Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 32 из 64



Zmarszczyłem brwi.

– Co to do diabła ma zna… – Podpisz dokument.

Przede mną zamajaczyła karta:

OŚWIADCZENIE

Niniejszym potwierdzam, że przyjmuję na siebie wyłączną odpowiedzialność za wszelkie wydarzenia i ich skutki, jakie spotkają mnie w grze „Otchłań” oraz po jej ukończeniu.

Tu umieść swój IN…

– Co to za żarty?

Wielogłos zdawał się dobrze bawić. – Bez zatwierdzenia nie wejdziesz…

– Nie dbacie o klienta?

– O takiego, który nie dba o siebie? Nie…

– Na wszystko macie odpowiedź?

Wielogłos zaszczycił mnie dostojnym milczeniem. Wprowadziłem podpis.

– Gratulujemy odwagi. Witamy w Otchłani. Wybierz, ach, to znaczy – kilka chichotów – wejdź w drzwi i dokonaj wyboru wyglądu.

Kobiecych skinów używałem niezwykle rzadko: Kiedyś, dawno temu, z ciekawości. Modele były najróżniejsze: białe, czarne, żółte, mieszane, niskie, wysokie, szczupłe, grube, stare, młode, nawet dzieci. Wybrałem katalog „Krew afrykańska 1/ biała 18/ żółta 1/ wiek 28/ wzrost 170/ talia 59/ biodra 90/ biust 90/ oczy błękitne/ włosy kasztanowe”. Tym sposobem ograniczyłem zbiór do niecałych pięciuset figur. Po skomponowaniu twarzy ze zbiorów czół, policzków, ust, oczu, nosów i szczęk, przekroczyłem dziwne drzwi ozdobione wstęgami, cekinami i serpentynami.

Otoczył mnie gwar niezliczonych głosów: ktoś się śmiał, ktoś krzyczał, nieco dalej toczyła się dyskusja, raptem rozległ się dziki ryk i równie nagle ucichł, z tyłu sączyły się niezrozumiałe szepty i jakby odległy, zwielokrotniony echem szloch. Stałem w niewielkim pokoju udekorowanym jak do karnawału: lampiony, balony, girlandy, skrawki materiału zwisające z niskiego sufitu, sterty szeleszczących śmieci pod stopami. Obrazu dopełniał tłum dziwacznie ubranych ludzi: w pantalonach, kaftanach, satynowych szatach, jedwabnych pidżamach ozdobionych pufiastymi guzikami… Tuż obok przemaszerował rycerz, szczęściem nie nadepnął mi na nogę pancerną folgą. Gość w seledynowym turbanie wykłócał się z drobnym barmanem o marchewkowych włosach postawionych w szpic. Co to za cyganeria?

Z ruchliwej ludzkiej masy wychynął wysoki Murzyn ubrany w złotą szatę przetykaną miedzianą nicią. Średnica fryzury afro wynosiła z pewnością około metra.

– Witaj, nieznajoma.

Wytrzeszczyłem oczy Spojrzałem na swoje śniade ciało. Zapomniałem, że jestem kobietą! W sumie się cieszyłem. Zmęczyła mnie egzystencja zmarnowanego wymiętego detektywa. Z przyjemnością powitałem świeżą, ponętną powłokę. To raj dla transseksualistów!

– Witaj, piękny chłopcze – odparłem, czy raczej odparłam, zmysłowym głosem.

– Jestem mistrzem labiryntu, twoim przewodnikiem. Przekażę ci kilka podstawowych informacji. – Nie wielogłos?

Zdziwił się.

– Nic nie wiem o żadnym wielogłosie. – Rozmawiał…am z nim w menu.

– Ach – żachnął się – to musiała być realizacja twoich obaw. Głos wewnętrzny.

Zatkało mnie. Ten program jest niebezpieczny! Murzyn podszedł bliżej.

– W Otchłani nie ma nic pewnego i niezmie

Zamilkł. Trawił…am uzyskane informacje. Zapowiadało się interesująco. Spojrzałam na jego niecodzie

– Dlaczego tak ekstrawagancko się ubrałeś? Wyszczerzył zęby w kolorze kości słoniowej. – Nie wiem. To twój sen, nie mój.

– Czy to znaczy, że ja nadałem, nadałam ci wygląd?

Rozciągnął wargi w dyskretnym uśmiechu i się odwrócił.

– Będziesz wiedziała, jak mnie przywołać. Otworzyłam usta.

– Czyli jak? – krzyknęłam za znikającym w tłumie łącznikiem.



Straciłam go z oczu. Może się rozwiał? Weszłam między ludzi. Obok przekoziołkował akrobata ubrany w zielony kostium. W ucho dmuchnął połykacz ognia.

– Uważaj! Cholera, włosy mi przypalił! – nadspodziewanie szybko weszłam w kobiecą rolę.

Przy barze stał drobny mężczyzna o rozczochranej mlecznej czuprynie. Nie wiem, dlaczego przyciągnął moją uwagę. Twarz ani przystojna, ani myśląca. Może wyróżniał się tym, że stał nieruchomo i z nikim nie rozmawiał?

– Co za piękność się zbliża – powitał mnie wesołym głosem.

Mocniej zakręciłam biodrami. Wypięłam piersi.

– Merci, merci, madame, za pokaz – ukłonił się w pas. Zaszeleściły żółte płócie

– Wystarczy kurtuazji – przerwałam. – Wiesz coś o tym miejscu?

– Coś niecoś…

– Jesteś graczem? – A wyglądam?

W sumie było mi wszystko jedno.

– Tak.

– Więc może jestem. – Rozejrzał się. – Miło tu, prawda? Te wszystkie pokręcone kierunki, tłum artystów, happeningowców i i

– Na tym polega cała gra? Na łażeniu po kuriozalnych pokojach i gadaniu z dziwakami?

Wydął usta.

– Niezupełnie. Są i

Stałam, milczałam i mrugałam.

– Powiadasz, że następne poziomy są wyżej?

– No jakoś tak.

Pokoi były z pewnością setki, jeśli nie tysiące. Drzwi, sale, przedsionki, sienie, salony, wszystkie podobne i wypełnione podobnie dziwną menażerią: linoskoczkami, szczudłołazami, tancerzami, klaunami, zamaskowanymi przebierańcami, rozhulanymi, rozśpiewanymi, rozkochanymi, pijanymi. Niektórzy mnie zaczepiali, i

– Bardzo śmieszne – mruknęłam.

Przyłapałam się, że od dłuższego czasu mój umysł; funkcjonuje dokładnie tak, jak podczas rozwiązywania jakiejś sprawy Torkil, a w zasadzie Torkilko, jesteś na wakacjach, upominałam się w myślach. Zapamiętałam instrukcję i postanowiłam wykonać ją dokładnie odwrotnie. Zeszłam trzy piętra w dół. Amfilada rozciągała się w przód i w tył. Oczywiście ruszyłam w kierunku przeciwnym do sugerowanego. Jak to było? Aha, w prawo, lewo i prawo, czyli powi

Naparłam na klamkę. Pomieszczenie niczym nie różniło się od poprzednich. Aż do tego stopnia, że przy barku dostrzegłam znajomego blondyna. Niedaleko fikał zielony akrobata, a połykacz ogni spijał kolejną porcję spirytusu.

– Psiakrew!

Roztrzepaniec w żółtych spodniach rozpostarł ręce. – Witaj, piękna! Już się za tobą stęskniłem! Chyba coś zażył, bo oczy miał szkliste. Podeszłam i oparłam się o polerowany blat. – Ciągle tu stoisz?

– A bo mi źle?

Przyjrzałam mu się uważnie. Coś mi zaświtało. – Ty też jesteś przewodnikiem?

– Nie.

– „Nie” to znaczy „tak”?

– „Nie” znaczy „nie” i tyle.

Może to nie przewodnik. Tamten Afroman mówił, że jest jedynym łącznikiem z normalnością. Czyli, jeśli go zrozumiałam, przewodnicy mówią prawdę.