Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 1 из 40

Krzysztof Boruń

Ósmy krąg piekieł

Takeśmy gwarząc przyszli na granicę

Wału, skąd zajrzeć można było w głąbie

Gdyby świt jakiś rozjaśnił ciemnicę.

Roku Pańskiego 1593 bogobojni mieszkańcy Kontwaldu na ciężką próbę wystawieni zostali. Jak jeszcze po wielu latach wspominano — zima owego roku była ponoć nad podziw łagodna, tak że już na Trzech Króli łąki pokryła zieleń świeża, a w Zaślubiny Najświętszej Marii Pa

Kiedy więc jasność niezwykła a czerwona jako płomień pożaru pojawiła się nad lasem, nikt nie ważył się na milę do onego dostąpić. Jeden tylko znalazł się śmiałek, a był nim medyk i alchemik Mateusz Rylus. On to, już drugiego dnia gdy ona jasność się pojawiła, do boru pośpieszył, aby — jak później wyznał na mękach — pokłon poddańczy piekielnikom złożyć. Ale o mistrzu Mateuszu od dawna szeptano, że w zmowie z czartem był i tylko dzięki wstawie

Kiedy więc, mimo nieustających modłów i bicia w dzwony, szatan boru Opatowego opuścić nie chciał, a nawet rozzuchwalony, począł spokojnych mieszkańców nocą, a czasem i dniem nawiedzać, postać ogromnego jak łeb wołu pająka przybrawszy, Jaśnie Wielmożny Pan Burgrabia dłużej zwlekać nie mógł i do Jego Ekscelencji Księdza Biskupa Ordynariusza wraz z ojcami duchownymi list o pomoc wystosował. Rychło też przyjechał do Kontwaldu ojciec Modestus Münch — najmędrszy ponoć z inkwizytorów w całym księstwie, który już niejednego czarta przepędził, a wiele wiedźm, czarowników i kacerzy na stos zaprowadził.

Bez zwłoki też, wysłuchawszy przytomnych świadków diabelskich wizyt, a wieczorem na własne oczy jasność nad Opatowym borem ujrzawszy, ów mąż prawy całą noc na żarliwej modlitwie, krzyżem leżąc przed wielkim ołtarzem kościoła Św. Józefa, spędził, a nazajutrz nakazał onego mistrza Mateusza pojmać i przed swe oblicze sprowadzić.

Mistrz Mateusz próbował zrazu wdać się z Ojcem Inkwizytorem w dysputę, zaprzeczając, iżby był z szatanem w zmowie, lubo przyznał, że do boru Opatowego chadzał, ale że tamże jeno wielki i świecący grzyb z ziemi wyrosły ujrzał i zdjęty trwogą uszedł. Diabelskie pająki kręciły się też ponoć obok onego grzyba, przez powietrze jak osy latając, ale żaden na medyka baczenia nie miał, ni krzywdy, ni też protekcji jakowejś mu nie czyniąc. I dlatego ów heretycko dowodził, jakoby nie byli to wysła

Liznąwszy tedy, że już dość dowodów przeciw sobie mistrz Mateusz przytoczył — inkwizytor Münch jął raz jeszcze zaklinać go po ojcowsku i prosić, aby do swych konszachtów z diabłem się przyznał, i

A kiedy już mistrz Mateusz w rynku na stosie pod słupem stanął i kat ogień podłożył — nadleciały one diabelskie pająki znad lasu i widno chciały swego kumotra ratować, jako że krążyły długo nad rynkiem. Lud zgromadzony, straż miejska, a nawet sam Jaśnie Wielmożny Pan Burgrabia z małżonką w popłochu pierzchli i w kościele Św. Józefa się ukryli, a tylko nieustraszony ojciec Modestus pozostał i Krzyżem Świętym czarta odpędzał tak długo, aż tylko popioły po Mateuszu Rylusie pozostały, a diabelscy kumotrzy na powrót do boru odlecieli.

Wówczas to przez cały wieczór i noc bito w dzwony i we wszystkich kościołach lud się modlił o zwycięstwo nad szatanem, zaś skoro poczęło świtać — ku boru Opatowemu ruszyła procesja. Prowadził ją Ojciec Inkwizytor w asyście przeora, wszystkich ojców i braci zako





Strach ogarnął przytomnych, bo oto otwarła się jakoby gęba w owym grzybie i wyleciały z niej dwa diabelskie pająki ku inkwizytorowi przez powietrze zdążając. Zrazu wszystkich lęk straszny zmroził, że czarty ojca Modestusa rozedrą, alić stał on niewzruszony, a nawet począł postępować krok za krokiem, złemu naprzeciw, litanię w głos odmawiając i diabły nie tylko nie mogły go dosięgnąć, ale poczęły z wolna cofać się ku onej gębie rozwartej. Ojciec Inkwizytor szedł za nimi dalej a dalej i był już chyba na rzut kamieniem od onego piekielnego dziwa, gdy na tę chwilę spode grzyba wypełznął ogromny bury obłok i ojca Modestusa otoczył.

Kto żyw salwował się ucieczką. Nikt by też nikogo nie wstrzymał, taka bojaźń ogromna ogarnęła ludzi. Nie dziw zresztą, bo nie upłynęło jednej „zdrowaśki”, a oto już potężny wicher uderzył w las. Wraz z nim rozniósł się daleko zrazu gwizd przeraźliwy, a później grzmot nieustający, jakoby sto gromów spadło na polanę diabelską.

Żaden z pierzchających w popłochu nie śmiał spojrzeć za siebie, ale ci, którzy pozostali w miasteczku, widzieli jak w onej chwili nad borem wzniósł się wielki wirujący obłok i znikł w niebiesiech, pozostawiając tylko długą, jasną smugę, widoczną jeszcze w południe, kiedy dzwoniono na Anioł Pański.

Ojciec Modestus nie powrócił. Zrazu mówiono, że sam Lucyper porwał z zemsty inkwizytora Müncha do piekła, ale rychło jego Ekscelencja Ksiądz Biskup zapewnił, że widno ten mąż święty został, po przepędzeniu czartów, w nagrodę żywcem do nieba uniesiony.

Dopiero po wielu latach pierwsi śmiałkowie odważyli się zapuścić w bór Opatowy ku diabelskiej polanie. Jako jedyny ślad czartowskich odwiedzin pozostał tamże płytki, acz rozległy na kilka sążni wądół, porosły bujnie leśnym zielem.

I. SPOTKANIE

Dzień był ciepły i słoneczny. Delikatny woal mgły, spowijający rankiem góry, ustąpił już zupełnie i tylko nad najwyższymi partiami Karkonoszy wisiały nieruchomo w powietrzu pojedyncze białe obłoki. Po wczorajszej burzy zieleń nabrała soczystych barw, a parujący w słońcu las pełen był ptasiego świergotu.

Stefan Miksza postawił w trawie selektron i siadł na omszałym kamieniu. Prowadzone od świtu poszukiwania nie przyniosły żadnego rezultatu, chociaż przeczesał dokładnie obszar wyznaczony namiarem radaru. Nie pozostawało nic i

Właśnie sięgał po mapę, gdy szelest liści i trzask łamanych gałęzi zwrócił jego uwagę w i

W pierwszej chwili sądził, że za jego plecami przemyka jakieś zwierzę. Wstał, podszedł parę kroków ku pobliskim zaroślom i stanął.

Z odległości kilkunastu metrów, spoza krzaków patrzyło na Mikszę dwoje ludzkich oczu.

— Halo! — zawołał niepewnie, trochę zaskoczony niespodziewanym spotkaniem.