Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 18 из 72

ROZDZIAŁ VIII

… gdy różowopomarańczowe płomienie ognia najpierw liznęły łakomie pożółkłe karty Księgi Mniejszej, a potem jęły je łapczywie pożerać, rozjarzając się purpurowo – Dziewczynka czuła ten sam smutek, jak wówczas, gdy spopieliła się Księga Wielka. Coś nieuchro

– Jutro wyruszamy – powiedziała Czarownica. – Za około trzy dni ukończysz trzynaście lat. I chyba tyleż drogi przed nami, trzy dni długiej wędrówki. W miejscu spotkania, które już znasz, tam, w Wysokich Górach, powi

– … urodzin – mruknęła Dziewczynka. – Skoro się urodziłam, powi

– Była… dobrze to powiedziałaś. Była i już jej nie ma odparła oschle Czarownica. – Zginęła, gdy miałaś niespełna rok. Nie żyje, tak jak nie żyje wielu niewolników swego okrutnego pana, Najeźdźcy. A jedyną ich przewiną było to, że istnieli, że ich odległymi przodkami byli wolni obywatele Wielkiego Królestwa i że znali słowa Pieśni Jedynej. Zginęli właśnie przez tę Pieśń. Ciebie, jedynie cudem, uratowała przemyślność naszych Sióstr Czarownic. W każdym razie niewiele da ci teraz wiedza, jaka była twoja matka, skoro i tak już jej nigdy nie ujrzysz. Niech ci zatem wystarczy, że była piękna, mądra, dobra. A teraz wyśpij się porządnie, bo czeka nas długa i niebezpieczna droga. Musimy znowu przechodzić koło jednego z Miasteczek i przez wiele całkiem pustych łąk, na których brak nawet drzew, by dały schronienie. Ciesz się, że przez pięć długich lat miałyśmy właściwie spokój.

Noc przeszła szybko. O chłodnym i rosistym poranku Dziewczynka ze swoją Opiekunką raz na zawsze opuściły wygodną i bezpieczną pieczarę. Nim wyszły z Lasu, Czarownica rozejrzała się bacznie wokół i jęła nasłuchiwać szumu wysokich drzew, których konary, wspinające się ku słońcu, umiały dojrzeć na odległym horyzoncie zarysy najbliższych domów Miasteczka.

– Nie jest bezpiecznie – westchnęła Czarownica.

– Tam jest cały, duży oddział Najeźdźców – dodała Dziewczynka, także wsłuchując się w szumiący śpiew konarów.

– I nieprędko sobie pójdą. W każdym razie nie w tym tygodniu, a my nie mamy czasu. Moja Siostra zacznie się niepokoić, jeśli opóźnimy nasze przyjście. Musimy więc ryzykować. Gdyby Los nas rozdzielił, czy potrafisz sama dojść w Wysokie Góry, tam gdzie spotkałaś mnie po raz pierwszy? – spytała Czarownica.

– Jeśli wskażesz mi kierunek, to chyba tak – odparła Dziewczynka.

– Musisz tam trafić. Cały czas będziesz kierować się na północ. Gwiazdy ci w tym pomogą. Przebędziesz parę mniejszych, zalesionych gór i od razu znajdziesz się w znajomym ci dzikim królestwie przyrody, skąd już z daleka widać najwyższą skałę, u której stóp będzie czekać nasza Siostra Trzecia. A teraz ruszajmy dalej…

I zaczęły schodzić w dół, łagodnie opadającą ku najbliższej Wsi łąką.

– We wsi nie ma chyba nikogo obcego, prócz jej mieszkańców – powiedziała Czarownica, wpatrując się w małego kolorowego ptaszka, który siedział na niewielkim krzewie. Schowaj włosy pod kapturem i pamiętaj, że jesteś głupią, małą żebraczką, która wespół ze swoją ciotką wędruje do miasteczka. Nie patrz nikomu w oczy, twoje spojrzenie mówi zbyt wiele. Małe żebraczki nie są ani tak dumne, ani tak pewne siebie, ani nie ufają żadnym przechodniom…

Wieś wyglądała jak umarła. Gdzieniegdzie tylko ktoś z mieszkańców stał na progu swego domu i bez zbytniej ciekawości spoglądał na przybyłe. Czarownica szła zgarbiona, ledwie wlokąc nogi, a jej twarz – gdy Dziewczynka zerknęła na nią ukradkiem – stała się nagle twarzą starej kobiety.

– Żebrzecie, matko? – zagadnęła je jakaś Wieśniaczka, bez szczególnego zainteresowania. – Niewiele tu nażebrzecie, my sami głodni i biedni. Kawałek chleba bez omasty, dzbanek wody, to wszystko czego możecie się spodziewać…

Czarownica bez słowa skinęła głową i wymamrotała coś niezrozumiale.

– A ta Dziewczynka, to wasza córka? – zagadywała dalej kobieta z pewną ospałością, bardziej z nudów niż z ciekawości.

– To niemowa, pani – wyszeptała Czarownica. – Przygarnęłam ją po śmierci siostry. Zmarła biedaczka na dżumę…

Wieśniaczka cofnęła się z mimowolnym lękiem.

Podróżne szły dalej, nie zaczepiane już przez nikogo. Dopiero na skraju wsi zagadnął je mały, pasący krowy pastuszek:

– Idziecie do Miasteczka?

– Tak – odparła Czarownica starczym, schrypniętym głosem.

– Lepiej nie idźcie – doradził chłopiec. – Wczoraj spalono na Rynku Czarownicę i do dziś tkwi tam duży oddział Najeźdźców. Nie sądzę, byście się im spodobały…

– Spalono Czarownicę? – spytała Opiekunka, ściskając dłoń swej wychowanki. – A cóż takiego uczyniła? Jakie czary ją zdradziły?

– Ponoć zauroczyła konia pana Burmistrza, tak że dosiadając spadł z niego i złamał nogę…





Dziewczynkę dobiegło ledwie słyszalne, stłumione westchnienie ulgi swej” towarzyszki.

– Musiała to być doprawdy wielka Czarownica – wymamrotała i przyśpieszyła kroku. Gdy minęły już Wieś, Dziewczynka spytała:

– Nie płaczesz nad swoją spaloną Siostrą?

– Płaczę w głębi duszy, ale nie nad moją Siostrą, lecz nad biedną niewi

Nim doszły do rysującego się już na horyzoncie Miasteczka, zrobiły krótki odpoczynek w cieniu dużego drzewa.

– Czy doprawdy nie możemy go ominąć? – spytała z niepokojem Dziewczynka, patrząc na niewiele odległe pierwsze domy Miasteczka.

– Tylko tam, z jego drugiej strony znajduje się jedyny w okolicy most, który przeprawi nas przez rzekę. Jest ona zbyt głęboka i rwąca, byśmy mogły przeprawić się przez nią inaczej. Zastanawiam się nad czymś i

– Dlaczego?

– Kiedyś się tego dowiesz, a teraz posłuchaj: za chwilę ruszysz sama i postarasz się tak szybko jak tylko potrafisz przejść nie zauważona przez Miasteczko. Nie biegnij jednak, bo to zwraca uwagę. Idź w miarę szybkim krokiem, a na widok przechodniów zatrzymuj siei żebrząc wyciągaj do nich rękę. Nie czekaj jednak, gdyż i tak nic ci nie dadzą, są na to zbyt biedni, biedniejsi niż Wieś. Od razu idź dalej, a gdy miniesz Rynek, kieruj się w dół, w stronę mostu na rzece. Przekrocz go i dopiero gdy zostawisz Miasteczko daleko za sobą, znajdź skryte wśród krzewów miejsce i czekaj na mnie. Gdy nie będzie mnie dłużej, nim słońce zacznie zachodzić, nie czekaj i wędruj w stronę tamtej góry widocznej daleko na horyzoncie. Za nią ujrzysz potem kolejną, a z jej szczytu łatwo dostrzeżesz znaną ci już, nie zamieszkałą i dziką krainę. U stóp najwyższej z Wysokich Gór, wśród bardzo starych ruin, czekać będzie nasza Siostra Trzecia.

– A gdybyś potrzebowała pomocy? – spytała Dziewczynka. – Gdyby się okazało, że tylko moja pomoc może cię uratować?

Czarownica zaśmiała się sucho:

– Jeśli ja sama, prawdziwa Czarownica nie uratuję się, to co ty mi możesz pomóc. Porozmawiasz z Gwiazdami…?!

– Kpij sobie, skoro to lubisz – mruknęła gniewnie jej wychowanka i wstała gwałtownie. – Idę, jeśli takie jest twoje życzenie…

Ruszyła szybko naprzód i po chwili zniknęła Czarownicy z oczu, za pierwszym zakrętem wijącej się wśród drzew drogi. Czarownica wstała i wolno zaczęła iść w ślad za nią, powłócząc nogami, zgarbiona, pozornie bezradna, zagubiona wśród dróg Imperium stara, samotna żebraczka. A jednak co jakiś czas przyspieszała kroku, by nie stracić z oczu oddalającej się coraz szybciej niedużej, smukłej sylwetki w zniszczonym, burym płaszczu, w zarzuconym na głowie kapturze. Wkrótce Dziewczynka weszła w rogatki Miasteczka.

I szły tak obie, jedna za drugą, w bezpiecznej odległości od siebie, zerkając skrycie w swoją stronę. Ulice Miasteczka były na poły opustoszałe. Widać porażeni grozą wczorajszej egzekucji jego mieszkańcy woleli skryć się w swych domach.

– Tym gorzej dla nas – pomyślała Czarownica. – Tym szybciej wpadniemy w oczy.

Najeźdźcy snuli się po uliczkach jakby bez celu, znudzeni i se

Było ich wielu, tak wielu, że nie sposób było przejść nie zauważonym. Dziewczynka szła szybko, ze spuszczoną głową, przekradając się jak najbliżej murów kamienic – jakby chciała wtopić się w ich szare ściany.

– Ej, mała czarownico! – wrzasnął nagle z urągliwym śmiechem jeden ze zbrojnych i czubkiem długiego, żelaznego miecza zaczepił o skraj płaszcza uciekinierki. – Dokąd tak gnasz? Kogo chcesz zaczarować?

Jego kamraci zbliżyli się i zarechotali głośno.

– Wszystkie Czarownice w tej okolicy umarły ze samego strachu na myśl o losie swej siostry – zaśmiał się rubasznie i