Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 31 из 64



Przechyliła głowę.

– Tobie? Niemożliwe.

Przyjąłem komplement jak słodkie ciastko.

– Zatem wiedziałaś, że cię odnajdę. Ale że byłaś niecierpliwa, zadzwoniłaś pierwsza i…

– Zwerbowałam cię, co było częścią całego planu. Dlatego było mi wszystko jedno, czy zdążysz mnie zdemaskować, czy nie.

– Od początku byłem agentem Novatronics!?

– Wiedzieli, że nie odmówisz. Wprowadziliśmy cię na stanowisko podwójnego agenta, a powiadomiliśmy.. z pewnym czasowym przesunięciem.

– Genialne – pokręciłem, głową. – W ten sposób dla ochroniarzy byłem stuprocentowo wiarygodny.

– No i, tak jak Novatronics przewidziało, pomogłeś w zdobyciu nagrania, którego, jak się okazało, nie trzeba było ujawniać. Swoją drogą – uśmiechnęła się słodko – nie rozumiem, co w nim takiego nadzwyczajnego.

Nadąłem policzki.

– Piękna finta: podłożyć gamedeka, który niby chroni, a naprawdę ma wkopać, bo taki jest plan. Pokręciłem głową.

– Wszystko przewidziałaś? Przytaknęła.

– Gratuluję scenariusza. Tylko dlaczego dopiero teraz o wszystkim się dowiaduję?

Prychnęła.

– Jakżebym mogła gamedeka pozbawić zagadki? Miała rację. Łyknąłem z kieliszka. Myśli wróciły na ziemię.

– Skoro w istocie pracowałem dla Novatronics, co z moim honorarium?

– Zajrzyj na konto, a się zdziwisz.

Oczy zaświeciły mi jak gwiazdy Wzniosłem szkło w geście toastu. Za chwilę przypomniałem sobie jątrzący fakt. Spochmurniałem.

– Mówisz, że się podłożyła? – przełknąłem ślinę na wspomnienie orgii. – O nie. To się tak nie może skończyć. Daj mi jej adres. Musimy się zmierzyć naprawdę.

Pauline cmoknęła w powietrze. Ten gest dziwnie mi się skojarzył…

– Hej! Czy to na pewno była koleżanka?!

9. Flashback

Tego dnia miałem wyjątkowo dobry humor: szczególny i rzadki stan ducha, kiedy człowiek pławi się w kojącym przeświadczeniu, że wszystko się ułoży a luźne wątki przeszłości splotą się w gustowną całość. Leżałem w pościeli i obracałem w palcach nowy walktel. Zastępował przenośne telesensy, które powoli wychodziły z mody. Cieszyłem oczy eleganckim wyglądem, wciągałem w nozdrza fabryczny zapach. Aparat był zsynchronizowany z biosoczewkami narogówkowymi. Stare okulary mogłem wyrzucić w kąt. Dzięki lensom urządzenie mogło wygenerować dowolnej wielkości trójwymiarowy ekran: panienka z biura numerów wielkości spacerowca. Mikronadajniki grawitacyjne, montowane przedtem w okularowych zausznikach, umieszczono na obwodzie szkieł: dostarczały dźwięk bezpośrednio do ośrodków mózgowych, wytwarzały także nieskończoną gamę zapachów. Zmysłem dotyku obejmowały tylko opuszki palców. Poza smakiem i czuciem technologia przenośnych maszynek osiągnęła szczyt. W zasadzie walktele mogły zamieniać obraz otoczenia w grę. Tylko kto chciałby się bawić w realium, gdzie byle upadek kończy się prawdziwym skaleczeniem, a otoczenie musi opierać się na tym samym planie co rzeczywistość?

– Czekaj, dziecino, wypróbujemy cię… Otworzyłem menu połączeń. Było tak wielkie, że trochę się przestraszyłem.

Odruchowo wcisnąłem głowę w poduszkę. Da tknąłem wiszącego w powietrzu znaczka Normana. Na wskazującym palcu poczułem lekki opór eterycznego klawisza. Zapalił się sygnał komunikacji. Raptem pod sufitem zamajaczyła gigantyczna głowa blondyna.

– Torkil? – programista przecierał oczy – Co gały wybałuszasz? Nie wyglądam chyba tak źle?

– Nie, nie, Harry – postarałem się przybrać normalny wyraz twarzy.

Wyciągnąłem rękę w prawy górny róg i zmniejszyłem ekran. Buźka rozmówcy trochę się skurczyła.



– Wypróbowuję tylko – chrząknąłem – nowy walktel.

– O! Pan Aymore ma za dużo pieniędzy? – roześmiał się. – W takim razie upraszam o łaskawą pamięć.

– O tobie nigdy nie zapominam, przyjacielu drogi. – Zrobiłem głupią minę. – No dobra, tylko tyle od ciebie chciałem. Urządzonko sprawne.

Skrzywił się.

– Ładnie, ładnie. Budzi, żeby powiedzieć do widzenia.

Nie chciało mi się pracować. Postanowiłem nie sprawdzać poczty, tylko wejść w sieć ot tak, z czystej ciekawości, jak za starych dobrych czasów. Miałem ochotę na Dream Space: pohasać Talismanem, zarobić nieco wirtualnego brzdęku… Ale zanim otworzyłem stronę gry, zaskoczyła mnie reklama. Większość sieciowców instaluje filtry ograniczające spam, jednak moja profesja wymaga nieusta

– Otchłań…

Otaczająca przestrzeń ułożyła się w litery. – …to nie jest zwykły świat.

Zawirowałem. Albo świat zawirował. Nie byłem pewien.

– Chcesz sprawdzić, czy naprawdę jesteś twardzielem? Prawdziwym, nie udawanym? – Poczułem przyspieszenie, za moment zaczęło mnie wyhamowywać. Czy może odwrotnie. – Myślisz, że wiesz, kim jesteś? – Pojawiło się lustro. Zobaczyłem swoją twarz, która gwałtownie odmłodniała, zmieniła się w oblicze dziecka, by po chwili zakwitnąć siatką zmarszczek i przekształcić się w maskę mumii. – Sądzisz, że panujesz nad sobą? Wydaje ci się, że znasz swoje myśli? – Coś odkształciło mi głowę i wywróciło na lewą stronę. Zupełnie jak po wypiciu połowy Joh

– Nas możesz oszukać, ale nie oszukasz siebie! Powietrzny tunel przekształcił się w wirującą galaktykę zbitą z fioletowej materii, nade mną zamajaczyło błękitne niebo.

– Nowa wielopoziomowa gra… – wpadłem w dziurę i rozpocząłem opętańczy lot w czarną czeluść. Nie powstrzymałem okrzyku przerażenia. Przed oczami zamajaczył płonący napis: „Otchłań!”

– Sprawdź, co w tobie siedzi! Czy ciocie i wujkowie mieli rację?

Nagle znalazłem się na przyjęciu sprzed lat. Urodziny. Obrzydliwe matrony: ciocia Hortensja i Hiacynta kręcące nalanymi twarzami, karcące surowym wzrokiem: „Co z ciebie wyrośnie?”

– Czy rację miałeś Ty?

I

– A może prawda jest jeszcze i

Reklamówka skończyła się. Potrząsnąłem głową. Jak żyję, czegoś podobnego nie widziałem. Są gry historyczne, strategiczne, science fiction, fantasy, sportowe, pararzeczywiste, ale żeby wymyślić coś takiego? Cóż – przetarłem oczy, usuwając powidoki – w sumie zawsze było to możliwe. Wywoływanie wspomnień, skojarzeń, powiązań, jak w hipnozie. Trzeba było tylko kogoś, żeby na to wpadł. I wychodzi, że już ktoś taki się znalazł. Wyciągnąłem półprzezroczystą rękę, by wejść na stronę Dream Space. Zawahałem się. Czy jestem prawdziwym twardzielem? Uśmiechnąłem się półgębkiem. Pewnie, że tak!

Menu zawieszone było nad powoli obracającą się masą powietrza. Zdziwiło mnie ograniczenie wyboru płci: tylko drzwi dla pań.

– Jestem mężczyzną… – rzuciłem w powietrze. – To pewne? – spytał wielogłos.

– Nieomal w stu procentach.

– Więc nie musisz się obawiać czasowej odmiany…

Rozejrzałem się za źródłem głosu. Wiedziałem, że to bez sensu.

– Szukasz nas? – chór zaniósł się śmiechem. – Jesteś pewien, że to gra dla ciebie?