Страница 55 из 87
Rakietę przeniesiono wolno nad platformę startową, wciągnięto poziomo do hangaru na wysokim pokładzie „Odyssey" i ułożono na transporterze kołowym. Po dotarciu platformy do miejsca wystrzelenia zenit miał być wytoczony z hangaru i ustawiony pionowo w wyrzutni.
– Rakieta zabezpieczona. Dobra robota, panowie. Wieczorem stawiam piwo. „Odyssey" bez odbioru.
Stamp wyraźnie się odprężył i uśmiechnął szeroko.
– Bułka z masłem – powiedział do Christiana, jakby nigdy nie wątpił, że wszystko pójdzie gładko.
– Wygląda na to, że jednak wystrzelimy rakietę w terminie – odrzekł kapitan, patrząc, jak pusty transporter wjeżdża z powrotem do montowni na dolnym pokładzie. – Długoterminowa prognoza pogody jest obiecująca. Po ostatniej diagnostyce i tankowaniu „Odyssey" będzie mogła wyruszyć za cztery dni. Wyjdziemy „Commanderem" w morze czterdzieści osiem godzin później, po zabraniu na pokład części zapasowych i zaprowiantowania. Łatwo ją dogonimy, zanim dopłynie do celu.
Stamp odetchnął z ulgą.
– Całe szczęście. Gdybyśmy nie dotrzymali terminu, zapłacilibyśmy cholernie wysoką karę.
Christiano pokręcił głową.
– Nikt nie mógł przewidzieć, że z powodu strajku dokerów dostawa elementów zenita opóźni się o piętnaście dni.
– Ekipa techniczna spisała się na medal, nadrabiając stracony czas. Wolę nie myśleć, ile będą kosztowały nadgodziny, ale chyba ustanowili rekord szybkości montażu. Mimo że nasz klient obsesyjnie chronił przed wszystkimi załadunek rakiety.
– Co może być tajemniczego w satelicie do przekazów telewizyjnych?
Stamp wzruszył ramionami.
– Nie mam pojęcia. To chyba typowa azjatycka skrytość. Nie widzę sensu w tej całej operacji. Ich satelita jest stosunkowo lekki. Mogłaby go wynieść na orbitę chińska rakieta nośna. Zapłaciliby za to kilka milionów dolarów mniej niż nam.
– Niechęć do Chińczyków to nic niezwykłego na Dalekim Wschodzie.
– Owszem, ale zwykle ważniejsze są koszty. Może szef tej firmy uważa inaczej. Najwyraźniej nie jest od nikogo zależny.
Christiano spojrzał w niebo, jakby próbował coś sobie przypomnieć.
– Jest jedynym właścicielem firmy, tak?
– Zgadza się – przytaknął Stamp. – Dae-jong Kang to bogaty i potężny biznesmen.
Kang, rozparty wygodnie w skórzanym fotelu w swoim gabinecie, słuchał dwóch inżynierów z ośrodka technicznego w Inczhon. Tongju siedział w głębi pokoju i z przyzwyczajenia obserwował gości.
– Jak pan wie – mówił drobny okularnik z wysokim czołem – satelita Koreasat 2 dotarł do wykonawcy zlecenia mniej więcej trzy tygodnie temu i został umieszczony w głowicy zenita. Rakietę załadowano już na platformę startową, która jest teraz przygotowywana do rejsu na równik.
– Nie było żadnych problemów z bezpieczeństwem naszego ładunku? – spytał Kang.
Inżynier pokręcił głową.
– Mieliśmy własną ochronę, która pilnowała go przez całą dobę. Personel Sea Launch niczego nie podejrzewa. Myśli, że to satelita do przekazu telewizyjnego. Teraz, gdy zasobnik jest w głowicy rakiety, raczej nie ma możliwości, żeby ktoś coś wykrył.
Inżynier upił łyk kawy z przepełnionej filiżanki. Kilka kropli spadło mu na rękaw znoszonej kraciastej marynarki. Brązowe plamki pasowały do kropek na jego krawacie.
– Sprawdziliście system rozpylający? – zapytał Kang.
– Tak. Jak pan wie, wprowadziliśmy kilka modyfikacji. Ta wersja różni się od mniejszego modelu, który przetestowaliśmy na Aleutach. Po wyeliminowaniu mieszanki cyjankowej nie następuje uwolnienie dwóch czy
– Nie spodziewam się żadnej awarii sprzętu – oznajmił Kang.
– Najważniejszą fazą operacji będzie wystrzelenie rakiety – ciągnął inżynier. – Lee-Wook, mamy już wszystkie dane potrzebne do jej samodzielnego odpalenia?
Drugi inżynier, młodszy, z tłustymi włosami i szerokim nosem, był wyraźnie onieśmielony obecnością Kanga.
– Proces wystrzeliwania składa się z dwóch etapów – zaczął, jąkając się lekko. – Pierwszy to ustawienie na pozycji i ustabilizowanie pływającej platformy startowej, a potem podniesienie, zatankowanie i przygotowanie rakiety. Zdobyliśmy procedury operacyjne tych czy
– Wiem, co ich skusiło – mruknął z niesmakiem Kang. – Rosjanie mogliby nauczyć Zachód kilku rzeczy o kapitalistycznym wyzysku.
Lee-Wook zignorował komentarz. Udało mu się w końcu zapanować nad jąkaniem.
– Drugi etap to odpalenie rakiety i kontrolowanie jej lotu – ciągnął. – Normalnie robi to statek montażu i dowodzenia. My wykorzystamy do tego „Baekje". Wyposażyliśmy go w niezbędne urządzenia telekomunikacyjne i sprzęt komputerowy. – Lee-Wook zniżył głos niemal do szeptu. – Mamy też oprogramowanie do monitorowania zenita i zarządzania jego systemami. Wystrzeliwanie rakiet z pływającej platformy to wysoce zautomatyzowany proces, oprogramowanie odgrywa więc kluczową rolę. Zawiera kilka milionów zakodowanych poleceń potrzebnych do odpalenia i telemetrii.
– Sami stworzyliśmy to oprogramowanie?
– Samodzielne napisanie i przetestowanie takiego oprogramowania zajęłoby wiele miesięcy. Ale na szczęście to oprogramowanie jest w bazie danych statku montażu i dowodzenia. Będąc klientem Sea Launch, nasza ekipa miała prawie nieograniczony dostęp do statku przez ostatnie trzy tygodnie, kiedy satelitę Koreasat 2 montowano w rakiecie nośnej. Nasi informatycy bez trudu włamali się do głównego komputera i zdobyli potrzebne oprogramowanie. Pod nosem ekspertów Sea Launch przez cztery dni kopiowaliśmy dane i przesyłaliśmy drogą satelitarną do naszego ośrodka w Inczhon.
– Powiedziano mi, że „Baekje" czy raczej „Koguryo", bo tak się teraz nazywa ten statek, wyszedł w morze wczoraj.
– Przesłaliśmy już część oprogramowania do jego komputerów pokładowych. Resztę dostanie w drodze.
– I ustaliliście optymalną trasę lotu, żeby uzyskać maksymalny rozrzut substancji?
– Teoretycznie cel może być oddalony nawet o cztery tysiące kilometrów, ale prawdopodobieństwo dokładnego trafienia jest bardzo małe. Satelita nie ma systemu sterującego, więc musimy polegać na wietrze, ciągu silników i pozycji wystrzelenia. Nasi ukraińscy inżynierowie obliczyli, że największą dokładność trafienia zapewni usytuowanie platformy startowej około czterystu kilometrów od celu. Biorąc poprawkę na warunki pogodowe w chwili wystrzelenia, możemy się spodziewać, że zasobnik spadnie na ziemię w promieniu pięciu kilometrów od celu.
– Ale system rozpylający zostanie uruchomiony dużo wcześniej – wtrącił pierwszy inżynier.
– Zgadza się. Na wysokości sześciu tysięcy metrów, wkrótce po odpadnięciu obudowy głowicy. Podczas lotu ku ziemi zasobnik będzie pokonywał prawie osiem kilometrów na każdy kilometr opadania. Co oznacza, że substancja zostanie rozpylona na odcinku czterdziestu ośmiu kilometrów.
Kang zmarszczył czoło.
– Wolałbym, żeby wystrzelenie nastąpiło dalej od kontynentu północnoamerykańskiego. Ale jeśli dokładność wymaga bliskiej odległości, niech tak zostanie. Trajektorią będą sterowały dysze wylotowe rakiety?
– Tak. Zenit-3SL to trzystopniowa rakieta do wynoszenia ciężkich ładunków na bardzo dużą wysokość. Ale nam wystarczy pułap niecałych pięćdziesięciu kilometrów, więc nie zatankujemy drugiego i trzeciego stopnia rakiety, a w pierwszym ograniczymy ilość paliwa. Będziemy mogli przerwać proces spalania w każdej chwili i zrobimy to nieco ponad minutę po starcie. Kiedy rakieta skieruje się na wschód, oddzielimy głowicę od korpusu, a potem uwolnimy zasobnik. Fałszywy satelita automatycznie rozpyli substancję i opadnie na ziemię.