Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 63 из 77

– To znaczy, że są dobrze zorganizowani i dysponują znacznymi środkami – orzekł Gu

– Doszliśmy do identycznego wniosku – odparł Austin. – Taką organizację i środki może zapewnić tylko wielka korporacja, która ma w tym interes.

– Gokstad?

Austin skinął głową.

– Ta nazwa z niczym mi się nie kojarzy – wyznał Gu

– Jedyny trop to godło tej firmy. Przedstawia ono okręt wikingów, który odkryto w wieku dziewiętnastym w norweskim Gokstad. Poprosiłem Hirama o wyszukanie wszystkiego, co wiadomo na ten temat. Wiele tego nie ma. Kłopoty ze znalezieniem informacji miała nawet Max. W każdym razie jest to potężna korporacja z holdingami na całym świecie. Na jej czele stoi Brunhilda Sigurd.

– Kobieta! – zdziwił się Gu

– Niewiele o niej wiemy.

– Zdaję sobie sprawę, że megakorporacje są bezwzględne w interesach. – Gu

– Na to wygląda – przyznał Austin. – Joe – zwrócił się do Zavali – zapoznaj Rudiego ze swoimi odkryciami.

– O Gokstad dowiedziałem się od Kurta przez telefon, kiedy byłem w Kalifornii – rzekł Zavala. – Spotkałem się tam z reporterem z “Los Angeles Times”, który dużo wiedział o tej korporacji, bo wraz z grupą dzie

– Wierzyć mi się nie chce, żeby jedna firma była w stanie przejąć kontrolę nad całą słodką wodą na świecie – oświadczył Gu

– Ja też zareagowałem na to bardzo sceptycznie – odparł Zavala. – Jednak w rewelacjach tego reportera nie ma wielkiej przesady. Należącym do Gokstad spółkom legalnie zezwolono sprywatyzować rzekę Kolorado. Na całym kontynencie słodka woda przechodzi z rąk państwa w ręce prywatne. Gokstad siłą pozbyła się rywali. Ten dzie

Gu

– Ta historia z pewnością narobi hałasu – przyznał.

– Nie tak prędko. Gazeta nagle zrezygnowała z artykułów o Gokstad. Troje pracujących nad nimi dzie

– Jesteś pewien, że to nie pomyłka? – spytał zaniepokojony Gu

Zavala wolno pokręcił głową. W sali zaległa cisza.

– Jest w tym jakaś prawidłowość – powiedział Gu

Jego nieszczególny wygląd mylił. Akademię Marynarki Woje

– Coś się zmieniło – odezwał się znienacka.

– Co masz na myśli, Rudi? – spytał Sandecker.

– Metody, tryb działania. Przyjmijmy, że nasza zasadnicza przesłanka jest słuszna i że za tymi wszystkimi morderstwami stoi Gokstad. Joe twierdzi, że działali skrycie. Ludzie po prostu znikali albo ginęli w rzekomych wypadkach. Wraz z morderstwami tego Meksykanina i sprzedajnego prawnika to się zmieniło. Admirał nazwał je, “widowiskowymi”.

Austin zaśmiał się.

– W porównaniu z atakiem na Alasce były to pieszczoty – powiedział. – Musieliśmy tam we dwóch stawić czoło regularnemu szturmowi.

– W ataku na mój dom też nie przebierano w środkach – wtrącił Paul.

– Chyba wiem, do czego zmierzasz, Rudi – rzekł Sandecker. – Paul, jak szybko rozeszła się wieść, że doktor Cabral żyje?

– Prawie natychmiast. Doktor Ramirez zadzwonił do Caracas z helikoptera, który nas uratował. Wenezuelski rząd nie zwlekał z ogłoszeniem tej wiadomości. Podejrzewam, że CNN zdążyła roztrąbić o tym na cały świat, zanim opuściliśmy dżunglę.

– Wkrótce potem wypadki nabrały tempa – stwierdził Sandecker. – Dla mnie sytuacja jest jasna. Iskrą zapłonową stała się wiadomość, że Francesa Cabral żyje. Jej zmartwychwstanie oznaczało, że proces odsalania wody znów jest realny. Potrzebna była tylko substancja, która go umożliwi. Doktor Cabral nie zrezygnowała z zamiaru udostępnienia swojego odkrycia światu. Przeciwni temu ludzie po prostu wznowili plany zarzucone przed dziesięciu laty.





– I tym razem udało im się – dodał Austin.

– Dobrze, to wyjaśnia porwanie Franceski. Ale czemu porwali Gamay? – spytał Paul.

– Oni nie działają na chybił trafił – odparł Austin. – Dlatego myślę, że Gamay miała szczęście. Gdyby nie była im potrzebna, to by ją zabili. Czy przypominasz sobie coś więcej w związku z porwaniem?

– Ich przywódca, facet w czarnej skórze, mówił z nieznanym mi obcym akcentem. Jego kompani mieli jeszcze silniejszy akcent.

Zagłębiony w fotelu Sandecker nagle się wyprostował.

– Te bandziory to płotki – oznajmił. – Musimy uderzyć w sam wierzchołek. Znaleźć tę babę z wagnerowskim imieniem, która rządzi Gokstad.

– Jest nieuchwytna. Nie wiemy nawet, gdzie mieszka – powiedział Austin.

– Ona i Gokstad stanowią klucz – oświadczył Sandecker. – Czy wiadomo, gdzie jest ich siedziba?

– Mają biura w Nowym Jorku, Waszyngtonie i na Wybrzeżu Zachodnim. A poza tym na pewno w Azji i Europie.

– Są jak hydra.

– Nawet gdybyśmy wiedzieli, gdzie jest ich centrala, niewiele by nam to dało. Z pozoru Gokstad jest legalnym przedsięwzięciem. Zaprzeczą wszelkim naszym oskarżeniom.

Do sali wsunął się dyskretnie Hiram Yaeger i usiadł na krześle.

– Przepraszam – powiedział. – Musiałem skopiować na to zebranie trochę materiałów.

Widząc jego wyczekujące spojrzenie, Austin przejął inicjatywę.

– Przyszło mi na myśl coś, co Hiram pokazał mi wcześniej – hologram statku wikingów – wyjaśnił. – Tego samego, który jest znakiem firmowym Gokstad. Doszedłem do wniosku, że takie wyeksponowanie go coś znaczy. Dlatego poprosiłem Hirama, żeby zajął się Gokstad, zajrzał pod podszewkę skąpych biznesowych informacji, które znalazła Max.

Yaeger skinął głową.

– Zgodnie z sugestią Kurta zleciłem Max przejrzenie historycznych materiałów, związanych z tym tematem. A składają się nań, jak z pewnością wiecie, tony materiałów. Kurt podsunął mi, by poszukać związków z Kalifornią, być może z Mulholland Group. Max wyłowiła ciekawy artykuł gazetowy. O norweskim projektancie antycznych statków, który przyjechał do Kalifornii, żeby zbudować dla bogatego klienta kopię okrętu z Gokstad.

– Kim był ten klient? – spytał Austin.

– W artykule nie podano jego nazwiska. Ale z dotarciem do norweskiego projektanta nie było kłopotu. Kilka minut temu zadzwoniłem do niego i spytałem o to zlecenie. Wprawdzie zobowiązano go do dyskrecji, ale ponieważ upłynęło wiele lat, bez skrupułów wyjawił, że zbudował tę kopię dla dużej kobiety mieszkającej w dużym domu.

– Dużej kobiety?

– To znaczy wysokiej. Olbrzymki.

– Jak ze staroskandynawskiej sagi? A co z tym domem?

– Twierdzi, że przypomina nowoczesną sadybę wikingów, a stoi nad brzegiem dużego jeziora w Kalifornii, otoczonego górami.

– Tahoe?

– Tak właśnie pomyślałem.

– Duży dom w stylu wikingów nad jeziorem Tahoe? Łatwo będzie go znaleźć.

– Już to zrobiłem. Max ma łączność z prywatnym satelitą. – Yaeger rozdał zebranym odbitki zdjęć satelitarnych. – Wokół tego jeziora są wspaniałe budowle – domy mieszkalne, kąpieliska i hotele. Ale ten się wyróżnia.

Pierwsze zdjęcie przedstawiało niebieskie wody jeziora Tahoe, które z wielkiej wysokości wyglądało jak sadzawka. Na drugim kamera najechała na kropkę na jego brzegu, tak powiększając szczegóły, że pokazała rozłożysty budynek i lądowisko helikopterów w jego sąsiedztwie.