Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 28 из 43

Uczeń podążał do części miasta, która nieoficjalnie należała do przedstawicieli Imperium. Ulice stawały się szersze, puste. Pielgrzymi tu nie docierali, jakby czując, że nie ma tu dla nich miejsca. Budynki były bardziej okazałe, a ich dekoracje nosiły piętno obcości. Uczeń wciąż zakrywał twarz rąbkiem płaszcza i rozglądał się, więc Jon z Chłopcem musieli uważać, by ich nie dojrzał.

Tak, on ma coś na sumieniu, pomyślał przerażony Jon, wciąż nie mogąc uwierzyć, że jeden z dwunastu wybranych Uczniów Człowieka mógłby mieć złe zamiary. Czego jednak szukał w tamtym budynku władzy, która nie lubiła, gdy zwole

– To zdrajca, Jonie. On nie wierzy w Nauczyciela. Zazdrości mu miłości, czci i sławy. Sprzedał Go – szeptał mu Chłopiec do ucha.

– Dlaczego? Każdy kto jest blisko Człowieka, musi Go kochać i czcić…

– Więc może kocha Go i czci tak mocno, że boi się być niewolnikiem tego uczucia? – podpowiedział Chłopiec. – Wielka miłość graniczy blisko z nienawiścią, a zbyt wielka cześć wobec kogoś umniejsza poczucie własnej wartości. On chce je odzyskać…

– Co możemy zrobić? – spytał niepewnie Jon, widząc, że Uczeń jest coraz bliżej domu Namiestnika.

– Powstrzymać go – odparł Chłopiec, wyjmując długi, wąski nóż.

– Chcesz go zabić?! – przeraził się Jon.

– Ależ nie – uspokoił go Chłopiec. – Schwytamy go, nastraszymy i przetrzymamy w ukryciu tak długo, aż Człowiek obejmie we władanie cały kraj. Pójdą za nim wszyscy, którzy pragną wolności i wspólnie wystąpią przeciw Imperium. Człowiek zostanie prawdziwym królem, a nie Królem nie z tej ziemi, co dla niektórych brzmi niepoważnie… – szeptał Chłopiec tak przekonująco, że Jon bezwiednie ruszył za nim, przyśpieszając kroku. Dom Namiestnika Imperium był coraz bliżej, ale brunatny płaszcz Ucznia oddalał się.

– Szybciej… szybciej… Raz wreszcie zrobisz coś dobrego – szeptał Chłopiec, ciągnąc za sobą Jona. – Właśnie teraz możesz naprawić wszystkie błędy, jakie popełniłeś. To ja podpowiedziałem Mu, którędy powi

– Klęską Cywilizacji? – spytał Jon.

– Cywilizacja nie jest wcale tak wspaniała, jak ci się wydaje tam, w twojej głuszy… – zaczął Chłopiec i urwał.

Na ich drodze stanęła Dziewczyna. Pojawiła się nie wiadomo skąd i nie wiadomo jak, ale stała teraz przed nimi i Jonowi znów zaczęło się zdawać, że przez jej ciało prześwituje rozświetlona gwiazdami noc. Przystanął, dysząc ze zmęczenia i lęku. Nie wiedział, co ma robić, kogo słuchać.

– Głupia, stuknięta wieśniaczko z Domremi! – wrzasnął nagle Chłopiec, a w kącikach ust pojawiła mu się strużka śliny. – Nie wstrzymasz nas!

– Pamiętasz Orlin? Wstrzymałam wielu…

– Raniono cię tam w głowę i jeszcze bardziej zwariowałaś! – krzyczał Chłopiec. Jon wsłuchiwał się w te dziwaczne nazwy: Orlin, Domremi i wydawały mu się to obce, to znów niepokojąco znajome.

– Zanim mnie raniono, zabiłam wielu – powiedziała Dziewczyna.

– I teraz też chcesz zabijać? Chcemy uratować życie Człowieka, a ty chcesz, by On zginął w okrutnych cierpieniach i poniżeniu! – krzyczał Chłopiec. – Jesteś za śmiercią, przeciw życiu!

– Nie chcę nikogo zabijać, chcę was tylko powstrzymać. Chcę, byście zaniechali działania – odparła Dziewczyna.

– Zaniechanie też bywa grzechem. A ty jeszcze nie masz mocy – uśmiechnął się nagle Chłopiec, wyszczerzając zęby jak zły pies. – Moc nie działa wstecz.

– Idź sobie i rób, co chcesz, sam niczego nie zdziałasz, jesteś tylko narzędziem. To jego muszę wstrzymać – powiedziała Dziewczyna, wskazując na Jona.





– W imię czego? Chcesz, by wziął na swoje sumienie tak straszny grzech, jak dopuszczenie do mordu?

Jon patrzył na nich, zdezorientowany i gorączkowo myślał: Uczeń wziął brzęczące srebrne monety i sprzedał za nie Człowieka. Jak Uczeń mógłby Człowieka zabić, nie budząc podejrzeń i

– Chcesz, aby zdrajca oddał Człowieka w ręce Obcych? Chcesz, żeby On zginął? Nie pragniesz, by został prawdziwym królem? Pomyśl tylko: cała Święta Ziemia pod Jego panowaniem… – przekonywał Chłopiec.

Myśl, że Człowiek zostałby prawdziwym królem, że mieszkańcy tego kraju ruszyliby na Obcych z Jego imieniem na ustach, wyzwalając Świętą Ziemię spod twardej ręki Imperium, była upajająca i cudowna. Jon nie mógł zrozumieć, jak ktoś chciałby temu przeszkodzić. I właśnie ogrom tego niezrozumienia zatrzymał go. Stał teraz pomiędzy Chłopcem i Dziewczyną, dygocąc z niepokoju. Uczeń w brunatnym płaszczu zbliżał się do domu Namiestnika.

– Dlaczego jesteś za śmiercią, przeciw życiu? – spytał z niepokojem Dziewczynę. – Jak możesz stawać mi na drodze? Człowiek albo zostanie królem tej ziemi, albo będzie martwy…

– …a martwy z martwych wstanie i będzie przewodził Królestwu. Nie z Tej Ziemi, które jest wielokroć większe, nie zna granic czasu ani przestrzeni – dopowiedziała Dziewczyna, a Jon dojrzał, jak prześwituje przez nią rozgwieżdżone niebo. Bezwiednie dotknął skórzanego woreczka na szyi i wyczuł w nim malutkie ziarnko piasku. Nie było teraz martwą drobiną rozpylonego w proch kamienia. Było żywe, przez dotyk stopy Człowieka – i pulsowało w nim takie cierpienie i ból i taka gotowość do cierpienia i bólu, że Jon aż osłupiał z wrażenia.

– Człowiek będzie ukrzyżowany, będzie straszliwie cierpieć, a tłumy, które jeszcze dziś Go kochały, jutro będą z Niego szydzić i wyprą się Go – powiedział Chłopiec, a Jon na te słowa odczuł tak straszliwy ból, że chciał zerwać się do biegu, by dopaść Ucznia widocznego jeszcze w głębi ulicy. W tym momencie ziarnko piasku sparzyło mu pierś – i zatrzymał się.

– Człowiek zyska Życie po Życiu i nie takie jak nasze, kruche i krótkie, lecz na Wieczność. Jonie, bez cierpienia i ofiary to Królestwo nigdy nie powstanie – mówiła z naciskiem Dziewczyna.

– Gdyby ktokolwiek dał ci, głupia wieśniaczko z Domremi, do wyboru: śmierć w płomieniach i Życie po Życiu lub długi, spokojny, zwykły żywot, co byś wybrała? – zaatakował nagle Chłopiec i Dziewczyna opuściła głowę.

– Nie stos… Nie stos, to tak bardzo boli – wyszeptała nagle. Chłopiec podjął wątek, krzywiąc szyderczo twarz:

– A Człowiekowi nie chcecie dać prawa wyboru! Słuchaj, głupia dziewucho, wyniesiona przez przypadek i ty, kmiotku z Puszczy… Od prawieków kara krzyża była powszechnie stosowana, a wśród ofiar były istoty dobre i prawe. Krzyżowano ludzi u Scytów i Asyryjczyków, w Kartaginie i w Persji, w królestwach, których nazw nikt już nie pamięta. I krzyżuje się ludzi w Imperium. Wciąż, prawie co tydzień. Nie sposób policzyć tych, którzy zmarli w straszliwych cierpieniach, a ilu jeszcze ukrzyżują? Dlaczego tylko jeden z tych niezliczonych ludzkich cieni miałby być wyróżniony i zapamiętany? Jonie, nieważne, w jakich intencjach ona to czyni, ale opowiada się za mordem. A ty? Chcesz uratować życie Człowieka, czy także zgadzasz się na to zabójstwo?!

Jon stał porażony straszliwą prawdą tych słów.

– Obojętnie, co zrobisz – powiedziała Dziewczyna – będziesz współwi

Jon w głosie Dziewczyny wyczuł nagle niepewność, którą od razu wykorzystał Chłopiec:

– W imię wiary, o której mówisz, będą płonąć stosy. To będzie twoja Cywilizacja Miłości – powiedział złowrogo, a Jon na ułamek sekundy miał wrażenie, że w rozgrzanym, dusznym powietrzu Stolicy, w której wznosiła się Świątynia Świątyń, dostrzega kolejny miraż: widział płomienie stosu, ogień, który pochłaniał ludzkie istnienia, słyszał nieludzkie wycie, czuł potworny swąd palącego się ciała. Chłopiec ciągnął nadal okrutną wyliczankę: – W imię wiary w Człowieka na Osiołku torturowane będą osoby posądzone o czary. Imię Człowieka posłuży zarówno do szczytnych celów, jak i do bardzo niskich i trywialnych. Z Jego imieniem na ustach będą palić, rżnąć, mordować i gwałcić i

Jon słuchał długiej tyrady Chłopca coraz bardziej przekonany. Ale im dłużej Chłopiec wyliczał sposoby oddziaływania imienia Człowieka wśród ludzi, tym bardziej Jon pojmował, wbrew Chłopcu, że Człowiek naprawdę będzie Królem Nie z Tej Ziemi i że Jego panowanie będzie trwało po wieczność. Że znajdą się ludzie, którzy dzięki męczeńskiej śmierci Człowieka będą umieli odróżnić Miłość od Nienawiści. Ziarnko piasku w skórzanym woreczku wciąż pulsowało mu na piersi.

– Nie mogę rozstrzygać o czymś, co jest większe ode mnie – rzekł nagle Jon i nie spojrzawszy ani na Dziewczynę, ani na Chłopca, odwrócił się i wolno zaczął iść w stronę Świątyni Świątyń.

– Stchórzyłeś! – wrzasnął za nim Chłopiec.

Jon pokiwał głową. Tak, stchórzył. Nie znalazł w sobie dość odwagi, by ocalić życie Człowieka na Osiołku. Czuł się współwi

Wysoki, postawny Uczeń, otulony w brunatny płaszcz, który krył jego twarz, wszedł właśnie do domu Namiestnika Imperium.