Страница 21 из 84
— Doprawdy? - Crowley pogładził oksydowaną stal. — W takim razie wszystko się zgadza.Chodźmy stąd.
Niedbale rzucił karabin na nieprzytomnego Tompkinsa i ruszył przez mokry trawnik.
Drzwi frontowe nie były zamknięte. Weszli do środka nie zauważeni. W dawnym refektarzu kilku tłustawych jegomościów popijało kakao. Jeden machnął wesoło ręką na powitanie.
W holu stał mebel podobny do kontuaru w recepcji hotelowej. Wyglądał poważnie i kompetentnie. Azirafal przyjrzał się przenośnej tablicy informacyjnej na aluminiowym stelażu.
Plastikowe litery estetycznie wpięte w czarny blat tworzyły napis: 20 - 21 sierpnia, United Holdings PLC. Wstępny kurs walki.
Crowley wziął z kontuaru lśniącą broszurkę. Był to prospekt Tadfield Manor reklamujący ośrodek, a zwłaszcza wa
ce wydrukowano mapkę okolicy. Wszystkie prospekty ośrodków szkoleniowych miały takie mapki. Były one jednakowo niedokładne, w nieodpowiedniej skali i sugerowały, że dojazd do ośrodka jest bardzo dogodny. Natomiast żadna mapka nie przedstawiała plątaniny dróg, dróżek i ścieżek ciągnących się kilometrami wokół posesji, które trzeba było przemierzyć, by dotrzeć do celu.
— Źle trafiliśmy? - zapytał Azirafal. Crowley zaprzeczył.
— Zatem jesteśmy nie w porę.
— Niestety tak - odparł Crowley.
Przeglądał broszurkę, mając nadzieję, że trafi na jakiś ślad. Byłoby jednak przesadą łudzić się, że zakon nie zamieni lokum. Siostry zrobiły, co do nich należało i odeszły. Prawdopodobnie przeniosły się gdzieś na antypody i nawracają chrześcijan.
Czytał dalej, pogwizdując cicho. Czasem w broszurkach podawano rys historyczny miejsca, a to dlatego, że przedsiębiorstwa wynajmujące ośrodek na sóbotnio-niedzielne szkolenia interakcji w grupie strategii dynamicznego marketingu, lubiły uczucie strategicznego wchodzenia w dynamiczną interakcję z samym budynkiem, w którym niezmie
Crowley nie oczekiwał, że znajdzie informację, iż przed jedenastu laty budynek był siedzibą zakonu satanistek, które nawet jako zako
Grubas w polowym mundurze pusty
— Kto wygrywa? - zapytał przyjaźnie.
Na zewnątrz wybuchła strzelanina. Tym razem nie było słychać Irzasku śrucin. W powietrzu zaroiło się od kawałków ołowiu o aerodynamicznych kształtach poruszających się z dużą prędkością.
Z wnętrza odpowiedziano serią.
Zbędni dotychczas wojownicy spojrzeli po sobie. Następna seria zlikwidowała kiczowaty wiktoriański witraż i wydziobała malowniczy rząd dziur w tynku nad głową Crowleya.
Azirafal chwycił go za rękę i zapytał:
— Co tu się dzieje, do diabła?
Crowley uśmiechnął się jadowicie.
* * *
Gdy Nigel Tompkins doszedł do siebie, odczuwał lekki ból głowy i bliżej nieokreśloną przerwę w życiorysie. Ludzki mózg ma to do siebie, że wypierając obraz przekraczający granice pojmowania, zostawia właścicielowi mgliste wspomnienie i przemożną chęć zrzucenia winy na nagłe bliskie spotkanie z betonową framugą albo garścią śrucin, z których jedna okazała się pociskiem kumulacyjnym z czołgu Leopard II.
Poczuł także, że karabin jest jakby cięższy i ciemniejszy. Dotarło to do niego z całą mocą, gdy wycelował w Normana Wethere-da z kontroli jakości i pociągnął za spust.
* * *
— Doprawdy, nie rozumiem, dlaczego masz tak zszokowaną minę - powiedział Crowley. — Przecież on naprawdę chciał prawdziwego karabinu. Całym swoim jestestwem, że tak powiem.
— Tyle że teraz garstka bezbro
— Nie jest całkiem tak, jak myślisz. Przecież gramy fair.
* * *
Ekipa z sekcji budżetowej leżała plackiem na podłodze w bawialni, nie było nikomu do śmiechu. - A nie mówiłem? Tym łachmytom z zaopatrzenia nie wolno ufać - powiedział zastępca kierownika, gdy kula ze świstem wybiła dziurę w ścianie nad jego głową.
Szybko przeczołgał się do grupki wokół trafionego Wethe-reda.
—Jak to wygląda? - zapytał.
Zastępca kierownika działu płac spojrzał wściekle.
— Kiepsko. Kula przebiła wszystko. Przepustkę do biura, bilet miesięczny, talony do stołówki.
— Ale karta rowerowa wytrzymała[20]— odezwał się Wethered. Oszołomieni wpatrywali się w portfel z dokumentami przebity niemal na wylot.
— Ale dlaczego to zrobili? - zapytał ktoś z finansowego.
Kierownik działu kontroli jakości otwierał usta, by udzielić rozsądnej odpowiedzi, ale szybko je zamknął. Każdy ma czułe punkty, jego trafiono w najczulszy. Chciał zostać projektantem wnętrz, lecz specjalista do spraw preorientacji zawodowej odradzał. Przepracował w jednej firmie okrągłe dwadzieścia lat. Dwadzieścia lat w sekcji rekontroli formularza BF. Dwadzieścia lat bębnienia w klawisze kalkulatora, aż palce puchły, a ci z zaopa-irzenia od dawna mieli komputery. A teraz z bliżej nie znanych powodów, prawdopodobnie w związku z reorganizacją systemu wcześniejszych emerytur, ktoś do niego strzela. Prawdziwymi ku-
Przed oczami widział maszerujące armie paranoi.
Spojrzał na swoją broń. Przezopary wściekłości i przerażenia dostrzegł, że karabin jest jakby większy i ciemniejszy niż ten, który wyfasował na początku szkolenia. I cięższy.
Wycelował i ujrzał, jak pod gradem kuł pobliski krzak prze-(hodzi w czas przeszły dokonany.
A więc to tak! Ale skoro gramy, to ktoś musi wygrać.
Spojrzał na swoich ludzi.
— Okay, chłopaki. Dokopiemy skurwielom.
* * *
— W moim odczuciu nikt nie musi pociągać za spust - powiedział Crowley, posyłając Azirafalowi koślawy uśmieszek. -Już dobrze. Rozejrzyjmy się, póki tamci są zajęci sobą.
* * *
Raz po raz smugi pocisków przecinały mrok. Jonathan Parker z zaopatrzenia chyłkiem torował sobie drogę między splątanymi gałęziami krzewów, gdy nagle jedna z nich owinęła się wokół jego szyi w morderczym uścisku.
Nigel Tompkins wypluł maskowanie z liści rododendronu. - Gdzie nie dociera regulamin, tam jestem ja -wysyczały usta pokryte maskującym błotem.
* * *
— To poniżej pasa! — oświadczył Azirafal, gdy szli opustoszałym korytarzem.
— A co ja takiego zrobiłem? - bełkotał Crowley, otwierając drzwi na chybił trafił.
— Tam ludzie strzelają do siebie!
— No to co? Tylko tyle? Przecież sami chcieli. Robią to, na co mają ochotę. Ja tylko trochę pomogłem. Spójrz na to jak należy. Wolna wola dla każdego. Każdy robi, co chce. W głowie się nie mieści, prawda?
Azirafal patrzył szeroko otwartymi oczami.
— Dobrze, już dobrze - powiedział Crowley, dając za wygraną.
—-Nikt nie zginie. Kule nie dosięgną nikogo. Nic się nikomu nie stanie. Przecież to ma być tylko zabawa.
Azirafal odetchnął z ulgą i rozpromieniony odparł:
— Wiesz co, Crowley... Wiedziałem, że w głębi duszy jesteś całkiem do rze...
— Daj spokój - uciął diabeł. - Albo idź, wywrzeszcz to ze szczytu góry, dobrze?
Wkrótce zaczęły się tworzyć luźne sojusze. Ci z podsekcji finansowych doszli do wniosku, że jednak więcej ich łączy niż dzieli, a usunięcie kilku barier zaowocowało unią przeciwko działowi planowania.
Pierwszy wóz policyjny został zatrzymany w połowie podjazdu.
Szesnaście celnych pocisków wystrzelonych z różnych miejsc zgruchotało chłodnicę. Dwa następne rozprawiły się z anteną, ale za późno, o wiele za późno.
* * *
Mary Hodges właśnie odkładała słuchawkę, gdy Crowley otworzył drzwi do jej biura.
— Zapewne terroryści - rzuciła w mikrofon - albo konkurencja. - Spojrzała na przybyszów. — Panowie z policji, prawda? Crowley zobaczył, że oczy Mary robią się coraz większe. Jak na diabła przystało, miał świetną pamięć do twarzy. Rozpoznał ją mimo upływu czasu i ostrego makijażu. Pstryknął palcami. Mary wyprostowała się w fotelu, zaś jej twarz stała się sympatyczną maską bez wyrazu.