Страница 90 из 110
Dla Roche'a ostatnie godziny były nieprzerwanym pasmem oszałamiających wrażeń. To co dotąd zobaczył i usłyszał, przyprawiało niemal o zawrót głowy. On jeden spośród całej czwórki Celestian posiadł dostatecznie szeroką wiedzę matematyczną i przyrodniczą, aby w pełni ocenić, jak ogromnego skoku dokonała ludzkość w nauce i technice w ciągu czterech wieków. Niemal wszystko, czego już się dowiedział, wprowadzało rewolucyjne zmiany w jego poglądach naukowych.
Słuchał teraz z najwyższym zainteresowaniem wyjaśnień Kaliny dotyczących napędu przybyłego z Ziemi statku międzygwiezdnego.
— W dawnych silnikach Celestii czy silniku waszego pojazdu rakietowego przyśpieszanie wyrzucanej materii przebiega wewnątrz rakiety w komorze spalania pod działaniem wysokich temperatur. Silnik Astrobolidu opiera się na zupełnie odmie
— Skąd więc wasz silnik czerpie energię i jak ją przetwarza? — zapytał Dean.
— Otóż to. W tym widać najlepiej osiągnięty postęp — podchwycił młody uczony z wyraźnym odcieniem dumy. — Po pierwsze: wyzwalamy energię odpowiadającą masie spoczynkowej niemal w 60 procentach, gdy w połowie XX wieku najwyższy stopień wyzwalania energii jądrowej, występujący przy syntezie helu w bombie wodorowej, nie przekraczał 0,75 procenta masy. Po drugie: potrafimy zamienić tę energię bezpośrednio w energię elektryczną. Po trzecie: wielkiemu uproszczeniu uległa zasada nadawania ogromnych przyśpieszeń cząstkom w polu magnetycznym. Dawne cyklotrony, synchrotrony i betatrony wydają się dziś dzieci
— A skąd bierzecie paliwo… chciałem powiedzieć: ciało pośredniczące, no, ten arotern? — jąkał się Green wytrącony zupełnie z równowagi.
— Bezpośrednio z powierzchni Astrobolidu. W czasie pracy silnika z zewnętrznej warstwy powłoki Astrobolidu odrywają się nieusta
— Dwie tony?
— Obecnie, przed zatrzymaniem się Astrobolidu obok Celestii, ubytek masy wynosił w przybliżeniu już tylko 90 kg na sekundę, gdyż masa naszego statku zmalała 25 razy.
— To aż tyle kosztowało państwa spotkanie z Celestia? — zaciekawił się Green.
— Nie. Najwięcej masy utraciliśmy w czasie startu, bo aż l 040 000 ton, teraz zaś tylko nieco ponad 200 000 ton. Astrobolid zużywa cztery piąte swej masy dla osiągnięcia prędkości 10 000 km/sek. Obecnie waga jego wynosi 52 000 ton.
W oczach Davida pojawiły się ironiczne błyski.
— No, to jeśli będziecie nadal tak szastać waszymi zapasami, niewiele w końcu zostanie z waszego statku.
— Nie więcej jak 2000 ton — odparł uśmiechając się Kalina. — Wystarczy, by zbudować w układzie planetarnym Proximy Centauri z pierwszej lepszej planetoidy lub większego meteorytu nowy Astrobolid.
— Z planetoidy? Co to takiego? — zdziwił się Green.
— Są to niewielkie planetki krążące wokół Słońca. Możliwe, że spotkamy je również w układzie Proximy.
— Więc twierdzi pan, że wasz statek nie był budowany na Ziemi, lecz gdzieś w przestworzach, na małej planetce?
— Celestia również nie była budowana na Ziemi — wtrąciła towarzysząca gościom Rita. -Tylko z zupełnie i
— Celestia? Więc nasz świat też zbudowano z jakiejś planetki?
— Nie — odrzekł Kalina. — Celestia była sama sztucznym księżycem. Sztuczną planetką krążącą wokół Ziemi, takim, jak wy to mówicie, „Towarzyszem Ziemi” — dorzucił dla wyjaśnienia domyślając się z wyrazu twarzy gości, że określenie „sztuczny księżyc” jest dla nich obce.
— Z czego więc zbudowana była Celestia? — nie mógł zrozumieć Green.
— Poszczególne jej części były wyprodukowane na Ziemi, a następnie zaopatrzone w silniki rakietowe i wystrzelone w przestrzeń w ten sposób, że osiągnąwszy w odległości 43 000 km od środka Ziemi prędkość około 3,2 km/sek. poczęły ją okrążać raz na dobę zgodnie z jej ruchem.
Czas lotu poszczególnych rakiet obliczano tak, aby przybywały one w jeden określony punkt orbity przyszłego sztucznego księżyca. Oczywiście nie zawsze się to udawało, ale poszczególne elementy ściągane były na jedno miejsce przez pilotów małych rakiet. Tam z tych części zmontowano wielki pierścień, zwieziono urządzenia, maszyny…
— To Celestia była pierwotnie pierścieniem?
— W ten sposób dość często budowano większe sztuczne księżyce.
— Więc było ich więcej?
— Z chwilą rozpoczęcia budowy Celestii istniały już trzy duże bazy kosmiczne okrążające Ziemię na różnych wysokościach, nie licząc kilkudziesięciu maleńkich sztucznych satelitów, służących do nadawania programów telewizyjnych i badań naukowych.
Dean chciał o coś zapytać, gdy niespodziewanie uczuł, że ktoś dotyka jego ramienia. Za nim stała młoda Mulatka, którą zauważył już w czasie obiadu.
— Nazywasz się Dean Roche? — zapytała.
— Tak.
— Horsedealer cię prosi — powiedziała dziewczyna podążając ku windzie.
— Nie przedstawiłam ci się — powiedziała dziewczyna, gdy w chwilę później wychodzili z windy. — Jestem Suzy Brown.
— Brown?
— Cóż cię tak zaskoczyło?
— Pani ma nazwisko bardzo rozpowszechnione w Celestii… Moja narzeczona nazywa się Daisy Brown…
— Nic nie wiadomo — zaśmiała się Suzy. — Może okaże się, że jestem krewną twojej dziewczyny…
Tymczasem podeszli do niewielkich drzwi z na wpół przezroczystego tworzywa, które same otwarły się przed nimi bezszelestnie.
Na wprost drzwi, za przezroczystą taflą siedział pogrążony aż po szyję w jakimś niebieskim płynie Horsedealer. Ciało jego oplatały przewody i długie pełne przyssawek rurki, poruszające się chwilami jak macki żywego potwora. Czaszkę filozofa okrywał wielki, podobny do dzwonu hełm połączony grubym kablem z lśniącą kulą pod sufitem.
Spostrzegłszy Roche'a Horsedealer uśmiechnął się i rzekł:
— Jak pan widzi, chcą mnie tu trochę podreperować…
Chociaż rozdzielała ich gruba szyba, Dean był przekonany, że głos filozofa biegnie nie osłabiony niczym wprost ku niemu.
— Czuje się pan dobrze? — zapytał astronom ochłonąwszy nieco z wrażenia.
— W tej chwili — świetnie. Ale przed godziną było już ze mną bardzo kiepsko. W Celestii chyba byłby to już koniec… Umilkł i zamyślił się.
— Czy będzie mógł pan wrócić z nami do Celestii? — zaniepokoił się Dean.
— Właśnie dlatego chciałem zobaczyć się jak najprędzej z panem.
— Nasi lekarze radzą, aby profesor Horsedealer pozostał u nas na dłuższej kuracji — wtrąciła Suzy.
— Doktor Summerbrock mówi, że w ciągu trzech tygodni może przywrócić mi młodość… -dorzucił filozof.
— Młodość?… Czyż to możliwe?
— Ten świat, który nas tu otacza, jest tak niezwykły, że gotów jestem wierzyć w cuda. Ale pozostać tu nie mogę. Najbliższe tygodnie mogą być decydujące dla przyszłości Celestii.
— Czyżby sytuacja uległa zmianie? Morgan miał przecież…
— Piętnaście minut temu nadeszła wiadomość, że Morgan objął oficjalnie stanowisko wiceprezydenta.
— A więc w porządku.
— Niezupełnie. Co prawda Morgan rozwiązał swe bojówki i przesłał 14 skrzyń z bronią do dyrekcji policji, ale zastrzegł, że skrzynie te mają być złożone w gabinecie Daltona i pozostać tam tak długo, dopóki ostatnia grupa Nieugiętych nie odda broni.