Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 2 из 76

- Naprawdę?

- Oczywiście. W dzisiejszych czasach z reguły uiszcza się opłatę za własność intelektualną, nie fizyczną.

- Przykłady?

- Weź komputer z łączem do sieci.

- To przecież przedmiot! Dotykalny!

- Zgoda. Kupuję skrzynię z nanotroniką, stawiam w pokoju i używam jako stolika do kawy.

- Bez sensu. - Dlaczego?

- Bo komputer służy do czegoś i

- Do czego?

- Do grania, komunikowania się, oglądania holowizji, wiadomości, kupowania…

- O? A która z tych rzeczy jest namacalna?

- No… muszę przyznać, że mnie złapałeś.

- Czyż nie jest tak, że kupując przedmiot, nabywamy efekty, jakie ze sobą przyniesie? Na przykład frajdę z grania czy wygodę zakupów?

- Chyba tak.

- Więc, jak widzisz, w realium również płacimy za byty nierealne: holofilmy, gry, ubezpieczenia, muzykę… nawet wiele namacalnych, mechanicznych przedmiotów pełni wirtualną funkcję.

- Doprawdy?

- Kiedy byłem organiczny, miałem w domu żaluzje. Prawie nigdy ich nie dotykałem. Myła je gosposia. A używałem ich bardzo często, za pośrednictwem pilota rzecz jasna, jakoś nigdy nie chciało mi się wydawać poleceń głosowych.

- Doskonale cię rozumiem, mnie też jest łatwiej nacisnąć jakiś przycisk niż gadać do przedmiotów…

- Wróćmy do żaluzji. Przysłaniałem nimi światło, odsłaniałem, opuszczałem, podnosiłem, ale nie dotykałem. Zupełnie jakby fizycznie nie istniały. Czy twoje gierczane buty… zaraz, jaka to firma, niech się przyjrzę… ach tak. Czy twoje adniki są wygodne?

- Bardzo.

- Wygodniejsze od i

- Tak.

- Jesteś zadowolony?

- Jak najbardziej.

- Zatem warto było zapłacić?

***

Dalekowschodnie przysłowie mówi, że jedyną stałą jest zmiana. Biznesmeni twierdzą, że zmianę trzeba zaakceptować, a nawet pokochać, bo stymuluje rozwój. Ludzie, którzy ukuli te hasła, musieli być wielkimi twardzielami. Pamiętam zmiany, których wolałbym nigdy nie doświadczyć.

Ich pierwsze zwiastuny można było zauważyć jeszcze przed pamiętnymi wydarzeniami. Społeczność zoenetów przekroczyła pięćdziesiąt tysięcy, w Wolnych Stanach Ameryki powstał plant Zoenet Labs zarządzany przez cyfrowych ludzi i dla nich produkujący motomby Liczba diginetów, według nieoficjalnych źródeł, wynosiła ponad dziesięć tysięcy Potaniały gamepille: po wygaśnięciu patentu na nanobota produkcją zajęły się firmy generyczne, wchłaniane z kolei przez koncerny nanotroniczne. Wprowadzono odpowiednik tego specyfiku w postaci roztworu dodawanego do standardowych zasobników, co wydłużyło maksymalny czas przebywania w sieci do tygodnia, zaś po tym, jak korporacje biomeblowe wylansowały nowy typ łóż, okazało się, że w światach można przebywać nawet dziesięć dni. Wkrótce Novatronics, a zaraz potem konkurencja ogłosili przełom w produkcji dibeków, obniżając cenę o połowę. Firmy odzieżowe, pneumobilowe, farmaceutyczne, budowlane, a nawet ubezpieczeniowe otwierały wirtualne filie w Brahmie, Wisznu i i

***





Tego dnia Konon Eim, syn Pauline, obchodził dziesiąte urodziny Byliśmy umówieni o siedemnastej w restauracji „Flying Saucer” na ulicy Curie, w Brahmie rzecz jasna. Tymczasem była piętnasta i spacerowaliśmy alejami jednego z niższych poziomów górnej warstwy Warsaw City Po mojej lewicy stąpała A

Miasto podziwiane z niższych kondygnacji prezentuje się nadzwyczaj okazale: nad głową ciągną się estakady chodników, łączniki wieżyc i wzgórz budynków, w perspektywie niebotycznych drapaczy chmur i odległych linowców przesuwają się powietrzne ciągi pneumobili, ze wszystkich stron otaczają przechodnia transportowe i spacerowe platformy, a pod spodem sapią aurokary oraz tuby transportu publicznego.

Był to pierwszy spacer całej czwórki. Starałem się nie widzieć zdawkowych, chłodnych spojrzeń Pauline skierowanych w stronę mechanicznej rywalki. Niewiele mówiliśmy i to mi właśnie odpowiadało. Słuchałem odgłosów miasta: gwaru ludzkiej mowy, pogłosów reklam, szumu pojazdów i silników transportowców. Uwielbiam te brzmienia.

Drogę zagrodził nam grawitacyjny automat reklamowy.

- Paszoł! - Harry machnął ręką.

Cyborg zgrabnie uniknął ciosu, wykonał błyskawiczny skan naszych identyfikatorów i wyświetlił półprzezroczysty sześcian. Usłyszeliśmy entuzjastyczny głos:

Bądź człowiekiem! Bycie orga jest cool! Prawdziwy dotyk…

Zobaczyliśmy męskie i kobiece ręce zapinające biozłączki ubrań, palce zwalniające spusty samorozsmarowujących się kremów: żelowate twory błyskawicznie rozprzestrzeniały się i wchłaniały w ogorzałe policzki.

…Prawdziwy zapach…

Projekcja ukazała szyszki sosen skryte wśród zroszonego igliwia.

Natura…

Góry otulone kołdrą złotych i czerwonych drzew, pomiędzy nimi wyspy ciemnozielonych iglaków.

Przygoda…

Grupa wędrowców podczas przeprawy przez kamienisty strumień.

Realium to świat dla ludzi z krwi i kości. To świat dla ciebie.

Zbliżenie na rumiane, uśmiechnięte twarze turystów i turystek, rozwiane włosy, iskry w oczach.

Ludzie orga odróżniają fikcję od prawdy. Nie chcą żyć na niby.

Na miejskim lądowisku przyziemia orbitalny śmig. Otwiera się właz. Turyści patrzą ma metropolię oczami zwycięzców. Zjeżdżają po trapie.

Chcą wyzwań, zwycięstw i nie boją się klęsk.

Wykres biznesowego planu z pnącą się krzywą.

Nie daj się oszukać! Bądź ORGA!

Realium - świat dla ludzi, którzy mają głowę na karku!

Znów roześmiana grupa - tym razem w służbowych, biznesmeńskich ubraniach. Trzymają wzniesione kciuki.

Błysnęła lampka kontrolna na korpusie cyborga. Ekran zdematerializował się z ledwo słyszalnym piskiem. Maszynka odleciała szukając kolejnych ofiar.

- Widzisz, Aniu? - odezwałem się do diginetki. - Wiesz, jak fajnie jest mieć żołądek i serce? A gdy człowiek upadnie, to tak świetnie jest patrzeć, jak tworzy się siniak…

Roześmiała się.

- Ja czuję serce - wyznała. - Jak się denerwuję, szybciej bije.