Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 70 из 87

Stosześćdziesięciopięciokilogramowy ładunek materiału wybuchowego mógł zatopić krążownik. Kuter trafiony z bliskiej odległości nie miał szans. Sześciometrowy pocisk przebił nadbudowę, eksplodował w kuli ognia i rozerwał „Narwhala" wraz z załogą na płonące kawałki. Wybuch rozrzucił szczątki po morzu, w powietrze uniosła się chmura czarnego dymu i pło mienie zgasły cicho na powierzchni wody. Palące się fragmenty kutra powoli zatonęły. Dymiący kadłub utrzymywał się na wodzie przez piętnaście minut, w końcu poszedł na dno wśród syku pary.

52

– Mój Boże, wystrzelili w „Narwhala" pocisk rakietowy! – krzyknął kapitan Burch, widząc, jak kuter Straży Przybrzeżnej znika wśród dymu i ognia.

Delgado natychmiast spróbował wywołać „Narwhala" przez radio, i

– Nie odpowiada – powiedział Delgado po kilku bezowocnych próbach nawiązania łączności z kutrem.

– W wodzie mogą być rozbitkowie – wyjąkał zaszokowany Aimes. Nie mógł uwierzyć, że już nie zobaczy „Narwhala" i załogi, którą dobrze znał.

– Boję się podpłynąć bliżej – wyznał Burch. – Nie jesteśmy uzbrojeni, a ich następna rakieta już może być wycelowana w nas.

Kazał sternikowi zastopować silniki.

– Kapitan ma rację – powiedział Delgado do Aimesa. – Wezwiemy pomoc, ale nie możemy narażać załogi. Nawet nie wiemy, z kim ani z czym mamy do czynienia.

– To ludzie Kanga – oznajmiła Summer i oddała lornetkę bratu.

– Jesteś pewna? – spytał Aimes.

Skinęła głową i wzdrygnęła się. Dirk zbadał wzrokiem platformę i statek wsparcia.

– Summer ma rację – potwierdził. – To ten sam statek, który zatopił „Sea Rovera". Ma nawet japońską banderę. Przebudowali go i przemalowali, ale założę się o moją następną wypłatę, że to „Baekje".

– Ale po co towarzyszą tej platformie? – zapytał zdezorientowany Aimes.

– Może być tylko jeden powód. Przygotowują się do ataku rakietą Sea Launch.

Na mostku zapadła ponura cisza. Aimes nie wierzył w to, co usłyszał. W końcu przerwał milczenie.

– Musimy sprawdzić, czy przeżył ktoś z załogi „Narwhala".

– Lepiej wezwij pomoc, i to szybko – odparł szorstko Dirk. – Ja sprawdzę, czy są jacyś rozbitkowie.

Delgado spojrzał na niego ze zmarszczonym czołem.

– Nie podpłyniemy bliżej – uprzedził.

– Nie trzeba – odrzekł Dirk i bez wyjaśnienia wyszedł szybko ze sterowni.

Tongju patrzył z mostka „Odyssey" na dymiące szczątki „Narwhala". „Koguryo" musiał zaatakować kuter Straży Przybrzeżnej. Nie było i

Spojrzał na zegar odliczający czas. Wskazywał 01.10.00. Jeszcze godzina i dziesięć minut. Z zamyślenia wyrwało go wezwanie radiowe z „Koguryo".

– Tu Lee. Zgodnie z pańskim rozkazem zatopiliśmy nieprzyjacielską jednostkę pływającą. Ale w odległości mili jest druga. Ją też mamy posłać na dno?

Tongju spojrzał z mostka w kierunku odległego statku.

– To okręt woje

– Nie. Wygląda na statek badawczy.





– Więc zostawcie go w spokoju. Trzeba oszczędzać amunicję. Może być jeszcze potrzebna.

– Jak pan sobie życzy. Ling melduje, że jego zespół dotarł bezpiecznie na pokład „Koguryo". Jest pan gotowy do opuszczenia platformy?

– Tak. Niech pan przyśle motorówkę. Mój oddział niedługo będzie się ewakuował. Bez odbioru.

Tongju odwiesił mikrofon i odwrócił się do komandosa z tyłu sterowni.

– Zabierzcie więźniów do hangaru i zamknijcie w magazynie. Potem przygotujcie się do transportu na „Koguryo".

– Nie obawia się pan, że w hangarze załoga platformy może nie przeżyć wystrzelenia rakiety? – zapytał komandos.

– Nie obchodzi mnie, czy się uratują, czy zginą, byle nie przeszkodzili nam w odpaleniu zenita.

Komandos skinął głową i wyszedł. Tongju przeszedł wzdłuż przegrody czołowej mostka, przyglądając się uważnie urządzeniom elektronicznym w jej dolnej części. Dostrzegłszy panel włączników awaryjnego sterowania ręcznego, wyjął nóż bojowy i podważył osłonę. Chwycił wiązki przewodów i poprzecinał je ząbkowanym ostrzem. Zebrał klawiatury komputerów nawigacyjnych, wyrzucił za burtę i patrzył cierpliwie, jak wpadają do oceanu. Po nich w wodzie wylądowały trzy laptopy. Potem Tongju wyciągnął glocka i dla pewności strzelił kilka razy do stacjonarnych komputerów i monitorów. Niecałą godzinę przed wystrzeleniem rakiety pełna kontrola nad platformą i zenitem była w rękach ludzi na pokładzie „Koguryo".

– Zabierz mnie ze sobą – poprosiła Summer. – Wiesz, że potrafię pilotować każdy pojazd podwodny.

– W kokpicie są dwa miejsca, a tylko Jack ma doświadczenie w obsłudze tego sprzętu. Lepiej, żebym popłynął z nim. – Dirk ścisnął rękę siostry i spojrzał jej w oczy. – Skontaktuj się z tatą. Powiedz mu, co się stało, i poproś go o pomoc.

Objął Summer i dodał cicho:

– Dopilnuj, żeby Burch utrzymywał „Endeavora" w bezpiecznej odległości. Nawet gdyby coś nam się stało.

– Bądź ostrożny.

Dirk skinął głową. Potem wspiął się do kokpitu, wsiadł do pojazdu i zaryglował za sobą właz.

– Trzydzieści węzłów? – zapytał, wcisnąwszy się w fotel pilota obok Dahlgrena.

– Tak jest napisane w instrukcji obsługi – odrzekł Dahlgren, odwrócił się i pokazał przez szybę uniesiony kciuk.

Operator dźwigu na rufie „Deep Endeavora" skinął głową, uniósł jaskrawoczerwony pojazd z pokładu statku i opuścił za burtę do oceanu. Dirk i Dahlgren dostrzegli jeszcze machającą do nich Summeri otoczyła ich zielona woda. Statek NUMA był zwrócony dziobem w kierunku platformy, więc jego nadbudowa zasłaniała pojazd. Nikt z przeciwników nie mógł zauważyć wodowania. Nurek w morzu odczepił hak i postukał w kadłub na znak, że są wolni.

– Zobaczmy, co potrafi to urządzenie – powiedział Dirk, uruchomił sześć pędników i pchnął przepustnice do oporu.

Łódź podwodna w kształcie cygara bardziej popłynęła, niż skoczyła naprzód, wśród szumu silników elektrycznych i wody. Dirk przestawił lekko stery głębokości, zanurzył pojazd na sześć metrów i skierował go według kompasu do miejsca zatonięcia „Narwhala".

Czuł się, jakby prowadził odkurzacz. Pojazd podskakiwał i wężykował w prądzie morskim. Manewrowanie przypominało podróż przez melasę. Ale nie było wątpliwości, że ten prototyp to demon szybkości. Nawet bez prędkościomierza w kokpicie Dirk wiedział, że poruszają się w dobrym tempie. Wskazywał na to przepływ wody za szybą.

Dahlgren spojrzał na zegar na konsoli i się uśmiechnął.

– Mówiłem ci, że to koń wyścigowy czystej krwi. – Spoważniał i dodał: – Powi

Minutę później Dirk cofnął przepustnice i ustawił silniki na jałowy bieg. „Badger" stopniowo wytracił szybkość. Wznieśli się ku powierzchni i Dahlgren tak wyregulował balast, żeby na górze mieli jak największe zanurzenie i byli jak najmniej widoczni. Zrobił to tak umiejętnie, że z wody wyłonił się tylko szczyt kokpitu.

Kilka metrów przed sobą zobaczyli dymiący kadłub „Narwhala". Rufa sterczała wysoko w górę. Ledwo zdążyli się przyjrzeć kutrowi, rufa uniosła się jeszcze wyżej i cały kadłub poszedł cicho pod wodę. Wokół pływały rozrzucone szczątki. Żaden nie był większy niż wycieraczka przed drzwiami. Dirk zatoczył „Badgerem" ciasny krąg wokół miejsca zatonięcia kutra, ale nie zauważył w wodzie rozbitków. Dahlgren połączył się przez radio z „Deep Endeavorem" i zawiadomił Aimesa, że najwyraźniej nikt nie przeżył eksplozji.

– Kapitan Burch prosi, żebyśmy natychmiast wrócili na statek – powiedział.