi

– Wszyscy ze wszystkimi. Za każdym razem zaczynali Niemcy. W pierwszej walczyli z Rosją, brały w tym udział Austria, Francja, Anglia, Włochy, Turcja, całe Bałkany, wtrąciła się Kanada i Ameryka… wtedy rozpadły się Austro-Węgry i Polska odzyskała niepodległość, bo Niemcy w ogóle przegrały, a w Rosji wybuchła koszmarna rewolucja. W drugiej było jeszcze gorzej, cała Europa, Stany Zjednoczone, Japonia, walki toczyły się w Afryce, Australia się wplątała, wręcz nic było na świecie spokojnego miejsca. Oczywiście Niemcy znów przegrali, za to Rosja, nazywana Związkiem Radzieckim, zagarnęła pod swoje wpływy całą Europę Wschodnią To na mapie jaśnie pani powi

Słuchałam tego z szaloną chciwością. – Czy to znaczy, że cara już nie ma?

– Od dawna. W czasie rewolucji został zamordowany z całą rodziną.

– A Polska istnieje i jest niepodległa? I niezależna?

– Całkowicie. Chociaż trochę jej ta niezależność bokiem wychodzi…

– Zaraz. A kto teraz panuje w Anglii?

– Królowa Elżbieta II. Następca tronu, Karol, pięćdziesiąte urodziny niedługo będzie obchodził, a przedtem był straszni skandal z jego żoną, która się tu, w Paryżu, zabiła. W Dani panuje królowa Małgorzata, w Holandii królowa Beatrycze… – Jest gdzieś jeszcze jakiś król?

– Owszem, w Szwecji, w Norwegii, w Hiszpanii… Jaśnie pani będzie musiała obejrzeć mapy, ja się o nie postaram a oprócz tego poczytać książki. No i gazety. Mnóstwo dawnych kolonii zyskało samodzielność, a teraz w ogóle biją sią na Bałkanach.

– A Francja…?

– Francja pozostała republiką. Straciła Afrykę Północną i Indochiny. A w Paryżu nastąpiły wielkie zmiany, nie zdążyłem ich jeszcze jaśnie pani pokazać, bo za mało czasu była nowe dzielnice, nowe budownictwo…

Indochiny razem z Afryką nie obchodziły mnie zbytnia bo i tak nie wiedziałam, że Francja je miała. Skoro straciła musiała chyba przedtem mieć…? To mi nie robiło różnicy ale Paryż…? Zmiany w Paryżu!

Tak było. To tam właśnie jaśnie pani jest zaproszona na kolację. Te słowa mi wreszcie uświadomiły, że czas najwyższy do tej kolacji się przygotować. Kołomyję istną miałam w głowie, zbyt wiele wiedzy na mnie spadło za jednym zamachem. Odesławszy Romana, dobierając strój, postanawiałam stanowczo uczyć się tego nowego świata po trochu i nieco wolniej. Pamięć wciąż miałam doskonałą, ale właśnie dzięki niej wszystko razem kłębiło mi się w umyśle jakby nie dokończone i w kawałkach. Dobrze chociaż, że o tych dwóch wojnach Roman mi powiedział, inaczej głupstwo jakieś mogłoby mi się z ust wyrwać. I królowej Wiktorii byłam pewna, a tu proszę, Elżbieta…! Ciekawe, skąd się wzięła…

Ubrać się w te nowe rzeczy już potrafiłam i wobec jeszcze nowszych osobliwości prawie wydały mi się znajome. Czarną sukienkę wzięłam, wprost rewolucyjną, z dekoltem i nad kolana, ale skoro mogła rewolucja być w Rosji, dlaczego nie u mnie…? Moje boa z czarnych rajerów doskonale do tego pasowało, diamenty na szyję, pończochy niczym mgiełka i pantofelki świeżo kupione, na obcasach wyższych niż zwykle nosiłam, ale wygodne.

Pan Renaudin czekał w holu. Roman też się tam znalazł i zaproponował, że nas zawiezie i przywiezie, na co od razu wyraziłam zgodę. Pewniej się czułam, mając go w pobliżu.

Zmiłuj się, Panie, a cóż to była za dziwaczna budowla! Wieża, spodziewałam się wieży w rodzaju zamkowej, do średniowiecznych podobnej, tymczasem ujrzałam coś przeraźliwie wysokiego, jakoby szpic lecący ku górze, ażurowy, niczym z czarnej koronki zrobiony, lśniący światłami od dołu do samego czubka. Na Polu Marsowym to stało, blisko Sekwany.

Wszystkich wrażeń zgoła nie zdołałabym opisać. Winda do restauracji nas dowiozła, widok był stamtąd na cały Paryż, już oświetlony niesamowicie, choć ledwie słońce zachodziło. Pan Renaudin pokazywał mi różne miejsca i objaśniał, oprowadzając wkoło i chybam się niestosownie zachowała, bo z emocji od widoków sama nie wiedziałam, co robię. Przy stoliku zasiadłszy, jakieś trunki piłam, aperitifami i koktajlami zwane, później dopiero kolacja nastąpiła, w której wziął udział przyjaciel pana Renaudin.