Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 1 из 76

Marcin Przybyłek

Gamedec Tom 2

Sprzedawcy Lokomotyw

Marcinowi Wrońskiemu, Sławkowi i Mikołajowi Pacholczykom dziękuję za rozmowy, Magdzie Kapale, Esterze Wawrzyniak i Lilianie Pawelczak za podarowaną mi wiedzę o kobietach, Profesorowi Tadeuszowi Kobierzyckiemu za przyjaźń i wiedzę, Ojcu i Matce za wiarę, żonie A

Prolog

1. Pandora

2. Doom Day

3. Wieża bogów.

4. Shadow Zombies

5. Bestia

6. Dwa skrzydła motyla

Słownik neologizmów i trudnych terminów

Osoby

Prolog

Peter ”Crash” Kytes stał przed holowystawą sklepową przedstawiającą najnowsze walktele i doskonalsze od nich nadgarstkowe omniki. Szczerze mówiąc, nie bardzo wiedziałem, dlaczego go interesują. Moc obliczeniowa jego motomba wielokrotnie przewyższała te zabawki. Może powodowało nim przyzwyczajenie z czasów, kiedy posiadał ciało?

Przysiadłem na ławce obok fonta

Otworzyłem oczy. Nieopodal przystanęły dwie panie z pieskami. Przyglądały się bacznie mojemu towarzyszowi.

- Co za monstrum! - szepnęła niższa brunetka. - Budzi lęk, prawda? - Wyższa, choć nie szczuplejsza blondynka skinęła głową.

- Oczywiście ja wiem, że to zwykły człowiek, ale wie pani, co on potrafi? - Niższa rozmówczyni ubrana w popielaty kostium ściszyła konfidencjonalnie głos. - Prześwietlić!

Blondynka wytrzeszczyła oczy:

- Chce pani powiedzieć, że on nas widzi bez ubrania?

- Żeby tylko! - Brunetka zacisnęła usta i znacząco przymknęła oczy.

Podniosłem się z ławki, prostując zastałe kości i lekko napiąłem rozleniwione mięśnie. Rozejrzałem się dookoła poszukując cienia seraficznych skrzydeł, lecz nie dostrzegłem ich konturu ani w puchu wysokich altocumulusów, ani w neogotyckich kształtach pobliskich budowli. Wiedziałem, że ich wzór gdzieś się ukrywa, tylko jeszcze nie potrafię go dostrzec. W końcu jakże mogłoby być inaczej? Westchnąłem nostalgicznie, przetarłem oczy, wyrównałem fałdy płaszcza i podszedłem do rozmówczyń, szczerząc zęby w jowialnym uśmiechu.

- Nie mogłem się oprzeć, żeby nie podsłuchać tej interesującej konwersacji. - Ukłoniłem się. - Panie pozwolą, że się przedstawię, Torkil Aymore.

Po ich twarzach przegalopował rumieniec.

- Ten z virtuality show?

- Ten sam. - Chrząknąłem. - Tamten droid - wskazałem Pete’a - to mój przyjaciel.

Dałem im chwilę na przetrawienie informacji. Niepewnie się poruszyły Zostały wszak przyłapane na plotkowaniu.

- Pragnę zapewnić - podjąłem - że nie potrafi zobaczyć pań nagich, jeśli o to się boicie.

- Jak to? A te wszystkie promienie? - Brunetka nie dawała za wygraną.

A to ci tupet. I to ma być słaba płeć? Obgadują Bogu ducha wi

- Może ich użyć, by zobaczyć, czy panie są zdrowe, czyli przeprowadzić coś w rodzaju skanu medycznego - ciągle się uśmiechałem. - Ale nie jest w stanie tak po prostu zdjąć kiecki.

- E, zalewasz pan. Dzisiaj wszystko jest możliwe. - Niższa pani najwyraźniej nie zamierzała ustąpić bez walki.

Zdumiała mnie myśl, że… może i miała rację! Z drugiej strony nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że po prostu chciała być podglądana.

- Zastanówmy się - przerwałem ten tok myśli. - Pete rzeczywiście może używać fal, które przechodzą z niejednakową sprawnością przez różne rodzaje materii, a skoro tak, to potrafi zapewne dokonać trójwymiarowej rekonstrukcji poszczególnych warstw…





- Ha! A widzi pan? - Brunetka mrugnęła do towarzyszki.

- Czyli teoretycznie może zobaczyć was nago. - Zboczeniec! - zatrwożyła się blondynka.

- Lecz trzeba zaznaczyć - wyciągnąłem rękę w uspokajającym geście - że taka projekcja, pozbawiona światłocienia, połysku i koloru skóry, wszak pod ubraniem jest ciemno, nie jest już tym samym co widok golasa, to raczej rzeźba…

- Co pan powie - uśmiechnęła się krzywo brunetka.

- Rodzaj odtworzenia - tłumaczyłem. - Gdyby mógł dodać źródło światła, wygenerować barwy i lśnienia, nadałby obrazom pozór realności.

- Czyli jednak - stuknęła obcasem w chodnik, ciesząc się zwycięstwem.

- Ale wtedy byłby przenośnym studiem animacji cyfrowej, nie tylko człowiekiem w zbroi - rozłożyłem ręce.

- Ja tam w to wierzę. Nie ma rzeczy niemożliwych. A ten jego strój to Doom. Najdroższy - oceniła okiem znawcy.

Uniosłem brwi.

- Mój syn się fascynuje - wyjaśniła.

- Jeszcze coś przyszło mi do głowy - wtrąciłem.

- Tak?

- Panie z pewnością mają na sobie bieliznę?

- No wie pan?! - spłoniła się blondynka.

- Standardowe figi, biustonosze, coś jeszcze? - Wypytywanie o części garderoby sprawiło mi perwersyjną przyjemność.

Teraz zarumieniła się brunetka. - Pończochy…

- Właśnie. Tak więc nawet gdyby Pete’owi udałoby się panie, jak to określacie, rozebrać, na waszych ciałach pozostałyby dziwnie wyglądające odciski staników, zagniotki od majteczek, niezbyt zachęcający widok, nieprawdaż?

Zalały się wściekłą czerwienią.

- Jak pan może?! - wychrypiała brunetka, chwyciła drugą pod łokieć i pociągnęła za sobą.

- A dla pana informacji - rzuciła przez ramię wciąż zgrubiałym głosem - biobielizna nie wrzyna się w ciało. - Potrząsnęła głową dodając sobie animuszu. - Gratuluję starożytnych galotów!

Uśmiechnąłem się półgębkiem, podziwiając przyciężkie figury.

- Jakieś dwadzieścia kilo mniej i byłyby z was całkiem ponętne amazonki…

- Co tam mruczysz? - podszedł Pete. Jego stalowa głowa wisiała pół metra nad moją.

Zawsze uważałem, że szanujący się gamedec powinien mieć sto osiemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, nie sto osiemdziesiąt.

- A nic. Potrafisz je prześwietlić?

Skierował detektory na oddalające się kobiety. - Tych nie zeskanuję nawet za pieniądze.

- A z i

- Pete? - wychrypiałem po dłuższej pauzie. - Hm?

- Znasz dobrego psychiatrę?

1. Pandora

- Kocham was, oglądacze, za to, że wciąż ze mną jesteście! Cal Galahad z Global Network News, zawsze gotowy, zawsze w akcji! Tak, tak, wiem, że nie lubicie tych głupich tekstów, ale ja za to je uwielbiam. Pamiętacie mój slogan? „Z kiczem mi do twarzy!” Z dzisiejszym wywiadem wylądowaliśmy w najbanalniejszym ze światów, czyli w Brahmie. Rozmawiam ze znanym zoeneckim ekonomistą, Wacławem Ciokiem. Witaj, Wacławie.

- Dzień dobry, Cal.

- Wytłumacz mi, jak to możliwe, że w Brahmie czy Wisznu płacimy za buty, które realnie nie istnieją.

- W realium jest podobnie. Często płacimy za coś, czego nie ma.