Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 41 из 77

– O ten zwariowany komunikat – odparł Browning, kręcąc głową. – Przesuwałem właśnie archiwalny materiał na temat Związku Radzieckiego, kiedy na ekranie wyskoczyło mi to.

Rowland pochylił się, odczytał słowa: PROCEDURA ZASTOSOWANIA SZKODY OSTATECZNEJ URUCHOMIONA. Skubnął szpakowatą bródkę.

– Szkody ostatecznej? – zdziwił się. – Nikt już nie używa takiego języka.

– Co to znaczy?

– To eufemizm. Z czasów zimnej wojny i Wietnamu. Kulturalny zwrot, oznaczający likwidację.

– Słucham?

– Czego was uczą w tym Yale? – odparł z uśmiechem Rowland. – “Szkoda ostateczna” to przeznaczenie kogoś na odstrzał, wyrok śmierci. Akcja w stylu Bonda.

– A, rozumiem – powiedział Barrett, rozglądając się po boksach. – Zgadnijmy, który z naszych szanownych kolegów zrobił mi ten kawał.

Głęboko zamyślony Rowland nie odpowiedział. Usiadł w jego fotelu i wpatrzył się w podkreślony numer akt, widniejący pod napisem. Podświetlił go, nacisnął enter i na ekranie pojawiły się szeregi cyfr.

– Jeżeli jest to kawał, to wyborny – mruknął. – Tego szyfru nie używano od czasów Allena Dullesa, dyrektora agencji po II wojnie światowej.

Włączył drukowanie i zaniósł kopię napisu do swojego boksu, a jego młodszy, nie wiedzący co o tym myśleć kolega podążył za nim. Po krótkiej rozmowie przez telefon Rowland wprowadził szyfr do komputera i zastukał w klawisze.

– Przesyłam kumplowi z sekcji deszyfracji – wyjaśnił. – To bardzo wiekowy szyfr. Przy dzisiejszych programach deszyfracyjnych odczyta się go w parę minut.

– Skąd się wziął? – spytał Browning.

– A co czytałeś, gdy pojawił się ten komunikat?

– Materiał archiwalny. Głównie raporty dyplomatyczne. Jeden z urzędników senackich potrzebował ich dla swojego szefa, który zasiada w komisji sił zbrojnych. Szukał wzorów zachowania się Sowietów, pewnie po to, żeby zwiększyć budżet obro

– A czego dotyczyły te raporty?

– Pochodziły od naszych agentów, adresatem był dyrektor CIA. Dotyczyły rozwoju sowieckiej broni atomowej. Znajdowały się w starych aktach, odtajnionych na polecenie Clintona.

– Ciekawe. A więc materiał ten był przeznaczony tylko do wglądu osób z najwyższych szczebli władzy.

– Bardzo możliwe. Ale o co chodzi z tą procedurą?

Rowland westchnął.

– Nie mam pojęcia, co pocznie agencja, kiedy takie stare konie jak ja pójdą na zieloną trawkę. Opowiem ci, jak działały te procedury w przypadku tajnych akcji za dawnych dobrych czasów. Przede wszystkim do ich uruchomienia potrzebna była zgoda, zwykle najwyższych czy

– To zrozumiałe. W ten sposób poszczególni wykonawcy znali tylko jego małe fragmenty. Dla zachowania tajemnicy.

– O, widzę, że jednak czegoś cię nauczyli u Eliasza Yale’a. Wszystkie tak przeprowadzone poronione plany, w rodzaju uziemienia Castra czy Irancontras, poniosły klęskę.

– Po co więc w ogóle takie procedury?

– Przede wszystkim po to, żeby ci ze szczytów władzy mogli się wyprzeć odpowiedzialności. Procedury takie były zwykle zawarowane dla najpoważniejszych akcji. W tym przypadku chodzi o mord polityczny. A to już poważna sprawa. Przyjęte jest, że głowy państw nie organizują zamachów na głowy i

– Podobny system bezpieczeństwa obowiązuje w bombowcach z bronią atomową. Dzięki temu, że jest kilka szczebli dowodzenia, do ostatniej chwili można odwołać atak.

– Coś w tym rodzaju. Podam ci i





Browning skinął głową.

– Wszystko to rozumiem – powiedział – ale nie mogę się połapać, jak to cholerstwo znalazło się w moim komputerze.

– Może nie ma w tym aż tak wielkiej tajemnicy.

Rowland, któremu dni upływały zwykle na nudnej lekturze i analizowaniu gazet, z radością skorzystał z okazji, żeby ruszyć głową. Rozsiadł się wygodnie w fotelu i wpatrzył w sufit.

– Z początku procedurę tę, prawdopodobnie podzieloną na części, zapisano na papierze. Później, gdy agencja się skomputeryzowała, zaszyfrowano ją i wprowadzono do bazy danych. Tkwiła tam przez dziesięciolecia, dopóki nie uaktywniono wszystkich mechanizmów koniecznych do jej uruchomienia. Wprawdzie wiadomość o tym powi

– Fantastyczne – powiedział Browning. – Teraz musimy pogłówkować, co wprawiło pięćdziesięcioletni dokument w ruch. Wczoraj przeglądałem te same materiały. I nie było go wśród nich.

– A więc został uruchomiony w ciągu zeszłej doby. Chwileczkę… Zgłosiła się poczta e-mailowa. Rowland odczytał wiadomość: “Drogi Rowlandzie. Oto twoja wiadomość. Litości! Następnym razem przyślij coś trudniejszego”.

Zakodowane słowa na ekranie znaczyły po prostu “Szkoda w toku”.

– To zaszyfrowana odpowiedź zabójcy – wyjaśnił.

– Jestem ciekaw, kim była jego ofiara.

Browning pokręcił głową.

– Przeszłością nie musimy się martwić, niepokoi mnie przyszłość.

– Ależ Jack, przecież od zatwierdzenia tej procedury minęło pół wieku. Wszyscy zaangażowani w tę sprawę dawno nie żyją. I zabójca, i ofiara.

– Może tak, a może nie. – Rowland puknął palcem w ekran. – Tę odpowiedź wysłano teraz. A to oznacza, że zabójca wciąż żyje, podobnie jak jego ofiara. Przynajmniej na razie.

– To znaczy?

Rowland sięgnął do telefonu, a jego zwykle wesoła twarz śmiertelnie spoważniała.

– Dyrektor CIA nie odwołał rozkazu, więc wszedł on w drugą fazę. Zabójstwa. – Gestem powstrzymał Browninga od pytania. – Proszę z dyrektorem – warknął do słuchawki. – Tak, to pilna sprawa – dodał podniesionym głosem. – Cholernie pilna!

22

Strażacy już ugasili pożar i kiedy Zavala wrócił do biurowca, w którym mieściła się kancelaria Hanleya, właśnie się zwijali. Drogę przez zasieki z żółtej policyjnej taśmy utorował sobie legitymacją NUMA. Podstawił laminowaną kartę ze swoim zdjęciem pod nos śledczego i szybko schował ją do portfela. Wolał nie wyjaśniać, co przedstawiciel państwowej agencji oceanograficznej robi na miejscu katastrofy w San Diego.

Śledczy Co

– Co z ra

– Słyszałem, że w porządku – odparł Co

Zavala podziękował mu i poszedł do następnej przecznicy, żeby złapać taksówkę. Kiedy podniósł rękę, żeby ją przywołać, do krawężnika podjechał czarny osobowy ford. Za kierownicą siedział Miguel Gomez. Agent FBI otworzył drzwiczki i zaprosił go do środka.

– Odkąd pojawił się pan z kolegą w naszym mieście, dużo się tu dzieje – powiedział Gomez, obrzucając go znużonym spojrzeniem. – Parę dni po waszej wizycie u mnie sprzątnięto Farmera i tę szuję. Nie zostalibyście kilka dni dłużej? Meksykańscy mafiosi i ich kumple zlikwidowaliby się sami, a ja nie miałbym co robić, co bardzo by mi dogadzało.