Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 6 из 19

Znów upłynęło kilka minut. W wielkim pokoju, o jednej ścianie ze szkła, panowała cisza, jakby nie mieścił się wśród dwu tysięcy i

— Dobrze. Jak pan widzi, zgadzam się na wszystko. Chodzi o rejs Ziemia-Ziemia.

— Pętla?

— Tak. Z okrążeniem Saturna i wprowadzeniem tara na orbitę stacjonarną nowych satelitów automatycznych.

— To przecież projekt JOVIANA?

— Owszem, część tego projektu, co się tyczy tych satelitów. Statek również należy do COMSEC-u, więc imprezie patronuje UNESCO. Jak pan wie, przedstawiam właśnie tę instytucję. Jednakże mamy własnych pilotów i nawigatorów, a pana wybraliśmy, ponieważ w grę wchodzi dodatkowy czy

Dyrektor UNESCO znowu zamilkł. Pirx czekał, mimo woli nasłuchując, ale naprawdę było tak, jakby najsłabszy dźwięk nie rozlegał się w promieniu całych mil — a przecież otaczało ich milionowe miasto.

— Jak panu pewno wiadomo, od szeregu lat istnieją już możliwości produkowania urządzeń coraz wszechstro

— Słyszałem o tym. Ale podobno Związki Zawodowe się temu sprzeciwiły? I wymagałoby to, zdaje się, istotnych zmian w istniejącym prawodawstwie?

— Pan o tym słyszał? W prasie nie było o tym nic, poza plotkami…

— Tak. Ale toczyły się jakieś pozakulisowe rozmowy, pertraktacje, i wiadomości o tym przeciekły do środowiska, w którym się obracam. To chyba zrozumiałe.

— Zapewne. Oczywiście. Więc — tym lepiej, chociaż… Jakie jest pana zdanie?

— W tej sprawie? Raczej negatywne. Tak, nawet bardzo negatywne. Obawiam się jednak, że niczyje zdanie nie ma tu istotnego wpływu. Konsekwencje odkryć są nieubłagane — można najwyżej przez pewien czas hamować ich realizację.

— Jednym słowem, uważa pan to za zło konieczne?

— Tak bym tego nie sformułował. Uważam, że ludzkość nie jest przygotowana na inwazję sztucznych istot człekokształtnych. Oczywiście najważniejsze jest, czy one naprawdę są równoważne człowiekowi. Osobiście się z takimi nigdy nie spotykałem. Nie jestem specjalistą, ale ci, których znam, uważają, że o pełnowartościowości, o prawdziwej równoważności nie może być mowy.

— Czy nie jest pan uprzedzony? Istotnie takie jest zdanie szeregu fachowców, tj. było to ich zdanie. Ale, widzi pan… motywacja działania tych firm jest warunkowana czy

— To znaczy nadzieją zysków.

— Tak. To znaczy, w tym wypadku, rząd federalny (mam na myśli Amerykę), jak również rządy brytyjski i francuski nie udostępniły jeszcze pełnej dokumentacji prywatnym firmom, o ile ta dokumentacja powstała w instytutach finansowanych przez państwo. Jednakże luki owej dokumentacji firmy mogą uzupełnić nawet mocy rządów, we własnym zakresie, mają wszak swoje laboratoria badawcze.





— „Cybertronics”?

— Nie tylko. „Machintrex”, „Inteltron” i i

— Nieliniowcy? Dziwne. Nie spotkałem się z tym terminem.

— To po prostu słowo z żargonu, którym się posługujemy. Zawsze lepsze od „homunculusa” czy „sztucznego człowieka”. Bo to zresztą nie są ludzie, ani sztuczni, ani naturalni.

— Ze względu na niepełnowartościowość?

— Wie pan, komandorze, ja także nie jestem specjalistą na tym polu, więc choćbym chciał, nie udzielę panu odpowiedzi. Moje prywatne przypuszczenia nie są przecież ważne. Chodzi o to, że jednym z pierwszych odbiorców nowego produktu byłby COSNAV.

— Przecież to prywatne przedsiębiorstwo angloamerykańskie?

— Właśnie dlatego. „Cosmical navigation” od lat walczy z trudnościami finansowymi, ponieważ nie obliczony na doraźne zyski system kosmodromii i kosmolocji państw socjalistycznych stanowi dla niej silną konkurencję, przejmującą znaczną część całego obrotu towarowego. Zwłaszcza, na głównych trasach pozaziemskich. Pan musi o tym wiedzieć.

— Owszem. I wcale bym się nie zmartwił, gdyby COSNAV zbankrutował. Skoro udało się umiędzynarodowić eksplorację kosmiczną w ramach ONZ, to i z żeglugą można zrobić to samo. Tak mi się przynajmniej wydaje.

— Mnie też. Zapewniam pana, że i ja bym tego chciał, choćby ze względu na biurko, za którym siedzę. Ale to pieśń przyszłości. Na razie, proszę pana, jest tak, że COSNAY gotów jest przyjąć każdą ilość nieliniowców dla obsługi swych linii — tymczasem tylko frachtowych, bo obawiają się bojkotu szerszej publiczności w ruchu pasażerskim. Wstępne pertraktacje już się toczą.

— I prasa o tym milczy?

— Rozmowy są nieoficjalne. Zresztą-w niektórych dzie

— Przepraszam, „nam” — to znaczy komu? ONZ? Jakoś to dziwnie wygląda.

— Nie, nie wprost ONZ. Nam, to znaczy UNESCO. Jako że to instytucja zajmująca się sprawami nauki, kultury, oświaty…

— Pan wybaczy, ale ja dalej nic nie rozumiem. Co mają te automaty wspólnego z oświatą czy nauką?

— Przecież inwazja, jak pan sam ją nazwał, tych… tych pseudoludzi, produkowanych systemem taśmowym, jest chyba pod każdym względem istotna właśnie w dziedzinie ogólnoludzkiej kultury. Nie chodzi tylko o konsekwencje czysto ekonomiczne, o niebezpieczeństwo bezrobocia i tak dalej, ale o efekty psychologiczne, socjalne, kulturowe — zresztą, aby wyjaśnić rzecz do końca, dodam, że przyjęliśmy tę ofertę bez entuzjazmu. A nawet dyrekcja zamierzała ją pierwotnie odrzucić. Te przedsiębiorstwa przedstawiły wtedy dodatkową motywację tej treści, że jako obsługa statków nieliniowcy dają bez porównania większe gwarancje bezpieczeństwa od obsługi ludzkiej. Ponieważ mają szybsze reakcje, nie wykazują praktycznie potrzeby snu ani zmęczenia, nie podlegają chorobom, posiadają ogromną nadmiarowość, która w wypadku poważnego umożliwia im jeszcze funkcjonowanie, a nadto, nie wymagając ani tlenu, ani żywności, mogą wykonywać swe zadania wet na pokładzie statku zdehermetyzowanego, przegrzanego — i tak dalej, więc, rozumie pan, to są już argumenty rzeczowe, porcie waż na pierwszy plan wysuwają nie zysk jakichś firm prywatnych, lecz bezpieczeństwo statków i ładunków. W takim wypadku kto wie, czy nawet podległa ONZ żegluga kosmiczna o charakterze badawczym nie zdecydowałaby się przynajmniej częściowo…