Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 4 из 76



–Dobry pies! – Wcześniej nie zauważyła przedzierającego się w jej kierunku mężczyzny. Teraz usłyszała nad sobą znienawidzony głos. – Zostaw!

–Proszę… – szepnęła. Przełknęła ślinę. – Proszę…

–Dobry pies! – Poklepał popiskującego radośnie zwierzaka po ogromnym łbie i spojrzał na uciekinierkę.

Widok bladego, poranionego ciała, splątanych włosów pozlepianych zakrzepłą krwią i przerażenia malującego się w jasnych oczach skulonej na ziemi ofiary wywołał na jego twarzy uśmiech. Przykucnął przed uciekinierką i pogładził ją delikatnie po policzku. Gest był czuły jak pieszczota kochanka. Odgarnął włosy opadające na twarz dziewczyny. W jego oczach błysnęło rozbawienie.

–Jesteś taka słodka… – zamruczał, pochylając się ku niej i całując ją delikatnie w szyję.

Dotknął wargami lodowatej i wilgotnej skóry. Odsunął się i przez chwilę z przyjemnością patrzył na swoją zdobycz. To było udane polowanie. Dziewczyna nie miała więcej niż szesnaście lat. Jej zapewnienia, że dawno skończyła

12

osiemnaście, włożył między bajki już w chwili, gdy się spotkali. Śliczna blondynka o naiwnym, nieco przestraszonym spojrzeniu i szczupłej sylwetce zawładnęła nim bez reszty. Była idealna. Mimo początkowych oporów, pozostali zgodzili się z jego opinią.

–Chodź, skarbie. – Podał jej rękę. – Czekamy na ciebie. Nieładnie tak zostawiać przyjaciół.

Została do zrobienia jeszcze ostatnia rzecz, zanim noc się skończy i wzejdzie słońce. To będzie dobry rok.

13

Rozdział II

1.

Noc upłynęła spokojnie, chociaż na ogół Lidka miała kłopot z zaśnięciem w nowym miejscu. Koszmary nie powróciły, jednak od pierwszej chwili, gdy tylko otworzyła oczy, dręczył ją dziwny niepokój. Nie była pewna, czy to pozostałość po wczorajszym śnie, wspomnienie groteskowej fonta

–Dzień dobry.

Lidia drgnęła nerwowo, niespodziewanie słysząc obcy głos.

–Ależ mnie pani przestraszyła. – Odetchnęła z ulgą na widok kobiety około pięćdziesiątki, w długiej sukni sięgającej kostek. Włosy miała krótko obcięte, twarz nalaną, a posturą przypominała mężczyznę.

–Nazywam się Zofia Lis. Pracowałam tu – oznajmiła spokojnie nieznajoma, z ciekawością i nieufnością zarazem przyglądając się nowej właściciel-





ce.

14

–Lidia Sianecka. – Wyciągnęła dłoń do kobiety, którą ta po chwili wahania uścisnęła. – Nie słyszałam pani…

–Mam klucze – wyjaśniła gosposia. – Proszę pani, co teraz będzie? – spytała bezpośrednio. – Mam dalej tę robotę czy nie?

–Oczywiście – pospieszyła z zapewnieniem Lidia. Myśl, że sama miałaby zajmować się tak ogromnym domem, nie napawała jej optymizmem. – Sama nie dam rady, zwłaszcza że pewnie wkrótce nie będę mogła się ruszać. – Wskazała z uśmiechem na brzuch. Ciąża nie była jeszcze zbyt widoczna, więc tym bardziej zaskoczyło Lidkę, że kobieta zbladła jak ściana. – Coś się stało? – spytała z niepokojem.

–Nie, nie… – zaprzeczyła, pospiesznie pani Zofia. – Co mam dzisiaj zrobić? – spytała. – Pomóc z pakunkami?

–Tak, proszę. – Lidia z wdzięcznością przyjęła jej propozycję.

Było koło drugiej, gdy z ulgą pożegnała swoją pomocnicę. Doszła do wniosku, że musi porozmawiać z Piotrem. Miała wrażenie, że zbyt pochopnie obiecała pracę tej kobiecie. Chociaż nie miała nic konkretnego do zarzucenia pani Zofii, gosposia wydała jej się dziwna. Wprawdzie wykonywała każde polecenie szybko i sprawnie, jednak nie udało się nawiązać z nią kontaktu. Na wszystkie pytania odpowiadała krótko i zwięźle, w sposób wykluczający jakąkolwiek dalszą rozmowę. Właściwie Lidka miała wrażenie, że pani Lis odnosiła się do niej wręcz z niechęcią. „Tak, proszę pani”, „nie, proszę pani…” – nic więcej nie udało się wyciągnąć z tej kobiety. Pytania o miasteczko i ludzi kwitowała wzruszeniem ramion. W dodatku Lidia kilka razy zauważyła, że pani Zofia bacznie ją obserwuje, a przyłapana na tym szybko odwracała wzrok. Lidka zaczęła czuć się nieswojo w obecności gosposi. Jedyne, co udało jej się wyciągnąć z kobiety, to informacja, że po śmierci poprzedniego właściciela wszystkie należące doń przedmioty zostały przeniesione na strych. Na temat stryja męża nie dowiedziała się kompletnie niczego.

Pani Zofia rozpakowała kartony zawierające wyposażenie kuchni, a także pościel, ręczniki i i

Gdy tylko została sama, przygotowała prosty posiłek dla siebie i Piotra.

15

Właśnie odnosiła brudne naczynia do zlewozmywaka, gdy pod dom zajechał samochód. Zadowolona wyszła spiesznie przywitać męża. Dopiero teraz poczuła, jak ciążyła jej pustka ogromnego domu.

–Jutro idziemy na strych – zapowiedziała stanowczo. – Notariusz wspominał, że są tam obrazy i i

–Nie jutro. – Pocałował ją w czoło. – Jutro przychodzi ekipa remontowa. Nie masz pojęcia, jaki miałem problem z budowlańcami. Musiałem zatrudnić firmę z sąsiedniego miasteczka.

–No co ty? – zdziwiła się. – Nie zauważyłam, żeby w Lipniowie tak dużo się budowało.

–A jednak. – Zaczął wnosić zakupy do środka, nie pozwalając żonie niczego dotknąć. – Podobno mają zajęte terminy na kilka najbliższych miesięcy…

–Wiesz – zaczęła rozmowę, gdy z filiżankami w rękach usiedli oboje w bibliotece przy kominku – była tu ta kobieta, ta, która zajmowała się domem. Pracowała u twojego stryja. Dziwna jakaś…

–W jakim sensie dziwna? – Piotr spojrzał na żonę zdezorientowany.

–No nie wiem… – Zamyśliła się. – Jakoś dziwnie popatrzyła, kiedy powiedziałam, że jestem w ciąży. Potem mnie obserwowała, gdy myślała, że nie widzę.

–Według mnie nie ma w tym nic dziwnego. – Wzruszył obojętnie ramionami. – Tutaj większość ludzi zna się osobiście, a przynajmniej ze słyszenia. Jesteś obca…

–Nie o to chodzi. To nie była ciekawość… Wręcz przeciwnie. Nie interesowało jej nic, co miałam do powiedzenia. Sama też nic nie mówiła… Wolałabym, żeby stąd odeszła…

–Jesteś przewrażliwiona. Nie możesz zwolnić tej kobiety tylko dlatego, że jest mało towarzyska. Zobaczysz, poznasz parę osób i będzie lepiej… Nie przemęczałaś się? – spytał zatroskany, przykładając dłoń do jej brzucha. Nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie zobaczy swoje dziecko. Nie dopuszczał do siebie myśli, że znów coś mogłoby pójść nie tak. Obawiał się, że tym razem Lidka by tego nie przeżyła.