Страница 67 из 84
Głód gapił się na niego zakłopotany.
—Ja, ee, ja nie jestem pewien, czy dobrze zrozumiałem... - zaczął.
—JA ZROZUMIAŁEM. RUSZAJMY
Shutzi cicho zaskowyczał i jednym skokiem schronił się za R. P. Tylera i tam już, drżący, pozostał.
Obcy powsiadali na swe motocykle. Jeden z nich, w bieli (hipis, jak go z wyglądu ocenił R. P. Tyler) upuścił puste opakowanie po frytkach na trawiaste pobocze.
— Proszę wybaczyć - warknął Tyler. - Czy to opakowanie należy do pana?
— Och, nie tylko do mnie - powiedział chłopiec. — Należy do wszystkich.
R. P. Tyler wyprostował się na całą wysokość[81].
— Młody człowieku - powiedział. - Co by pan poczuł, gdybym przyszedł do pańskiego domu i wszędzie rozrzucił śmiecie? Skażenie uśmiechnął się tęsknie.
— Wielką, wielką przyjemność - wyszeptał. - Och, to by było cudowne.
Pod jego motocyklem kałuża oleju rozpłynęła się tęczowo na mokrej drodze.
Silniki zawarczały.
— Czegoś nie zrozumiałam - powiedziała Wojna. - Czemu mamy właściwie zmieniać front koło kościoła?
— PO PROSTU JEDŹ ZA MNĄ - powiedział wysoki stojący na przedzie i cała czwórka ruszyła.
R. P. Tyler patrzył w ślad za nimi, póki jego uwagi nie odwrócił zbliżający się dźwięk klakklakklak. Odwrócił się. Cztery figurki na rowerach przemknęły koło niego, a blisko za nimi podążała galopująca postać małego pieska.
— Wy! Stać! - krzyknął R. P. Tyler.
ONI przyhamowali, zatrzymali się i popatrzyli na niego.
— Wiedziałem, że to ty, Adamie Young i twoja mała, hm, klika.
Co, jeśli wolno mi spytać, wy, dzieci, robicie poza domem o tej nocnej porze? Czy wasi ojcowie o tym wiedzą? Przywódca rowerzystów odwrócił się.
— Nie rozumiem, jak może pan mówić, że jest późno - oświadczył. - Wydaje mi się, wydaje mi się, że jeśli słońce jest jeszcze na niebie, to nie jest późno.
— Tak czy inaczej minęła już pora, kiedy powi
— To proszę wybaczyć — oświadczył boleśnie dotknięty Adam. -Pepper tylko patrzyła na pana. Nie wiem, żeby było jakieś prawo przeciw patrzeniu.
W trawie zakotłowało się. Shutziemu, który był wyjątkowo dystyngowanym francuskim pudełkiem miniaturowym, jakie posiadają wyłącznie ludzie, którzy nigdy nie potrafili w swym budżecie domowym znaleźć miejsca dla dzieci, zagroził Pies.
— Paniczu Young - rozkazał R. P. Tyler - proszę zabrać swego... swego kundla od mego Shutzi. — Tyler nie ufał Psu. Gdy po raz pierwszy spotkał go trzy dni temu, Pies na niego zawarczał, a oczy rozbłysły mu czerwienią. To skłoniło Tylera do rozpoczęcia listu podkreślającego, że Pies niewątpliwie ma wściekliznę, z pewnością stanowi niebezpieczeństwo dla społeczeństwa i powinien dla dobra powszechnego zostać unicestwiony — dopóki żona nie zwróciła mu uwagi, że świecące czerwone oczy nie są symptomem wścieklizny oraz, prawdę powiedziawszy, nie widuje się ich nigdzie poza tego typu filmami, których żadne z Tylerów za nic by nie oglądało, ale wiedziało o nich wszystko, co potrzebowało wiedzieć, dziękujemy bardzo.
Adam zdumiał się.
— Pies nie jest kundlem. Pies jest wyjątkowym psem. Jest mądry. Psie, daj spokój temu okropnemu, staremu pudlowi pana Tylera.
Pies go zignorował. Pies ciągle jeszcze miał do dogonienia mnóstwo psowatości.
— Psie - rzekł złowieszczym tonem Adam. Jego pies przypadł do roweru swego pana.
— Nie wydaje mi się, abyś odpowiedział na moje pytanie. Dokąd wasza czwórka się udaje?
— Do bazy lotniczej - powiedział Brian.
—Jeżeli to panu nie robi różnicy - rzekł Adam tonem, jak miał nadzieję, ciętego i gryzącego sarkazmu. - Mam na myśli, że gdyby to panu robiło różnicę, to byśmy tam nie jechaliśmy.
— Ty bezczelny małpiszonie - powiedział R. P. Tyler — gdy ujrzę twego ojca, Adamie Young, poinformuję go językiem nie budzącym wątpliwości, iż...
Ale ONI już pedałowali w kierunku bazy lotniczej Lower Tad-field, posłużywszy się drogą, która była krótsza, prostsza i bardziej malownicza od trasy proponowanej przez pana Tylera.
R. P. Tyler ułożył w myśli przydługi list o brakach dzisiejszej młodzieży. Omawiał braki w poziomie nauczania, brak szacunku należnego starszym i lepszym od niej, sposób, w jaki w dzisiejszych czasach nigdy nie dbała o właściwą postawę, poruszając się niedbale zamiast chodzić we właściwie wyprostowany sposób, problem przestępczości młodzieży, potrzebę powrotu do powszechnej służby wojskowej oraz wprowadzenia rózg, batożenia, a także pozwoleń na posiadanie psów.
Był z niego bardzo zadowolony. Skrycie podejrzewał, że list będzie zbyt dobry dla tadfieldzkiego “Advertisera" i postanowił wysłać go do “Timesa".
Putputputputput.
— Przepraszam, kochanie - odezwał się ciepły, kobiecy głos. -Zdaje się, że zabłądziliśmy.
Ujrzał podstarzały skuter kierowany przez kobietę w średnim wieku. Ciasno do niej przytulony, z oczami szczelnie zamkniętymi, siedział człowieczek w płaszczu przeciwdeszczowym i jaskrawozielonym kasku ochro
— Och. A dokąd państwo jadą?
— Lower Tadfield. Nie znam dokładnego adresu, ale szukamy tam kogoś - powiedziała kobieta, a potem zupełnie i
R. P. Tyler wzdrygnął się.
— Poszukujecie tego chłopca? - zapytał. - Co on tym razem zmalował... nie, nie, nie mówcie mi. Nie chcę tego wiedzieć.
— Chłopca? - zdziwiła się kobieta. - Nie powiedziałeś mi, że to chłopiec. Ile on ma lat? — A potem powiedziała: —Jedenaście.No to wolałabym, abyś mi to wcześniej powiedział. To zupełnie zmienia postać rzeczy.
R. P. Tyler wytrzeszczył oczy ze zdumienia. A potem zrozumiał, co się dzieje. Kobieta była brzuchomówczynią. To, co wziął za człowieka w zielonym kasku, było, jak teraz zobaczył, marionetką brzucho-mówcy. Zdziwił się, jak mógł początkowo pomyśleć, że to człowiek. Odniósł wrażenie, że to wszystko jest w jakiś nieokreślony sposób w złym guście.
— Widziałem Adama Younga mniej niż pięć minut temu - powiedział kobiecie. — On i jego mali poplecznicy byli w drodze do amerykańskiej bazy lotniczej.
— Ojej - odrzekła kobieta, lekko przybladłszy. Prawdę powiedziawszy, nigdy nie lubiłam jankesów. Ale to naprawdę bardzo mili ludzie, naprawdę.Tak, ale nie można ufać ludziom, którzy grając w piłkę nożną, ciągle łapią ją rękami.
— Ach, proszę mi wybaczyć - rzekł R. P. Tyler. - Myślę, że to jest bardzo dobre. Robi duże wrażenie. Jestem zastępcą przewodniczącego tutejszego Klubu Rotarian i zastanawiałem się, czy przyjmuje pani zlecenia prywatne?
— Tylko w czwartki - odparła z dezaprobatą madame Tracy. -1 pobieram ekstra opłatę. I zastanawiam się, czy może pan nas skierować do... ?
Tyler miał już dość. Bez słowa wyciągnął palec.
A mały skuter ruszył putputputputputput wąską, wiejską dróżką.
W tym zaś momencie szara marionetka w zielonym kasku odwróciła się, otworzyła jedno oko i zachrypiała:
— Ty niewydarzony bucu.
R. P. Tyler poczuł się obrażony, ale także rozczarowany. Miał nadzieję, że marionetka zachowa się jak żywa.
* * *
R. P. Tyler, znalazłszy się ledwie o dziesięć minut spaceru od wioski, zatrzymał się, Shutzi zaś podjął próbę użycia kolejnej ze swych licznych funkcji wydalniczych. Tyler spoglądał ponad płotem.
Jego wiedza rolnicza była nieco mglista, ale prawie pewien był, że jeśli krowy się kładą, zwiastuje to deszcz. Jeśli zaś stoją, zapewne będzie piękna pogoda. Natomiast te krowy wzięły się za wykonywanie kolejno i uroczyście koziołków; Tyler zaś zaczął się zastanawiać, jaką to może oznaczać prognozę pogody.