Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 37 из 47



– Podobało mi się.

– Mnie też – przyznał. I to by było na tyle.

Wróciliśmy z Sarą do boksu w barze.

Illiantovitch już znikł. Pewnie zabrakło wódki.

Złożyliśmy z Sarą zamówienia, a Rick przyniósł następną kawę.

– Jeden z najmilszych wieczorów w moim życiu – wyznał Rick.

– Żartujesz, Rick. To gdzie ty dotąd chodziłeś wieczorami?

Wpatrywał się w filiżankę z uroczym uśmiechem niewiniątka.

Znowu nadeszła Francine Bowers z nieodłącznym notatnikiem.

– Jak umarła Jane?

– Cóż, byłem wtedy związany z i

– Życie nie dało jej szansy – zauważyła Francine Bowers.

– Bo wcale tego nie chciała. Była jedyną ze znanych mi osób, która pogardzała ludzkością równie silnie jak ja.

Francine zamknęła notatnik.

– Wybacz, ale przypatruję ci się cały wieczór. Nie wyglądasz na złego człowieka – odezwał się Rick.

– Ty też nie – nie pozostałem dłużny.

37

W parę dni później przyjechaliśmy w to samo miejsce na zdjęcia dzie

– Zaczekaj – poprosił. – Lada chwila zjawi się tutaj Corbell Veeker, fotograf. Chce zrobić zdjęcia tobie, Jackowi i Francine. Gość o światowej sławie. Słynie z fotografii kobiet, rzeczywiście potrafi wydobyć ich czar…

Staliśmy w zaułku na tyłach baru. Cień przeplatał się ze światłem słońca. Liczyłem się z długim oczekiwaniem, tymczasem Corbell Veeker zjawił się już po 5 minutach. Miał około 55 lat, nalaną twarz i wielkie brzuszysko. Nosił beret i szalik. Towarzyszyło mu 2 chłopców. Obaj wzięli się do rozpakowywania sprzętu. Wyglądali na posłusznych i zastraszonych.

Przedstawiono nas Corbellowi, następnie Corbell przedstawił nam swoich asystentów.

– David…

– William…

Uśmiechnęli się blado.

Zjawiła się Francine.

– Ach, och, ach! – wykrzyknął Corbell Veeker, rzucając się, aby ją ucałować.

Cofnął się o krok.

– Zaraz, zaraz… O to, to – zawołał gestykulując. – Dokładnie to! Znakomicie!

Na zapleczu baru stała porzucona stara kanapa. Wzrok Corbella padł na zdezelowany mebel.

– Ty – spojrzał w moją stronę – siądziesz na kanapie…

Posłusznie wykonałem polecenie.

– Francine, siądziesz mu na kolanach…

Francine miała jaskrawoczerwoną sukienkę z rozcięciem u dołu, do tego czerwone buty, czerwone pończochy i białe perły. Siadła mi na kolanach. Poszukałem wzrokiem Sary. Puściłem do niej oko.

– Doskonale! Tak trzymać!

– Bardzo cię gniotę? Mam strasznie kościsty tyłek – zaniepokoiła się Francine.

– Nie przejmuj się. Nie ma sprawy – uspokoiłem ją.

– Aparat numer CZTERY! – wrzasnął Corbell Veeker. David podskoczył z aparatem numer cztery. Corbell zawiesił aparat na szyi. Przykląkł na jedno kolano… Pstryknęło i błysnęło…

– TAK, WŁAŚNIE! BARDZO DOBRZE!

Znowu pstryknęło i błysnęło.

– TAK, WŁAŚNIE TAK!

Pstryk, błysk…

– FRANCINE, ODSŁOŃ JESZCZE TROCHĘ NÓG! O TO, TO! TAK JEST!

Pstryk, błysk, pstryk, błysk…





Fotografował namiętnie, z wielką pasją…

– FILM! FILM! – wrzasnął nagle.

William rzucił się i załadował nowy film do aparatu, a naświetloną kliszę schował do specjalnego pudełeczka. Corbell opadł na oba kolana, nastawił ostrość.

– KURWA MAĆ, NIE CHCĘ TEGO APARATU! POPROSZĘ APARAT NUMER SZEŚĆ! PRĘDZEJ, PRĘDZEJ! – naglił.

David podbiegł z aparatem numer sześć, zarzucił go Veekerowi na szyję, a aparat numer cztery uniósł na stronę.

– WIĘCEJ NÓG, FRANCINE! ZNAKOMICIE! FRANCINE, UWIELBIAM CIĘ! JESTEŚ OSTATNIĄ WIELKĄ GWIAZDĄ HOLLYWOOD!

Pstryk, błysk… Pstryk, błysk… jeszcze raz… i jeszcze raz… i jeszcze raz.

Nadszedł Jack Bledsoe.

– PRZYSIĄDŹ SIĘ DO NICH, JACK! PO JEDNYM Z KAŻDEJ STRONY! TAK, WŁAŚNIE TAK!

Pstryk, błysk… Pstryk, błysk…

– FILM! FILM! – wrzasnął Corbell Veeker.

Fotografie miały ukazać się w eleganckim, wysokonakładowym piśmidle dla pań.

– W PORZĄDKU, PANOWIE! A TERAZ JAZDA Z KANAPY! CHCĘ MIEĆ SAMĄ FRANCINE!

Kazał Francine wyciągnąć się na kanapie. Jednym łokciem miała się wesprzeć na bocznym oparciu, drugą rękę, uzbrojoną w długi papieros, przerzucić przez oparcie za plecami. Pozycja bardzo przypadła Francine do gustu.

Pstryk, pstryk, błysk, błysk…

Ostatnia wielka gwiazda Hollywood.

Chłopcy pędem donosili nowe filmy i nowe aparaty… Czuli pewnie, że na stacji benzynowej musieliby się zwijać dwa razy prędzej.

Wzrok Corbella padł na. ogrodzenie z drutu.

– DRUCIANA SIATKA! wrzasnął.

Kazał się oprzeć Francine o siatkę w wyzywającej pozie. My z Jackiem Bledsoem mieliśmy stanąć po obu bokach Francine.

– BARDZO DOBRZE! BARDZO DOBRZE!

Strasznie się napalił na tę siatkę i pstrykał jedno zdjęcie za drugim. Siatka wyraźnie go podnieciła, siatka czy może to, co było zza niej widać.

Błysk, pstryk, błysk, pstryk…

I nagle okazało się, że jest po wszystkim.

– Bardzo wam dziękuję…

Jeszcze raz ucałował Francine. Jego chłopcy krzątali się, zbierając sprzęt do kupy, pakując, numerując… William miał notes, w którym spisywał każdy drobiazg: numer zdjęcia, godzinę, temat, użyty aparat i rodzaj kliszy.

Potem wszyscy sobie poszli, a my z Sarą udaliśmy się do baru. W barze siedziała regularna załoga. Teraz, kiedy zostali gwiazdami ekranu, nabrali dostojeństwa. Przycichli, jakby pogrążeni w głębokich rozważaniach. Wolałem, kiedy zachowywali się po dawnemu. Film dobiegł końca. Żałowałem trochę, że opuściłem tyle dni zdjęciowych, ale gra na wyścigach wymaga wielu wyrzeczeń.

Postanowiliśmy z Sarą potraktować tę okazję ulgowo. Ja zamówiłem piwo, Sara czerwone wino.

– Myślisz, że jeszcze kiedyś napiszesz scenariusz? – spytała.

– Wątpię. Za dużo tych pieprzonych kompromisów. Stałe musisz się wczuwać w punkt widzenia kamery. Czy publiczność załapie, o co chodzi? W dodatku publiczność kinowa z byle powodu czuje się znieważona i sprowokowana. Czytelnicy powieści i opowiadań uwielbiają, kiedy się ich prowokuje i znieważa.

– Trzeba przyznać, że jesteś w tym niezły…

Do baru wszedł Jon Pinchot. Usiadł po mojej lewej ręce.

– Jasna cholera – zaklął z uśmiechem.

– Co się stało? – zaniepokoiła się Sara.

– Znowu zatrzymano produkcję? – spytałem domyślnie.

– Nie, nie, chodzi o coś i

– Co takiego?

– Jack Bledsoe odmówił zgody na publikację zdjęć, które Corbell zrobił przed chwilą.

– Co?

– No właśnie. Jeden z chłopców Corbella Veekera przyniósł mu do przyczepy papiery do podpisania, ale Jack odmówił zgody na publikacje. No to poszedł do niego Corbell. To samo.

– Ale czemu? – zdziwiłem się. – Najpierw pozwolił się sfotografować, a teraz nie chce podpisać zgody?