Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 33 из 47

Przyrządziłam sobie ulubiony posiłek, gruby plaster mortadeli z chrzanem, majonezem i ogórkiem, bez pieczywa. Janusz zgodził się na to samo, tyle że z chlebem. Siadając przy kuche

– Prawie do tej pory siedział w Bolesławcu, o czym nikt nie wiedział – kontynuował relację, nie czekając na moje pytania. – A oni szukali go po całym kraju, rzecz jasna, bezskutecznie. Po pierwszej rozmowie z nimi zameldował się grzecznie w hotelu, wynajął pokój, samochód postawił na parkingu i znikł, więcej się w tym hotelu nie pokazał.

– Gdzie, wobec tego, mieszkał? Może to wreszcie wyszło na jaw?

– Wyszło. U niejakiej Kamilli Woś, przy ulicy Drzymały.

Kawałek mortadeli utkwił mi w gardle.

– O, masz ci los – wycharczałam z pewnym wysiłkiem. – To się rzeczywiście Grażynka ucieszy!

– Nie, nie ma powodu do obaw – uspokoił mnie szybko Janusz. – Kamilla Woś, botanik, garbi się mocno i kuleje na lewą nogę. Ponadto trochę nie pasuje wiekiem, pięćdziesiąt cztery lata, wygląda na więcej, a Patryk stanowi dla niej podporę przeszłości.

– Przy…?

– Prze. Nie przy. Uważa go za coś w rodzaju zięcia. Osiem lat temu chodził, o ile tak to można nazwać, z jej córką, która miała bardzo niedobrego męża i umarła przy porodzie, rodząc nieżywe dziecko…

– Czekaj. Kołomyja. Miała męża, a Patryk z nią chodził? Czy to może on był tym mężem?

– Nie. Nie on. Mąż, ślubny i prawdziwy, to był jakiś łajdak, którego Kamilla Woś niechętnie wspomina. Córka poślubiła go nazajutrz po ukończeniu osiemnastu lat, musiała czekać do urodzin, bo matka nie wyrażała zgody na zawarcie związku małżeńskiego. Słusznie tej zgody nie wyrażała, oblubieniec rychło okazał się sadystycznym zboczeńcem i młoda małżonka odcierpiała trzy lata piekła. Rozmaite dramaty tam się rozgrywały…

– Czekaj. A czyje było to dziecko? Patryka?

– Nie. Męża. Rezultat gwałtu.

– O Jezu. Jakieś to wszystko poplątane. Gdzie miejsce dla Patryka?

Janusz westchnął, obejrzał się na czajnik, sięgnął na suszarkę po szklanki, podniósł się i nalał herbaty. Na marginesie umysłu błysnęło mi, że widocznie zaparzył tuż przed moim powrotem, bo była bardzo porządna. Pochwaliłam go w duchu, na głos nie miałam czasu.

– Po drodze – powiedział, siadając. – Z tym mężem dziewczyna prowadziła dość burzliwe życie, mieszkali różnie, we Wrocławiu, w Warszawie, w Gdańsku, Kamilla Woś nie wie, gdzie jeszcze, uciekała od niego do matki, przyjeżdżał za nią i część spektakli odbywała się w Bolesławcu. Wreszcie uciekła definitywnie, wówczas już plątał się przy niej Patryk, też niespecjalnie anielski, ale przynajmniej nie podbijał jej oczu, co, samo w sobie, stanowiło miłą odmianę. Przyjeżdżał do niej, do Bolesławca, zakochała się w nim na śmierć i życie, wszczęła kroki rozwodowe, które szły jej po grudzie, matka Patryka aprobowała, aż raz w końcu przyjechał mąż i zgwałcił ją, dokładając obrażenia cielesne…

– A Patryk co na to?

– Akurat go wtedy nie było. Dowiedział się o wydarzeniu później.

– I wynikiem była ciąża, ulokowana w czasie tak, że wykluczono wątpliwości? – zgadłam.

– Otóż to. Ukrywała ją zresztą. Patologiczna, jak się okazało. Ani razu nie była u lekarza, a kwalifikowało się to do usunięcia, ale, skoro ukrywała…

– Przed matką też?

– Też. Gdzieś w okolicy siódmego miesiąca jakoś to wyszło na jaw, Patryk ją zawlókł do doktora, komplikacje trochę ich tam przerosły, za długo się zastanawiali, co z tym fantem zrobić, w rezultacie zaczął się samoistny przedwczesny poród, no i cześć. Źle się skończyło.

– Na litość boską! – oburzyłam się. – Patologia patologią, ale dziewczynę chyba można było uratować?

– W szpitalu zapewne tak. Rzecz w tym, że ona uciekła z domu, błąkała się po ugorach, tam nastąpiła katastrofa, kiedy wreszcie Patryk ją znalazł, na wszelką pomoc było za późno. Wykrwawiła się.

Straciłam apetyt, możliwe, że nie z samej subtelności, a także i dlatego, że już byłam najedzona.

– Świeć Panie nad jej duszą, ale skło

– Nie była – zgodził się Janusz. – Z tym że nie zawsze, w nerwicę wpadła dopiero po ślubie, czemu trudno się dziwić. Matka czyni sobie wyrzuty, że traktowała ją nieco za ostro i zbyt wiele od niej wymagała, aczkolwiek sama cierpiała głęboko. Miała nadzieję, że przy Patryku dziewczyna znormalnieje i bardzo na niego liczyła, tymczasem chała. Uczepiła się go uczuciowo, traktowała nawet nie jak zięcia, ale jak syna, kontakty rodzi

– A ten mąż?

– Znikł z horyzontu radykalnie. Kamilla Woś posądza Patryka, że go zabił, i jest mu serdecznie wdzięczna. Nie mówi tego oczywiście, to nie jest żadna kretynka, tylko inteligentna kobieta z wyższym wykształceniem, ale różne treści można wyczytać pomiędzy wierszami. Z tej przyczyny prawdopodobnie słowa nie pisnęła o jego wizytach i znajomości z nim, kiedy go tam szukali.

– To jak ją znaleźli?

– Sąsiedzi i plotki. Ludzie o sobie wzajemnie dużo wiedzą.





– No dobrze, a dlaczego on sam to ukrywał, chociażby przed Grażynką?

Janusz temat miał już zapewne przemyślany, bo nie zastanawiał się ani chwili.

– Osobiście przypuszczam, że z dwóch powodów. Nie miał ochoty rozmawiać o całej sprawie, to, o ile wiem, introwertyk, głupio mu było grzebać we własnych i cudzych uczuciach. To jedno, a po drugie, istnieje drobna komplikacja. Jest tam młodsza siostra, druga córka Kamilli Woś, i mam wrażenie, że Kamilla Woś nie straciła nadziei na ustabilizowanie sobie zięcia. Mieszka ta córka we Wrocławiu, kończy studia, u matki często bywa i bardzo się stara trafiać na Patryka.

– Patryk te nadzieje podsyca?

– Wręcz przeciwnie, unika dziewczyny. Zdaje się, że jedno doświadczenie całkowicie mu wystarczy.

Rozzłościłam się nagle.

– Że też, cholera, nie powiedziałeś mi o tym wcześniej…!

– Wiem dopiero od wczoraj – zauważył delikatnie Janusz.

– Gmerają się jak mucha w gęstym łajnie! Dopiero co tam byłam! Mogłam wydoić z baby wszystkie okoliczności towarzyszące, wreszcie Grażynka zyskałaby jakąś wiedzę o chłopaku! Nie jadę drugi raz!

– Przecież nikt cię nie zmusza. Poza tym, lepiej późno niż wcale.

Pomamrotałam gniewnie pod nosem, napiłam się herbaty i zażądałam jakiegoś napoju pocieszającego. Piwa najlepiej. Wino nie pasowało mi do nastroju.

– Zaraz, to przecież nie wszystko – przypomniałam sobie, ochłonąwszy. – Mieszkanie, bardzo dobrze, ale co on tam robił tyle czasu po zbrodni? Ta Kamilla chyba wie? Mówi ona w ogóle czy się zaparła w milczeniu?

– A skąd, teraz, kiedy już ją znaleźli, mówi samą prawdę, odpowiada na wszystkie pytania. Pilnuje tylko, żeby niczego nie wyjawić z własnej inicjatywy. Bardzo sympatyczna kobieta na poziomie, tyle że trochę nerwowa.

– I co mówi?

– Nie wie, co robił. Mało przebywał w domu, wracał późno, nie zwierzał się ze swoich poczynań. Domyślać się, owszem, domyśla, nie udaje idiotki. Szukał zabójcy Weroniki.

– I co? – spytałam zgryźliwie. – Znalazł?

– Kamilla nie wie. Wyjechał, nie udzielając informacji.

– Wyjechał, bo znalazł? Czy zrezygnował z tych wygłupów?

– Osobiście przypuszczam, że wyjechał, bo przyjechała młodsza siostra. Kamilla tego nie powiedziała, uparcie nie przyjmuje do wiadomości fiaska, wciąż liczy na jego związek z drugą córką. Ponadto nie wierzy w jego winę, wyklucza jakikolwiek udział w zbrodni, nie zabił Weroniki, palcem jej nie tknął i koniec. O głupich poszlakach nawet nie chce słyszeć.

– Przynajmniej konsekwentna – mruknęłam. – Ciekawe, o czym rozmawiali, kiedy przebywał w domu, musieli przecież rozmawiać, skoro występował jako medykament kojący. Nie rozdrapywali chyba starych ran?

– Raczej nie. Rozmawiali na tematy ogólne. O kulturze, polityce, roślinach, opiece zdrowotnej, szkolnictwie, o różnych lekturach i ogólnym zdziczeniu. Doskonale się rozumieli, aczkolwiek niektóre poglądy mieli rozbieżne. Tu się wyraźnie zaczęła rozpędzać, więc powstrzymali się od pytań o szczegóły tych rozbieżnych poglądów. Zachodziła obawa, że przesłuchanie potrwa tydzień.

– No świetnie, a co dalej? Nie kontaktował się przez cały ten czas wyłącznie z Kamillą, nie wierzę, że z nikim i

– Jako pierwsza, puściła farbę wścibska sąsiadka, a potem już poszło z górki. Znalazło się tych rozmówców ładne parę sztuk. Podobno nie był zbyt sympatyczny, stwarzał wrażenie, że należy się go bać, co, w połączeniu ze zbrodnią, dało doskonałe skutki. Stąd niechęć do zeznań. Pytaniami dusił głównie dziewczyny, wszystkie nasze znajome, ich przyjaciółki, ponadto kumpli Antosia. Także Wiesia. Połapani i dociśnięci, najpierw próbowali się wypierać, a potem, bardzo przestraszeni, wydukali z siebie trochę informacji, wszystkie zgodne. Okazuje się, że Patryk metodycznie poszukiwał Kuby.

Ten komunikat nieco mnie zaskoczył, chociaż właściwie należało się go spodziewać. Pomysł, że Patryk trzasnął Kubę, był moim prywatnym osiągnięciem i niekoniecznie musiał być trafny. Jeśli go zatem nie zabił…

– I co? – spytałam bardzo ogólnie, acz z wielkim naciskiem.

– I nic. Nie wiadomo, czy go znalazł.

Pomilczałam długą chwilę.

– Ciekawe… Na cholerę mu ten Kuba?

Janusz, na szczęście, ze swojej wiedzy nie czynił tajemnicy, rzetelnie dostarczał mi wszystkiego, co udało mu się zdobyć i wywnioskować. Wyjął z lodówki drugą puszkę piwa i zaproponował przejście do pokoju, gdzie meble były odrobinę wygodniejsze.

– Sam się nad tym zastanawiałem – powiedział po drodze. – Niestety, najprostsza myśl, jaka się nasuwa, to chęć uciszenia świadka. I tak nie ma szans wyłgać się z tego całego interesu, ale Kuba może go przygwoździć ostatecznie. Brak Kuby wciąż pozostawia cień wątpliwości.