Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 21 из 32



– Świetnie.

– Skontaktuję się z tobą, jak się czegoś dowiem.

– Znakomicie. Dobranoc.

Odłożył słuchawkę. Miły gość.

Zacząłem znów zapalać cygaro. I o mało go nie wyplułem. Cindy Upek wyszła z domu. Podeszła do mercedesa. Wsiadła.

Jazda, maleńka, jazda!

Uruchomiła silnik, włączyła światła, wycofała wóz z podjazdu. Wykręciła i ruszyła na północ. Ja za nią, trzymając się jakieś 50 metrów z tyłu. Dojechała do głównego bulwaru, a dokładnie Pacific Coast Highway. Skręciła na południe. Byłem 3 wozy za nią. Przejechała przez skrzyżowanie i nagle zmieniło się światło. Nie mogłem czekać. Niewiele brakowało, ale obyło się bez kraksy. Jedynie rozległy się klaksony i ktoś wrzasnął: „Palant!” Ludzie nie grzeszą oryginalnością.

Znów znajdowałem się 3 wozy za Cindy. Jechała prawym pasem. Zaczęła zwalniać, a potem skręciła na parking, na parking przed motelem. Motel MIODOWE WYDMY. Słodka nazwa. Zatrzymała wóz przed drzwiami oznaczonymi numerem 9. Ja podjechałem pod drzwi z numerem 7, zgasiłem silnik i światła. Czekałem.

Wyszła z wozu, podeszła do drzwi i zastukała. Otworzył je jakiś facet.

Mam cię, Cindy!

Facet stał w świetle, więc go widziałem całkiem dobrze. Mógł się podobać. Nie mnie, ale jej na pewno. Był młody. Pusta, gładka twarz, wąskie brwi, masa włosów. A nawet warkoczyk. Wiecie, jaki. Prawdziwy dupek. Objęli się drzwiach. Pocałowali. Usłyszałem śmiech Cindy. Po czym weszła do środka i drzwi się zamknęły.

Chwyciłem kamerę i ruszyłem w stronę recepcji. Wszedłem. Nie było nikogo. Na niewielkim kontuarze stał dzwonek. Nacisnąłem. Nic. Nacisnąłem mocniej, 6 razy pod rząd.

Ktoś się wyłonił z zaplecza. Stary pierdziel. Bosy, ubrany w długą koszulę nocną i szlafmycę.

– Aha, właśnie zamierzał się pan położyć spać, tak? – spytałem.

– Może tak, może nie. Moja sprawa.

– Nie miałem zamiaru pana urazić. Chciałbym się tu zatrzymać. Ma pan wolny pokój?

– Alfons?

– O nie, skądże znowu!

– Handlarz narkotyków?

– Nie, nie.

– Szkoda. Potrzebuję kokainy.

– Sprzedaję Biblie, proszę pana.

– To obrzydliwe!

– Próbuję szerzyć Słowo Boże.

– Tylko nie próbuj pan szerzyć tego gówna tutaj!

– Jak pan chce.

– Chyba powiedziałem jasno, kurwa, że nie chcę!

– Tak, tak. Chcę tylko wynająć pokój.

– Są 2 wolne. Numer 8 i numer 3.

– Powiedział pan: numer 8?

– Powiedziałem: numer 8 i numer 3. Głuchy pan, czy co?

– Wezmę 8.

– 35 dolców. Gotówką.

Odliczyłem pieniądze. Staruch złapał banknoty, rzucił na kontuar klucz.

– Wystawi mi pan rachunek?

– Co takiego?

– Rachunek.

– Przeliteruj to pan.

– Nie chce mi się.

– Więc go pan nie dostanie.

Wziąłem klucz, opuściłem recepcję, podszedłem do drzwi numeru 8 i je otworzyłem. Całkiem ładny pokój. Jeśli jedyną alternatywą jest spanie pod mostem.

W kuchni znalazłem szklankę. Wróciłem z nią do pokoju i przyłożyłem do ściany dzielącej mnie od numeru 9. Miałem szczęście. Wszystko było słychać.

– Billy, nie spieszmy się – powiedziała Cindy Upek. – Chcę najpierw trochę pogadać.

– Pogadamy później – oświadczył Billy. – Nie widzisz, jak mi sterczy pała? Musimy temu zaradzić. Chcę się rąbać, nie gadać!

– Muszę najpierw wziąć prysznic, Billy.

– Prysznic? A co takiego robiłaś, pracowałaś w ogródku?

– Och, Billy, jaki ty jesteś zabawny!

– Dobra, idź wziąć prysznic. Poleję sobie pytona lodowatą wodą.

– Och, Billy, ha, ha, ha!

Uśmiechnąłem się po raz pierwszy od kilku tygodni. Wiedziałem, że tym razem mam ją w garści.

35

Trzymałem szklankę przyciśniętą do ściany i słuchałem. Słyszałem szum wody. Biedny Upek miał rację. Albo człowiek ma rację, albo się myli, albo jedno i drugie. Właściwie co za różnica, kto się pieprzy z kim? Takie to monoto



Odstawiłem szklankę, sięgnąłem do kieszeni, wyjąłem ćwiartkę dżinu, pociągnąłem mały łyk. To zawsze pomaga oczyścić umysł ze śmieci.

Zacząłem zastanawiać się nad znalezieniem sobie i

Cholera, wpadałem w ponury nastrój. Napiłem się jeszcze dżinu, po czym znów przyłożyłem szklankę do ściany. Cindy chyba właśnie wyszła spod prysznica.

– Chryste Panie! – zawołał Billy. – Masz cyce jak cysterny!

– Ach, Billy, naprawdę ci się podobają?

– Przecież mówię, nie?

– Billy, ty to umiesz prawić dziewczynie komplementy!

– Kurde, jakie wielkie cycki! Pewnie upadłabyś na ryj, gdyby nie to, że twoje tłuste dupsko równoważy ich ciężar.

– Och, Billy, wcale nie mam dużego tyłka!

– Tyłka? Skarbie, to nie tyłek, to przyczepa pełna galaretek, dżemu i pierogów!

– Billy, czy ciebie obchodzi tylko mój wygląd? A to, co jest we mnie, się nie liczy?

– Skarbie, nie widzisz, jak mój pyton się wije i pręży? Zaraz ja będę w tobie!

– Billy, chyba zmieniłam zdanie…

– Kochana, nic nie zmieniaj! Chodź tu! Wdrap się na moją Wieżę Mocy!

Oderwałem szklankę od ściany, sprawdziłem kamerę, wymknąłem się z pokoju i wszedłem na ganek przed numerem 9. Z zamkiem nie miałem kłopotów. Otworzyłem go kartą kredytową.

Na odległość słyszałem sprężyny łóżka. Jęczały tak, jakby błagały o litość. Włączyłem kamerę i wpadłem do środka. Miałem ich! Billy używał sobie jak stado królików. Ale mnie zauważył. Stoczył się z Cindy i zeskoczył na ziemię. Usta miał szeroko otwarte. Był zdziwiony i nieźle wkurwiony. Normalka.

Spojrzał na mnie.

– Kurwa, co jest grane? Co tu, KURWA, jest grane?!

Cindy zdążyła usiąść na łóżku.

– Ten gość to prywatny łaps, Billy. Jest pomylony. Raz wpadł do naszej sypialni i zaczął filmować mnie i Ala. To prawdziwy czubek, Billy.

Spojrzałem na nią.

– Zamknij się, Cindy! Wreszcie mi się udało! Wreszcie cię nakryłem!

Billy ruszył na mnie.

– Myślisz, koleś, że pozwolę ci stąd wyjść?

– O tak, Billy, mój chłopcze, nie będę miał z wyjściem żadnych kłopotów, najmniejszych.

– Skąd ta pewność?

– Ta zabawka mi to gwarantuje.

Wyciągnąłem.45 z kabury pod pachą.

– To gówno mnie nie powstrzyma.

– Zaraz się przekonasz, gnojku!

Powoli szedł w moją stronę.

– Zabiłem 3 gości, Billy. Zabić czwartego to dla mnie pestka!

– Kłamiesz jak najęty! – Uśmiechnął się i dalej się zbliżał. – Kłamca, kłamca!

– Jeszcze jeden krok, tępaku, a będzie po tobie!

Zrobił jeszcze jeden krok. Strzeliłem.

Wciąż stał. Po czym wsadził paluch do pępka i wyciągnął kulę. Nie krwawił, nie miał nawet sińca.

– Gówno mi mogą zrobić kule – powiedział. – I ty też.

Wyjął mi z dłoni pukawkę i cisnął w kąt.

– Teraz cię załatwię.

– Poczekaj, przyjacielu, poczekaj. Weź kamerę. Wycofuję się z tego fachu. Więcej mnie nie zobaczysz.

– Wiem, bo zaraz cię zabiję!

– Pewnie! – krzyknęła z łóżka Cindy. – Zabij śmierdzącego gnoja!

Popatrzyłem na nią.

– Nie wtrącaj się, Cindy. To męska sprawa, którą musimy załatwić sami.

Spojrzałem na Billy'ego.

– Zgadza się, Billy?

– Zgadza się.

W następnej chwili podniósł mnie i rzucił przez pokój. Wyrżnąłem w ścianę i zsunąłem się na podłogę.

– Billy, nie ma sensu, żeby dwóch sympatycznych gości kłóciło się przez jakąś dupiastą szprotę, którą dymała połowa facetów w tym mieście!