Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 7 из 67



Patrzyłem przez chwilę w biały sufit i przestawiałem percepcję na szarą rzeczywistość. Byłem krok od depresji. Po Telepadromie zwykły świat wydawał się płaski i głupi. Nina nie była już taka piękna. Siedziała na skraju łoża. Na brzuchu fałdowały jej się wielkie, nieapetyczne zwały tłuszczu. Ależ ona ma nadwagę, pomyślałem, chyba ze dwadzieścia kilo. Uśmiechnęła się do mnie. Wcale mi się nie podobała. Nie wiedziałem, co powiedzieć.

–No i jak, odpowiada ci nasz świat? – spytała z nadzieją w głosie.

–Bardzo – chrząknąłem – interesujący.

–Nie masz… ochoty powtórzyć doznań? – naśladowała głosem holoreklamy.

W pytaniu wyczułem przemyconą zachętę. Nie chciałem się z nią spotykać. Coś było bardzo nie w porządku. Jeszcze przed chwilą tuliłem ją w ramionach i całowałem, a teraz nie mogłem na nią patrzeć!

–Ee, tak, oczywiście, będę musiał kontynuować badania… – plątałem się w zeznaniach i coraz bardziej czerwieniłem.

Chciałbym wytrzeć z pamięci wyraz zawodu na jej twarzy, kiedy przebierała się lekko przygarbiona i ze wzrokiem utkwionym w lśniącej podłodze wzywała szefa.

–Widzę, że panią też w końcu dopadło? – Fyodorowicz nie na darmo był dyrektorem. – Z panem również nie najlepiej? – zdziwił się. – No cóż, jest pan tylko człowiekiem – skonstatował. – Ma pan coś?

–Na razie nic – odparłem. – Potrzebuję kilku dni. I oprogramowania.

Spojrzał gdzieś ponad moją głową.

–Ale niech pan pamięta, że czas jest bardzo ważny. No i – przeszył mnie katowskim wzrokiem – jeśli stwierdzi pan, że sprawa pana przerasta, niech pan nie omieszka o tym poinformować. Nie mamy czasu na amatorszczyznę.

Dotknął mnie do żywego.

Wracałem do domu i próbowałem przeanalizować dziwną przypadłość. Zmęczenie powodowało, że tylko wpatrywałem się w szybę. Padał deszcz. Warsaw City ginęło za parawanem mgły i chmur. Powietrzna taksówka wlokła się w korku. Wiał silny wiatr i lekko kołysało. Kiedy w końcu pneumobil zadokował na właściwym piętrze, wiedziałem, że jedyne, co mogę zrobić, to porządnie się wyspać.

Nie dane mi jednak było wstąpić do słodkiego królestwa Morfeusza. Mimo sporej dawki whisky, podwójnego tuszu i uspokajającej melodii sączącej się z głośników, poczucie winy i wstydu gryzło duszę zatrutymi zębami. Rzucałem się w łóżku, nie mogąc znaleźć wygodnej pozycji. W końcu wyłączyłem masaż i usiadłem. Przebrałem się w szlafrok, nalałem jeszcze jedną szklankę przeklętego płynu i stanąłem w oknie. Trzysta czterdzieste drugie piętro to cholernie wysoko. Deszcz ustał, pozostawiając po sobie umyte powietrze. Patrzyłem na rozświetlone miasto przez miodowy pryzmat alkoholu. Stockomville ledwie zauważalnie drżał zawieszony na swoich gargantuicznych linach. Myśli goniły się niczym świetliste węże: jedne za drugimi, jedne za drugimi w sinusoidalnym tańcu, jałowym i podobnym do transu, który – miałem nadzieję – w końcu pozwoli mi zasnąć.

Około czwartej nad ranem udało mi się na tyle zdystansować od wydarzeń dnia, że zacząłem myśleć. Myśleć jak gamedec. I wtedy stało się. Olśnienie uderzyło niczym meteoryt w kredową skałę. Nagle wszystko ukazało się w perspektywie przejrzystej niczym zmyte deszczem powietrze nad Warsaw City. O spaniu nie było mowy Odświeżyłem się, ogoliłem, zanotowałem odkrycia w podręcznym notesie i przygotowałem się do drogi.

Dyrektor Fyodorowicz przyjął mnie z ledwie zauważalnym grymasem nadziei na pokerowej twarzy. Dzielnie milczał do chwili, gdy zamknął stara

–Zdaje się, że chce się pan podzielić jakimiś odkryciami? – usiadł za biurkiem.

–Najpierw zadam kilka pytań, które, mam nadzieję, potwierdzą moją hipotezę.

–Proszę bardzo – znów złożył palce w wieżyczkę. Pewnie dowiedział się na jakimś szkoleniu, że ten gest oznacza pozytywne nastawienie do rozmówcy. Dobrze wiedziałem, jakie jest jego nastawienie.

–Pierwsze pytanie – zajrzałem do notatnika. – Czy pani Nina Rostovsky przebywała w Telepadromie, oprócz, oczywiście, wczorajszego dnia, w towarzystwie i

Opuszki palców tworzących wieżyczkę lekko zbielały. Philip zacisnął wargi. Czyżby był na siebie zły że nie zwrócił uwagi na taki szczegół?

–Nie było takiej potrzeby. Nina jest specjalistką od jakości oprogramowania. Testowała urządzenia, enpeców i koordynację świata.

–A telepatia?

–Tym zajmował się team techniczny… Zaraz sprawdzę. – Dotknął konsolowego sensora. – Joa

–Tak jest, panie dyrektorze. – odezwała się wisząca w powietrzu głowa sekretarki. – Nie. Robili to Chang, Johnson, Kowa…

–Dobrze, dziękuję – przerwał. – Tylko o to mi chodziło.

Może się powtarzam, ale to naprawdę nie był miły typ.

–Teraz drugie pytanie – rzut oka w notatki. – Czy alfatesterzy wchodzili pojedynczo?



–Ależ skąd! – obruszył się. Wieżyczka rozpadła się na pojedyncze belki palców. – To nie miałoby sensu! Wchodzili po dwie, trzy, a nawet cztery osoby. – I testowali telepatię?

–Naturalnie.

–Nina mówiła o pętli, jaką wykryliście podczas pierwszych prób…

–Tak, rzeczywiście – jego wargi zwęziły się, jakby miał zamiar opisać bardzo precyzyjną czy

–Pętla powodowała nasilenie sygnału, prawda?

Fyodorowicz nie należał do ludzi szczycących się cnotą cierpliwości.

–Już powiedziałem, że problem został zlikwidowany, niech pan nie szuka rozwiązania tam, gdzie go nie ma!

Zamilkłem, szukając odpowiednich słów. Nie chciałem przebywać w jego towarzystwie dłużej niż potrzeba.

–Czy zastosowano również blokadę pętli emocjonalnej?

Zesztywniał. Patrzył szklanym wzrokiem, jakby próbował sobie przypomnieć, jak się nazywa. Mechanicznie nacisnął sensor. Ponownie pojawiła się głowa sekretarki.

–Joa

–Wzywałeś mnie, Phil? – spytał miękkim głosem.

Chyba tenor koloraturowy.

–Tak, siadaj, proszę.

Ten Whittaker musiał być kimś ważnym, skoro spotykał się z taką uprzejmością.

Wokół oczu Fyodorowicza pojawiły się zmarszczki skupienia.

–Które telepatyczne kanały obejmują nasze hełmy?

Whittaker zrobił minę upodabniającą go do zdziwionego konia.

–No wiesz, telepatia to telepatia. Po prostu sygnały z mózgu odpowiednio wzmocnione…

–Dobrze – przerwał – a jak zakładaliście tę blokadę pętli?

–No jak – brunet poruszył łokciami niczym wodewilowy tancerz – wyselekcjonowaliśmy werbalny sygnał i zaprogramowaliśmy bramkę.

Odetchnąłem z ulgą. Fyodorowicz odchylił się na krześle i – jak się zdawało – uszło z niego trochę powietrza.

–Gratuluję, panie Aymore. Jeśli będzie pan potrzebował referencji, służę panu.

W tym momencie niemal go polubiłem.

–Mogę wiedzieć, o czym mówicie? – spytał Whittaker.

Philip wychylił się do niego i poklepał lekko po policzku.

–Pętla emocjonalna! – zaśmiał się. – Przeoczyliśmy ją, Jerry! Rozumiesz!? Trzeba odcedzić kanał uczuciowy i też założyć bramkę! Koniec kłopotów!

–Jak to? – Brunet wciąż nie rozumiał.