Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 27 из 48

Gdy Ave przebywał jeszcze na Drabinie wraz z i

– Oczekują one, niestety, pomocy tam, gdzie doskonale radziły sobie same. Przyzywają nas z wielu błahych przyczyn. Natomiast zapominają o nas, gdy decydują się sprawy ważne, gdy stąpnięcie na ten lub i

Ave zdawał sobie sprawę, że nie zna wszystkich tajemnic anielskiej profesji, że jeszcze wiele musi się uczyć, by mądrze kierować losami powierzonej sobie ludzkiej Istoty. Wiedział też, że nie każdemu Aniołowi trafia się łatwy podopieczny. Ludzie byli tak różni jak chmury na niebie. Ale zanim strącił go Czarny, pozbawiając Mocy, Ave zdobył pewność, że dostał pod opiekę niezwykłą Istotę, przy której sam może się wiele nauczyć. Czuł, że ich współpraca zaowocuje nadzwyczajną harmonią.

Albowiem ludzie uczyli się od Aniołów, a Anioły uczyły się od ludzi. To, czy trafią na wyższe szczeble Drabiny – jak Gabriel, Uriel, Barbiel – zależało nie tylko od nich, ale i od ich podopiecznych. Człowiek miał tylko jednego Anioła Stróża, Anioł zaś nieskończoną ilość podopiecznych – ludzie w gruncie rzeczy czynili więcej dla Aniołów niż Aniołowie dla nich.

Na szczeblach Drabiny pamiętano też o Aniołach, które z miłości do rodzaju ludzkiego oddały swoje istnienie i nieśmiertelność. Rozproszyły się wprawdzie nie w Mroku, lecz w Świetle, i to z własnej woli, towarzysząc ludzkiej Istocie w jej męce i cierpieniu. Abriel został na Ziemi wraz ze swoim szalonym Prorokiem, towarzysząc mu w więzie

…tylko ja zawiodłem i nikt nie wspomni mego imienia na szczeblach Drabiny, a jeśli nawet, to jako przykład próżności, a nie poświęcenia”, myślał z goryczą i czekał na rozproszenie. Nie w Świetle, jak Abriel, lecz w obcym i wrogim Mroku.

Nagle szeroko otworzył oczy: tajemniczy, niepojęty Blask znów sączył się nie wiadomo skąd! Wpatrzył się weń zdumiony. Nie pojmował, w czym mógłby mieć swoje źródło. A jednak, żarząc się, wstrzymywał gęstnienie Mroku. Drewniane koraliki dziewczynki też stały się cieplejsze. “Ona nawet nie wie, że istnieję i jestem tak blisko”.

– Ludzie nie wiedzą, że każdy z nich ma Anioła Stróża – tłumaczył kiedyś Gabriel. – Niektórzy sądzą, że mają go tylko wyznawcy właściwej religii. I

Ave jeszcze wtedy nie znał ludzi; był u Początku swej drogi, lecz ledwo rozpoczął misję, znalazł się u jej kresu. Jedyne, co temu przeczyło, to ów Blask, którego nie powi

“Rozmowa Anioła z człowiekiem daje się słyszeć tak głośno, jak rozmowa człowieka z człowiekiem, nie jest jednak słyszalna dla i

Jan porządkował wybrane fragmenty ze Swedenborga i zastanawiał się, które z nich mogą im pomóc i w czym.

Nagle uderzyło go, że Swedenborg nosił to samo imię co jego ulubiony filozof: Immanuel – i Emanuel…

“Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie”.

W dodatku Immanuel Kant znał Swedenborga. Czy gdyby go nigdy nie spotkał, jedna z jego najsławniejszych maksym brzmiałaby tak samo? Jan się zamyślił. Czy przypadkiem jej brzmienie i sens mają związek z wizjonerem, który wyjaśniał, czym jest Niebo? Może filozof uznałby, że wystarczy drugi człon tej myśli: “Prawo moralne we mnie”? Lecz z czego prawo moralne by wtedy wynikało? Z instynktu człowieka? Czy to nie za mało, jeśli weźmie się pod uwagę, jak różni są ludzie? Jak dobry i zarazem zły bywa człowiek? Jak potrafi manipulować prawem i moralnością, naginać je do własnych potrzeb?

A gdyby tak odwrócić tę myśl, złożoną, z dwóch równoważnych sentencji? “Prawo moralne we mnie, Niebo gwiaździste nade mną”. Brzmiałaby wtedy inaczej, ale też miałaby całkiem i

Nie zabijaj! Nie kradnij! Nie cudzołóż! Nie kłam! Nie zdradzaj! Nie zazdrość! Nie oszukuj! Kochaj bliźniego!

Wielkie i mniejsze religie świata, istniejące do dziś lub dawno zapomniane, jedynie oswoiły i przetworzyły to płynące z gwiaździstego Nieba przesłanie, układając je w ciąg zakazów bądź nakazów, tworzących moralne prawo – i w ślad za nim prawo stanowione, dla słabych ludzkich Istot.

– Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie… – wyszeptał przejęty Jan. – Klepałem tę myśl, przekonany, że ją pojmuję, a nie pojmowałem. Dopiero zaginiony Anioł Stróż mojej córki pomógł mi ją zrozumieć.





W ten dżdżysty jesie

– “Niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie” – zamruczał znowu, układając drewno na palenisku. Fascynowało go, że po raz pierwszy dociera do niego prawdziwy, głęboki sens sły

Drzwi wejściowe trzasnęły i do pokoju wbiegła Ewa.

– Tato! Tatusiu! Teraz już tylko musimy znaleźć Anioła! Patrz! – zawołała i wyciągnęła przed siebie ręce. Jan ujrzał, że jego córeczka trzyma w nich długie, smukłe, złocistobiałe pióro. Ewa otworzyła powoli dłonie i pióro, uwolnione, zaczęło płynąć po pokoju, unoszone własną magiczną siłą, to łagodnie wznosząc się ku sufitowi, to znowu opadając.

– Czy TO jest… – zaczął Jan szeptem i umilkł. Oczywiście, że TO było anielskie pióro. I zarazem TO był znak, tak bardzo wyczekiwany przez Jana. Wystarczyło spojrzeć: perłowa, długa i giętka stosina wyglądała jak rzeźbiona w kości słoniowej. Srebrzystozłote piórka i puch okrywały ją inaczej niż w zwykłym piórze, nie dwuwymiarowo, ale wokół. Płynąc w powietrzu, pióro cały czas drżało, a w mrocznym pokoju zrobiło się nagle tak przytulnie, jakby żarzył się już ogień na kominku.

Do pokoju weszły babcia z A

“Anielskie pismo…”, pomyślał. “Nie trzeba pytać o zdanie żadnego ornitologa. Cóż ornitolog wie o Aniołach! Mniej niż ja! Chciałem otrzymać znak. I mam go. Tak, teraz rzeczywiście wystarczy już tylko odnaleźć Anioła”.

Teraz, gdy w swym domu odczuł obecność niespodziewanego złotobiałego gościa, odszukanie Anioła wydało mu się czymś prostym i oczywistym. Może właściciel pióra sam po nie przyjdzie? Ono tymczasem wciąż frunęło wokół pokoju, a Jan z A

– Jak wygląda cały Anioł, skoro jedno pióro jest tak cudowne? – szepnęła nagle dziewczynka, a im wydało się, że widzą przed sobą potężną, świetlistą postać ze skrzydłami, utkanymi z setek takich zdumiewających piór.

Po tak oszałamiającym przeżyciu aż głupio było zwyczajnie zasiąść przy stole i popijać herbatą kanapki, które zrobiła babcia. Ale człowiek jest tylko człowiekiem, a Ewa była tego dnia zupełnie wyczerpana.

– Ewa musi natychmiast iść do łóżka – powiedziała z troską starsza pani, patrząc na bladą twarz wnuczki.

– Pióro schowam pod poduszkę – szepnęła dziewczynka, wyciągając rękę. Roztańczony przybysz, jakby dając posłuch jej niemej prośbie, natychmiast spłynął spod sufitu do dłoni. Ewa wyszła z piórem z pokoju, który nagle zrobił się mroczny i zimny. Babcia zapaliła lampę nad stołem. Ale żadna z lamp, nawet prawdziwa, witrażowa, od Tiffany’ego, nie była w stanie zastąpić Blasku, który rozsiewało pióro.

– Tylko zamknij dobrze okna! – krzyknęła A

– Nie bój się. Ona go nie zgubi – powiedziała z przekonaniem babcia.

– Tamten wiatr… – otrząsnęła się A

– Bo tak było – szepnęła babcia.

Opowiedziały Janowi, jak odnalazły bezce

– Może… może ono w ogóle nie powi