Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 13 из 110



Nie czekając odpowiedzi filozof ciągnął dalej, wpadając coraz bardziej w podniecenie.

— Ja ci jednak, chłopcze, odpowiem starym powiedzeniem, które kryje głęboki sens: „Kto chce, niech wierzy”. Inaczej mówiąc, nasza wiara w to, co mówi Biblia, polega nie na przekonaniu, lecz chceniu. Powiem więcej: argumenty, które przytacza się dla potwierdzenia tego, o czym mówi Biblia, są dlatego argumentami, że wierzymy w nie, że chcemy, aby one były argumentami. Otóż powtarzam: kto chce, niech wierzy. Natomiast ja nie chcę wierzyć, lecz wiedzieć. Chcę wiedzieć na pewno, chcę przekonywających dowodów, nie takich, jakie przytaczał Smith albo Rosenthal w pierwszym okresie swych badań.

— Czemuż mi pan to wszystko mówi? Przecież sam pan wspominał, że za takie gadanie można drogo zapłacić?

Horsedealer spojrzał przenikliwie na Kruka.

— Z tobą rozmawiam wyjątkowo szczerze. Ale przecież, choć może ty sobie z tego sprawy nie zdajesz, znam cię od dawna, tak jak znałem twego ojca, i wierzę, że zachowasz dla siebie to, co ci powiem. A więc słuchaj — tu uchwycił Bernarda gwałtownie za ramię. — Wydaje ci się, że to ja głoszę herezje, choć jeszcze żadnych szczegółów mych wątpliwości nie podałem. Otóż dowiedz się, że to nie ja, lecz właśnie ty sam największą herezję tu, w tym pokoju, dziś wygłosiłeś.

Na twarzy Kruka odbiło się zdziwienie.

— Nie rozumiem.

— Obalając podstawową tezę biblijną, że Celestia istnieje 2406 lat.

— Kiedy? Ja? Nic nie rozumiem!

— Przed chwilą w rozmowie ze mną podałeś datę „23.03.1982 r.” Obok tej daty, jak twierdzisz, znajdował się cały szereg i

Zamyślił się. Dopiero po dłuższej chwili ciągnął dalej:

— W tych ślepych magazynach znaleziono szereg przedmiotów i resztek różnych urządzeń. Wszystkich interesowała wówczas, że tak powiem, makabryczna strona zagadnienia. Odnaleziono tam jakieś szczątki ciał ludzkich i psich, prawdopodobnie ofiar katastrofy. Green nie omieszkał z tego skorzystać, trąbiąc o tym przez głośniki i telewizory. Potem nagle wszystko ucichło, niby tak normalnie, jak to zwykle po dużym huku, ale w rzeczywistości wkroczył w to osobiście szanowny poprzednik Summersona — Handerson, a wiązało się to właśnie z wynikami badań Rosenthala. Niemal wszystkie przedmioty, znalezione w pomieszczeniach, zostały ponoć „zabezpieczone” w archiwum prezydenckim „dla dobra ludzkości”.

— Ale pan, profesorze, widział te przedmioty? — wtrącił Kruk.

— Niektóre widziałem, i

— A ten kawałek blachy też stamtąd?

— Opowiem ci w kilku słowach ciekawsze szczegóły odkryć w ślepych magazynach — odrzekł Horsedealer nie odpowiadając na pytanie Kruka. — Otóż najważniejszym dokumentem był kawałek papieru znaleziony wśród strzępów ubrania ludzkiego. Były to właściwie podarte kawałki dzie

Bernard spojrzał ze zdziwieniem na filozofa.

— Czego kawałki?

— Dzie

— Ale po co? Czy nie wystarczyła telewizja? A może jej nie było?



— Łapię cię, chłopcze, na podważaniu prawdy głoszonej przez Biblię. Zasady budowy wszystkich ważniejszych urządzeń dał nam Pan Kosmosu na początku świata, a my je jedynie udoskonalamy, zgodnie z jego wolą. A przecież Pan Kosmosu przestał z nami bezpośrednio obcować od chwili opuszczenia Towarzysza Słońca przez Celestię. Czy nie tak uczy Biblia? — Horsedealer usiłował przybrać poważną minę, lecz z oczu jego biła wesołość.

— Już teraz sam nic wiem, co mówić… — zmieszał się konstruktor.

— Dobrze mówisz, chłopcze, dobrze mówisz. Znaczy to, że zaczynasz myśleć. Ale wracając do tematu: tu jednak się mylisz. Są dane wskazujące na to, że telewizja została zainstalowana jeszcze w okresie budowy Celestii.

— Ale po cóż te drukowane dzie

— To, do czego przyzwyczailiśmy się, wydaje się nam oczywiste i naturalne. Dziś drukowany dzie

Horsedealer zrobił pauzę i jakby dla nadania wagi swym słowom uderzył kilkakrotnie dłonią w skrzynię.

— Zapytałeś mnie przed chwilą: — rozpoczął wolno, wpatrując się w twarz Kruka — komu potrzebne były gazety. Otóż podczas rozmowy z Rosenthalem, w dwa tygodnie po „zabezpieczeniu” przez Handersona znalezionych materiałów, zapytałem go o to samo. I wiesz, co Rosenthal mi odpowiedział? Odpowiedział mi odwróceniem mego pytania. Zapamiętaj to sobie dobrze i rozważ, konstruktorze Kruk i przyszły zięciu Summcrsona, a istota wielu zjawisk w Celestii stanic się dla ciebie jasna. Otóż powiedział on, że chciałby wiedzieć nic to, komu były potrzebne gazety, tylko komu i dlaczego było potrzebne, aby ich nie było!

Zapanowała cisza.

— Niech cię to nie dziwi — odezwał się po chwili Horsedealer. — Podobnych faktów można znaleźć więcej. Na przykład istnieją dane, że kiedyś w całej Celestii obok telefonów zainstalowane były miniaturowe nadawczo-odbiorcze aparaty telewizyjne.

— Wideofony?

— Tak. Wideofony. Takie same”, jakie Summerson i Green mają w swych mieszkaniach na użytek wewnętrzny. Co się stało z tymi urządzeniami? Dlaczego zostały zdemontowane 97 lat temu, w czasie generalnego remontu naszego świata? Ten generalny remont wiązał się ze zniszczeniami powstałymi w wyniku zażartych walk o władzę. Mówiłem ci zresztą już o tym. Otóż w czasie tego remontu ówczesny zwycięski prezydent nakazał wymianę aparatów wideofonicznych w całej Celestii. Okazało się jednak wkrótce, że te nowe aparaty są tak skonstruowane, iż mogą być włączane bez wiedzy właściciela mieszkania. Inaczej mówiąc, miał to być jeszcze jeden środek kontroli życia mieszkańców naszego świata. Użytkownicy wideofonów wystąpili z ostrym protestem, a że byli to głównie „sprawicdliwcy”, ich urzędnicy i naukowcy oraz kupcy — prezydent musiał skapitulować. Nic ufano jednak wymianie aparatów i postanowiono całkowicie zlikwidować centralę widco-foniczną, ograniczając się do łączności telefonicznej.

— Mimo to podsłuch istnieje.

— No, cóż… „Sprawiedliwcy” potrafią się sami odpowiednio przed nim zabezpieczyć, a kontrola całego społeczeństwa leży w ich interesie. Wideofony zaś były dostępne tylko „wyższym sferom”. Tu kontrola godziła w ich interesy.

— Skąd pan to wszystko wie?

— Rosenthal zbierał materiały dotyczące owego generalnego remontu. Sam też interesowałem się tą sprawą…

Daleki krzyk, pełen bólu i rozpaczy, przerwał rozmowę.

— Co to? — zaniepokoił się Bernard.

— Mamy tu kilkoro chorych…