Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 26 из 76



–Spróbuję przekonać Janka do badań DNA – oświadczył nagle komisarz.

–Powiedziałeś… – Nie rozumiała, skąd ta decyzja, skoro jeszcze przed chwilą był pewien, że martwa dziewczyna z Brzezin to zaginiona Ela.

–Wiem – odrzekł speszony. – Wszystko wskazuje, że to Elżbieta Bartkowiak.

–Nie jesteś przekonany, prawda? Ale dlaczego? – dopytywała się Edyta. – No dalej, powiedz mi – nalegała, gdy milczał. – Siedzisz w środku nocy w mojej kuchni. Po co tu przyszedłeś? Nie jesteśmy przyjaciółmi, nawet za bardzo się nie lubimy. Nie musiałeś mi mówić o tej dziewczynie i jej ojcu. Mogłeś, a właściwie powinieneś jechać do domu. Ale jesteś tutaj. – Zamilkła na moment.

Michał siedział nieruchomo ze wzrokiem wbitym w blat stołu.

–Więc po co tu przyszedłeś? – powtórzyła cicho.

–Bo tylko ciebie to obchodzi – oświadczył cicho, podnosząc głowę. Na jego twarzy malowała się udręka.

–Powiesz mi

Edyta starała się opanować wzburzenie.

–Coś mi tu nie pasuje. Nie wiem co. Nie potrafię tego uchwycić, ale wiem, że… – Urwał. – Przeczucie, instynkt, podświadomość… Nazwij to, jak chcesz. Ale coś tu nie gra! – Ze złością uderzył otwartą ręką w stół.

Edyta nie odpowiedziała. Właśnie poczuła, że na jej drodze stanął ktoś, komu mogłaby zaufać. Nawrocki niewłaściwie zrozumiał jej milczenie. Nie zamierzał jej przestraszyć swoim wybuchem.

–Będzie lepiej, jak sobie pójdę. – Wstał.

–Zaczekaj. – Chwyciła go kurczowo za rękę. – Jest późno. – Zażenowana odwróciła głowę, widząc jego zaskoczenie. – Możesz zostać, jeśli chcesz. W pokoju gości

Nie chciała wyrywać ręki, więc próbowała ją delikatnie cofnąć, żeby go nie urazić. Jej dłoń wyślizgnęła się z palców mężczyzny, ale całą sobą wyczuła

92

zmysłową pieszczotę. Rozluźnił uścisk z wyraźną niechęcią. Edyta wstrzymała na moment oddech.

Nie patrząc na niego, poszła przygotować pościel. Na dłoni nadal czuła jego ciepło. Nie było w tym erotycznego podtekstu, raczej zwykła potrzeba czyjejś bliskości i pociechy, uznała, ale wydarzyło się coś więcej. Coś niespodziewanego, nieuchwytnego, co sprawiło, że przez chwilę czuła się jakby na-elektryzowana.

93

Rozdział VII

1.

Edyta, narażając się na trąbienie i gniewne gesty pod swoim adresem, wepchnęła się na jedyne wolne miejsce na szpitalnym parkingu. Udała, że nie widzi wulgarnej reakcji kierowcy, któremu zajechała drogę, i szybkim krokiem weszła do budynku, zanim tamtemu przyszło do głowy poinformować ją głośno, co sądzi o kobietach za kierownicą.

–W której sali leży pan Jan Bartkowiak? – Wsunęła głowę do dyżurki, gdzie kręciło się kilka pielęgniarek.

–Ty, na której leży Bartkowiak? – Starsza, korpulentna pielęgniarka odwróciła się do młodszej koleżanki wprowadzającej dane do komputera.





–To ten z zawałem? – upewniła się ta druga, podnosząc głowę znad klawiatury.

–Tak. Przywieziono go dziś w nocy – odpowiedziała Edyta. – Albo wczoraj wieczorem – dodała, gdy uzmysłowiła sobie, że Nawrocki nie podał jej dokładnej pory.

–Pokój sto dwanaście – rzuciła pielęgniarka przez ramię, wracając do przerwanej pracy. – Za dyżurką w prawo.

–Dziękuję. – Edyta wycofała się z pomieszczenia i ruszyła we wskazanym kierunku.

Nie lubiła atmosfery szpitala. Szczególnie męczący był dla niej zapach środków dezynfekcyjnych i leków. Ostatnim razem, gdy tu była, musiała zidentyfikować ciało matki, która zginęła w wypadku. Została zamordowana, poprawiła się w myślach. Bez względu na to, co dzieliło je w przeszłości, czuła, że jest wi

94

–Och… – Z jej ust wydobył się pełen zaskoczenia stłumiony okrzyk, kiedy zobaczyła ojca zaginionej dziewczyny. Gdyby nie regularne pikanie aparatury, uznałaby, że mężczyzna nie żyje. Jego skóra wydawała się przezroczysta, oczy nieruchomo patrzyły w sufit.

–Pani Edyta… – powiedział słabym głosem, zwracając na nią wzrok.

–Dzień dobry… – Nie wiedziała, jak się zachować. Powiedzieć: przykro mi? Czy to nie za mało? I czy to w ogóle ma jakieś znaczenie?

–Już pani wie?

–Wiem – potwierdziła. Usiadła na krawędzi łóżka i wzięła go delikatnie za rękę. Była zimna i bezwładna, jakby i z niej uchodziło już życie.

–Dziękuję za wszystko, co pani zrobiła, ale chcę zostać sam. – Zamknął oczy.

–Jest pan pewien? To Ela? – zapytała, pochylając się ku niemu.

Nie odpowiedział, ale po chwili spod powieki spłynęła mu łza. Edyta czekała jeszcze chwilę, ale nie otwierał oczu. Wiedziała, że nie spał. Czekał, aż ona sobie pójdzie. Musnęła ustami jego czoło i wstała. Nie potrafiła znaleźć słów pocieszenia, bo ich nie było. Nie potrafiła powiedzieć niczego, co mogło ulżyć w bólu temu samotnemu człowiekowi.

Komisarz Nawrocki zastanawiał się, jak postąpić w sprawie martwej dziewczyny. Tak jak powiedział w nocy Edycie, zanim wymknął się od niej rano jak złodziej, miał przeczucie, że coś w tym wszystkim nie pasuje. Nie potrafił wskazać konkretnego dowodu, a każda wątpliwość dawała się w logiczny sposób uzasadnić. Jan zidentyfikował zwłoki, co oznaczało, że w tym aspekcie sprawa została wyjaśniona i zamknięta. Komisarz nie miał podstaw, by zażądać kosztownych badań DNA, ponieważ nie było wątpliwości co do tożsamości ofiary.

Wątpliwości nie miał jednak tylko ojciec dziewczyny, Nawrockiemu ta sprawa nie wydawała się taka oczywista. Pytanie, czy rzeczywiście zauważył coś, co nie pasowało do reszty układanki, a nie mógł sobie tego uzmysłowić, czy też jego zastrzeżenia dotyczyły osoby Krzysztofa.

Zatrzymał samochód przed pizzerią Adamiaka. Postanowił jeszcze raz porozmawiać z właścicielem. Jeśli potwierdzi, że widział małą Bartkowiakównę na pewno dwa miesiące temu, będzie podstawa do przeprowadzenia badań, by ostatecznie potwierdzić tożsamość dziewczyny. Bo jeśli to nie zaginiona córka Janka, to skąd się wzięły jej rzeczy przy znalezionym w leśnym jarze ciele?

95

Zawiedziona Edyta wracała do księgarni. Z Bartkowiakiem nie udało się porozmawiać. Potrzebował czasu.

Pochłonięta myślami nie zauważyła, kiedy znalazła się przed sklepem. Otrzeźwiło ją zamieszanie, które dostrzegła przez szybę.

–Co tu się dzieje?! – Podniosła głos na widok rozgrywającej się przed jej oczami sceny.

–To już jest niepotrzebne. – Daria uniosła w górę strzęp plakatu. – Już po sprawie.

–Proszę pani! – Pracująca dziś w sklepie Sara była wyraźnie zdenerwowana. – Wpadła tu jak wariatka i zaczęła zdzierać plakaty! Chciałam ją…

–W porządku, nic się nie stało – powiedziała uspokajająco Edyta. – Tej pani nie powstrzymałby nawet betonowy mur. Rozumiem, że postanowiłaś mi pomóc w sprzątaniu? Jakie to miłe… – zadrwiła.

–Dziewczyna nie żyje. To przykre, ale nie ma powodu, żeby straszyć turystów. Jeszcze tego nam brakuje, aby ludzie zaczęli myśleć, że to u nas zginęła. – Tamta zdarła ostatni plakat i rzuciła na podłogę.

–Miała piętnaście lat, została zgwałcona i zamordowana. To cię ani trochę nie wzrusza? – zapytała cicho Edyta.