Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 6 из 43

– Pewnie wolałbyś, żebym tam nie szedł – szepnął Jon. – Boisz się, że gdy pójdę jako Jego wyznawca, On stanie się znów mocniejszy. A ty chcesz wierzyć, że On w końcu zniknie, wraz z brakiem wiary. Ale ja nie jestem Jego wyznawcą. I nie będę. Ja Go nawet nie znam, mimo że mnie wezwał. A zresztą… kocham Boga Dobroci. Wiem, że jest to dobra obecność. Dziś znów ją czułem, widząc w Puszczy łanię, prowadzącą swoje małe. Za łanią skradał się wilk i chciał porwać koziołka. Nagle podniosły się opary z pobliskiego bagna i zasłoniły przed wilkiem całą rodzinę. Światowid pewnie chciałby, żeby ofiarować mu tę łanię i koziołki. Jak wilk. Bóg Dobroci ją ustrzegł. Strzeże też wilka, by nie zdechł z głodu.

– A gdyby Bóg nie ustrzegł łani, przestałbyś Go kochać? – spytał Isak.

– Och, On ma tyle spraw na głowie, tylu ludzi i tyle ich kłopotów! Nie zawsze ma czas, by wszystkim się zająć. Ja Go rozumiem – rzekł Jon, a stary kapłan uśmiechnął się na to wyjaśnienie, myśląc w duchu, o ile łatwiej być dwunastoletnim chłopcem niż starym człowiekiem.

– Isaku, jeśli pójdę Kamie

– Dobrze. Idź. Lepiej, żebyś to ty poszedł w tę Drogę, niż żeby On, zniecierpliwiony, wezwał kogoś słabszego. Ale nie śpiesz się. I zanim pójdziesz, przyjdź do świątyni…

– Chcesz mnie wyegzorcyzmować? – spytał chłopiec.

– Nie. Chcę cię pobłogosławić, żeby w Drodze, skoro już musisz nią iść, chronił cię nasz Bóg – powiedział Isak i pogłaskał Jona po jasnych włosach.

Jon nie śpieszył się na drugi brzeg Rzeki. Mijały kolejne pory roku: śnieg to sypał, to znowu topniał, liście drzew rodziły się w kolorze jasnej zieleni lub sfruwały spurpurowiałe, zaścielając ziemię. Gaja powoli zarzuciła zabawę lalkami i zaczęła towarzyszyć chłopcu w polowaniach, a dwa kasztanowe, dzieci

Do ślubu brakowało już tylko trzy lata – gdy Jon po raz trzeci przekroczył Rzekę w zakazanym miejscu. Tym razem zrobił to jednak jawnie, w jasny dzień, na oczach całego Plemienia. Skoro Plemię i tak wiedziało, że poczuł zew – skradanie się i oszukiwanie bliskich nie miało sensu. Starszy o parę lat Jon pojmował to lepiej niż dwunastoletni wyrostek.

Nie zamierzał iść do Światowida, chciał tylko poznać drogę ku Niemu. W tym celu potrzebował światła dnia, a nie mroku nocy, zniekształcającego wszelkie miary i potęgującego lęk. A zresztą, choć nikt o tym nie mówił – Tabu! – wszyscy w Plemieniu wiedzieli, że chłopiec usłyszał zew Bezimie

Gaja niczego się nie domyślała. Była coraz piękniejszą dziewczynką, szczęśliwą, że pod opieką narzeczonego może poznawać tajniki Puszczy, wspinać się na wysokie drzewa i podpatrywać ptasie gniazda, przyjaźnić się z młodymi wilczkami, lisami, a nawet z niedźwiadkami. Okazało się bowiem, że Gaja nie rośnie na łowczynię – jak wszyscy się spodziewali, wnosząc to z jej zwi

Gaja patrzyła na Jona i

– Tabu! Tabu, Gajka!

To słowo sparaliżowało dziewczynkę: zatrzymała się pośrodku nurtu i bezsilnie patrzyła, jak narzeczony staje na kamieniach na drugim brzegu Rzeki.

– Czemu tam szłaś? – spytał szaman. – Tobie nie wolno.

– Dlaczego? Chcę wiedzieć, gdzie idzie Jon i co tam jest – odparła buntowniczo Gaja, a na twarzy szamana odbiło się zdumienie. Pojęcie Tabu już dawno zabiło ciekawość Plemienia wobec drugiego brzegu i szaman z niepokojem stwierdził, że pierwszy raz widzi kogoś, w dodatku dziewczynkę, kto tę ciekawość wciąż czuje. Pomyślał, że Gaja z Jonem do siebie pasują, lecz nie był pewien, czy wyniknie z tego coś dobrego. Może Jon powinien mieć i

– W jakiej drodze? – zdziwiła się.





Tego nikt nie wie. Wiemy tylko, gdzie Droga się zaczyna. Tam, na drugim brzegu, w Puszczy. Lecz to jest tylko jej początek – westchnął szaman, patrząc w ślad za znikającym chłopcem.

Jon po raz trzeci stał na drugim brzegu Rzeki w zakazanym miejscu: pierwszy raz był tu prawie pięć lat temu, gdy ratował Gaję, usłyszał zew Bezimie

…była i

– Gdyby to chodziło o miłość, chcieliby Go jak najszybciej zobaczyć. Wtedy Droga byłaby prosta i krótka. Mogliby wówczas widzieć z oddali Jego sylwetkę i zbliżając się, odczuwaliby coraz większą radość – przeszło chłopcu przez głowę. – Jeśli jednak Droga wije się, kręci, znaczy to, że jej budowniczowie pragnęli odwlec moment, w którym pielgrzymujący staną twarzą w twarz ze swoim Bogiem. A skoro tak odwlekali…

Gdy Jon pokonał pierwszy zakręt, aby dostrzec drugi – do Boga wciąż było daleko – uderzyła go odmie

Jon odkrył je wtedy, gdy usłyszał swój oddech. Prawie nigdy nie słyszał w lesie swego oddechu. Zagłuszał go szum liści na drzewach i skrzypienie konarów, świst i szelest traw, śpiew ptaków, brzęczenie owadów, szurające skradanie się zwierząt wśród krzewów. Tu panowała cisza. Jakby ptaki i zwierzęta nie chciały zapuszczać się w te okolice, owady wymarły, a drzewa bały się poruszyć. Jon przyjrzał się teraz drzewom: były o wiele wyższe i potężniejsze niż wokół jego Wioski. Od setek lat części Puszczy nie tknęła siekiera człowieka, do opasania pni drzew trzeba by kilku ludzi, a do wdarcia się w głąb lasu niezbędny był topór.

Ptaki, owady, zwierzęta i drzewa milczą, żeby lepiej było słychać Głos Boga – pomyślał chłopiec i nagle, ku swemu zdumieniu, naprawdę Go usłyszał. Zdumienie początkowo przeważyło nad strachem.

– GRDBGHGBZW… – niosło się Puszczą głuche, dudniące i zarazem dziwnie bezdźwięczne wołanie. Co oznaczało? Jon nie pojmował jego znaczenia. Poczuł tylko, że jego serce przez kilka sekund biło dokładnie w rytm słów Bezimie

Głos Boga zamilkł, a Jon ruszył dalej, pokonując drugi zakręt Kamie

– Wracam – szepnął do siebie – wystarczy. I tak nie pójdę dalej bez błogosławieństwa Isaka. Już wiem, że On jest właśnie tam, za trzecim zakrętem.

Zawrócił – i wtedy poczuł zew. Coś usiłowało zmusić go, aby szedł dalej, coś odpychało jego nogi od kamie