Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 70 из 76



250

–A może próbujesz mnie czymś zająć, żebym nie wchodziła wam w drogę? – Nagłe podejrzenie kazało Edycie zwątpić w wartość wykonywanego zajęcia.

–Nie. Nie zwykłam tracić czasu ani własnego, ani cudzego.

Jej nieufność nie wyprowadziła z równowagi pani komisarz.

–Zastanówmy się… – mruczała do siebie, sprawdzając dane z tabeli i na mapie. – Odrzuć na początek miejsca publiczne typu kawiarnie czy kina i spotkania z przyjaciółmi – poleciła.

Zawstydzona swoimi podejrzeniami Edyta zrobiła, co jej kazano.

–Dobrze – Co oznaczają czerwone pinezki? – spytała Alina, marszcząc brwi. – Miejsca znalezienia ciał? Nie mamy tych danych, prawda? Z wyjątkiem tamtych dwóch dziewczyn…

–Nie – przerwała jej Edyta – to są miejsca, gdzie według Madery doszło do prób uprowadzenia. Traktuję jako pewnik, że to działanie porywacza – wyjaśniła.

–No dobrze, to co my tu mamy? – Tamta sprawdziła oznaczenia. – Pusta droga i przystanek PKS… Pięknie. – Strzeliła palcami tak głośno, że Edyta aż podskoczyła. – Obstawmy więc na początek przystanki i i

–Co nam to da?

–Nie mam pojęcia – odpowiedziała szczerze Domaniecka. – Jak zaznaczysz, to się zobaczy. Może uda ci się zmniejszyć zasięg działania, może ułoży się jakaś chronologia, a może wyjdzie jeszcze coś i

–Wiem, o kogo chodzi.

–Dobra. Jak to zrobisz, to zobaczymy, czy coś nam wyjdzie. Jeżeli nie, spróbujemy wymyślić coś i

Edyta sięgnęła po tabelę i akta. Zaczęła przekopywać się od nowa przez stos dokumentów. Tym razem szło jej znacznie sprawniej. Po pierwsze część już kojarzyła, a po drugie – dużym ułatwieniem była sporządzona wcześniej tabela.

Lidka w zamyśleniu patrzyła na park. Mała Anastazja spała grzecznie w łóżeczku, a ona sama, korzystając z chwili spokoju, też zamierzała się

251

zdrzemnąć. Nic z tego nie wyszło. Gdy tylko udało jej się zasnąć, męczyły ją majaki, po których budziła się zlana potem, przerażona i drżąca. Za każdym razem sen wydawał się bardziej realny, co powodowało, że ogarniał ją niepokój, nawet na jawie. Może to nerwica albo depresja poporodowa? – zastanawiała się. Miała ochotę zwierzyć się Edycie, kiedy rozmawiały przez telefon, ale tamta wydawała się rozkojarzona, jakby całą jej uwagę zajmowało coś i

Nie wiedziała, kiedy i jak się to stało, ale głowa jej opadła na oparcie fotela. Powieki zatrzepotały w słabym proteście, po czym się zamknęły. Zasnęła.

Do pokoju wszedł Piotr. Zerknął obojętnie na żonę, nie poświęcając jej żadnej uwagi. Stanął nad łóżeczkiem i przyglądał się śpiącemu dziecku.

–Co to jest Lammas? – zapytała nagle Alina mamroczącą do siebie Edytę.

–Na co ci to? – Edyta nawet nie podniosła głowy znad tabeli, bo właśnie sprawdzała, czy nie pominęła żadnego ważnego zdarzenia.

–Muszę chwilę odpocząć. – Domaniecka wskazała na komputer. – Oczy strasznie mnie pieką, robię sobie małą przerwę. Tobie też się przyda. Zaczynasz mówić do siebie. A ta nazwa obiła mi się o uszy na rynku, jak wracałam z zakupami. To jakieś regionalne święto? Wszyscy są bardzo przejęci… – Tak naprawdę wracała z plebanii z raportami, które miała następnego dnia zawieźć do Warszawy, ale nie informowała o tym swojej pomocnicy, w obawie, że ta będzie chciała się przekopać przez to wszystko.



–Niezupełnie… – Edyta niechętnie oderwała wzrok od mapy. Miała wrażenie, że błyska tam owo ledwo uchwytne coś, co na pewno zobaczy, jeśli przez chwilę wystarczająco się skoncentruje. – Lammas to święto celtyckie, zwane też Lughnasadh. To jeden z sabatów większych…

–Sabatów? O czym ty właściwie mówisz? – Alina nie kryła zaskoczenia. – Co to za miasteczko? Strefa krainy mroku? Nie mów, że mieszkańcy o pół-

252

nocy przemieniają się w… coś tam… – Wykonała ręką nieokreślony ruch w powietrzu.

–Nic mi nie wiadomo, żeby podczas pełni ktoś biegał w futrze i wył do księżyca, jeśli to miałaś na myśli. – Edyta parsknęła śmiechem. – Lipniów jest ostatnim miastem w Polsce, gdzie doszło do procesu i spalenia czarownicy – zaczęła jej wyjaśniać, starając się opanować wesołość. – Miasteczko jest stare, ma sporo pięknych zabytków, ale to za mało, żeby ściągać tu ludzi. Czarownice to miejscowa atrakcja turystyczna. Zapożyczono, żeby było ciekawiej, święta wiccańskie, co ściąga sporo osób zainteresowanych tym kultem. Cztery razy do roku, w dniach wielkich sabatów, organizowane są duże imprezy. Wiesz, ogniska, fajerwerki, tańce, tego typu rzeczy…

–Niezły pomysł – przyznała po namyśle Domaniecka. – Takie polskie Salem…

–Zgadza się – potwierdziła Edyta. – Mamy cztery wielkie sabaty: Imbolc – 2 lutego, Beltaine – noc z trzydziestego kwietnia na pierwszego maja, zwana też Nocą Walpurgii. O tym na pewno słyszałaś. – Popatrzyła na nią pytająco. Gdy ta potwierdziła, wyliczała dalej:

–Dalej mamy Lammas, noc z trzydziestego pierwszego lipca na pierwszego sierpnia, i Samhain, w nocy z trzydziestego pierwszego października na pierwszego listopada.

–Halloween? – zawołała zdumiona Alina.

–Zgadza się. Jeszcze jakieś pytania? – Edyta nie kryła już zniecierpliwienia, bo chciała wrócić do pracy.

Alina ściągnęła usta i pokręciła przecząco głową, otwierając szeroko oczy w udanym przerażeniu. Edyta uśmiechnęła się krzywo na znak, że docenia dowcip, i wróciła do studiowania akt.

4.

Powolnym, pełnym zmysłowości ruchem dotknęła jego policzka. Pogładziła go po twarzy, a druga ręką z całej siły wbiła mu w bok sztylet ukryty dotąd za plecami. Odsłoniła w wilczym uśmiechu zęby, gdy na twarzy Teofila pojawiło się zdumienie połączone z niedowierzaniem i bólem. Pocałowała go namiętnie, po czym odepchnęła, nie wypuszczając z dłoni sztyletu. Ostrze wysunęło się z cichym mlaśnięciem, z rany trysnęła krew. Teofil osunął się na ziemię. Gasnącym wzrokiem patrzył na żonę, która zaczęła iść po schodach, zostawiając za

253

sobą krwawy ślad. Anastazja uniosła głowę i zobaczyła czarną postać kryjącą się w cieniu.

Lidka zerwała się z cichym krzykiem. Była spocona, serce jej łomotało, ręce dygotały tak silnie, że zacisnęła je w pięści. Rzuciła się do łóżeczka. Anastazja spała spokojnie. Młoda matka odetchnęła z ulgą, mimo to jednak nie potrafiła się wyzbyć poczucia zagrożenia.

–Wszystko w porządku? – Piotr zatrzymał się w progu. – Wydawało mi się, że słyszałem krzyk…

–Coś mi się przyśniło. Jestem przemęczona, to wszystko. – Powoli odwróciła ku niemu głowę. Zauważyła, że mąż przyglądał jej się z chłodnym zainteresowaniem. Nie dostrzegła na twarzy Piotra nawet cienia cieplejszego uczucia, niepokoju, czułości. Po prostu stał i patrzył w milczeniu. Skierowała wzrok ponownie na małą Anastazję, z trudem powstrzymując westchnienie. Przed oczami miała ciało mężczyzny leżącego w kałuży krwi…