Аннотация
GRANICA MOŻLIWOŚCI
I
— Nie wyjdzie stamtąd, mówię wam — powiedział pryszczaty, z przekonaniem kiwając głową. - Już godzina i ćwierć, jak tam wlazł. Już po nim.
Mieszczanie, stłoczeni wśród ruin, milczeli wpatrzeni w ziejący w rumowisku czarny otwór, w zagruzowane wejście do podziemi. Grubas w żółtym kubraku przestąpił z nogi na nogę, chrząknął, zdjął z głowy wymięty biret.
— Poczekajmy jeszcze — powiedział, ocierając pot z rzadkich brwi.
— Na co? — prychnął pryszczaty. - Tam, w lochach, siedzi bazyliszek, zapomnieliście, wójcie? Kto tam wchodzi, ten już przepadł. Mało to ludzi tam poginęło? Na co tedy czekać?
— Umawialiśmy się przecie — mruknął niepewnie grubas. - Jakże tak?
— Z żywym się umawialiście, wójcie — rzekł towarzysz pryszczatego, olbrzym w skórzanym, rzeźnickim fartuchu. - A nynie on martwy, pewne to jak słońce na niebie. Z góry było wiadomo, że na zgubę idzie, jak i inni. Przecie on nawet bez zwierciadła polazł, z mieczem tylko. ...

Отзывы