Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 19 из 47



Sąsiedzi słyszeli co dzień, jak późnym wieczorem albo wczesnym rankiem nawołujemy nasze koty. Mieliśmy miłych sąsiadów. Każdy z naszych 5 kotów cholernie długo kazał się prosić, zanim raczył wrócić do domu.

19

3 czy 4 dni później zadzwonił Jon.

– Jack Bledsoe czytał scenariusz. Podoba mu się, miałby ochotę zagrać. Próbowałem go ściągnąć, żeby się z tobą zobaczył, ale powiedział, że czułby się przez ciebie zdominowany. Ty będziesz musiał przyjechać do niego.

– Czy wtedy będzie mniej zdominowany?

– Chyba tak uważa.

– Myślisz, że nadaje się do tej roli?

– O, tak. Jack chował się na ulicy. Swego czasu sprzedawał na ulicy kasztany. On jest z Nowego Jorku.

– Widziałem go w paru filmach…

– Tak? I co sądzisz?

– Bo ja wiem… Słuchaj, on musi przestać się uśmiechać przez cały czas, kiedy nie wie, co ze sobą robić. I nie może grzmocić pięścią w lodówkę ani drobić tym nowojorskim truchtem, jakby nosił banana między pośladkami.

– Jack Bledsoe był kiedyś bokserem.

– Phi, każdy z nas był w swoim czasie bokserem.

– Możesz mi wierzyć, nadaje się do tej roli…

– Jon, on nie może w filmie odstawiać Nowego Jorku. Bohater to chłopak z Kalifornii… Kalifornijski chłopak lubi założyć nogę na nogę. Nie miota się, tylko chłodno kalkuluje każdy ruch. Żadnej paniki. Przy tym wszystkim potrafi zabić. Ale przedtem nie robi dużo szumu.

– Sam mu to powiesz.

– Dobrze, gdzie i kiedy?

O 8 wieczór znaleźliśmy się w północnym Hollywood. Mieliśmy jakieś 5 minut spóźnienia. Pięliśmy się ciemnymi alejkami, szukając mieszkania.

– Mam nadzieję, że będzie miał coś do picia. Powi

– Na pewno będzie miał – uspokoiła mnie Sara.

Nie mogłem się połapać w numerach. Wreszcie na jednym z balkonów zobaczyłem Jona.

– Tędy…

Wszedłem na piętro i poszedłem za Jonom. Znaleźliśmy się w jednej z kryjówek Jacka.

Jon pchnął drzwi. Weszliśmy do środka. Siedzieli we dwóch na starej kanapie. Jack Bledsoe i jego kumpel, Le

Dopełniliśmy wzajemnych prezentacji.

– To twój goryl? – spytałem Jacka, pokazując na Le

– Taa.

Jon stał, uśmiechając się, jakby uczestniczył w jakimś wiekopomnym spotkaniu. Cóż, mogło się okazać, że miał rację.

– Macie coś do picia? – zagadnąłem.

– Tylko piwo. Może być?

– Może być.

Le

Jedna ze ścian była cała pokryta plakatami bokserów. Obejrzałem je po kolei. Niezłe. Niektóre pochodziły sprzed wielu łat. Od samego patrzenia poczułem się bardziej macho.

Z kanapy sterczały sprężyny. Na podłodze poniewierały się poduszki, buty, czasopisma, papierowe torby…

– Chata stuprocentowych mężczyzn – roześmiała się Sara.

– Owszem, podoba mi się tutaj – przytaknąłem. – Mieszkałem w wielu zagraconych mieszkaniach, ale daleko im do mieszkania Jacka…

– Nam się też podoba – powiedział Jack.

Wrócił Le

– Czytałeś scenariusz? – spytałem Jacka.

– Owszem. Ten gość to ty? Ja, sprzed lat.

– Nieźle musiałeś dostać w dupę – odezwał się Le

– Owszem. Zdarzało się.

– Naprawdę za bułkę z serem ganiałeś na posyłki? – zaciekawił się Jack.

– Zdarzało się.

Piwo okazało się smaczne. Zapadła cisza.

– No i jak ci się podoba? – zapytał Jon.

– Kto? Jack?

– Aha.



– Da sobie radę. Trzeba go będzie tylko trochę rozruszać.

– Pokaż mi twój styl walki – zaproponował Jack.

Wstałem i zamachnąłem się kilka razy pięściami.

– Szybki w łapach – pochwaliła Sara.

Usiadłem z powrotem.

– Umiałem przyjmować ciosy, ale biłem się bez przekonania. Nie bardzo wiedziałem, po co to robię. Macie jeszcze piwo?

– Jasne – potwierdził Le

Wszyscy w Hollywood wiedzieli, że Jack Bledsoe nie lubi Toma Pella. Kiedy udzielał wywiadów, nie przepuścił nigdy okazji, żeby dołożyć Tomowi: „Tom jest chłopcem z Malibu. Ja jestem dzieckiem ulicy.” Jeżeli aktor grał dobrze, nic mnie nie obchodziło, skąd pochodził. Obaj grali dobrze i nie było najmniejszego powodu, żeby odnosili się do siebie jak para pisarzy.

Wrócił Le

– Ostatnie – ostrzegł.

– Kurwa, nie strasz – przeraziłem się.

– Zaraz wracam – zapowiedział Jon.

Już go nie było. Poleciał po piwo. Jon to równy gość.

– Ten cały Jon Pinchot jest według ciebie dobrym reżyserem? – spytał Jack.

– Widziałeś jego dokument o Lido Maminie?

– Nie.

– Pinchot nie pęka przed niczym. Lubi się podmacywać ze śmiercią.

– Chcesz powiedzieć, że mu staje do śmierci?

– Na to wygląda. Nakręcił jeszcze parę rzeczy oprócz filmu o Maminie. Jako reżyserowi ufam mu bezgranicznie. Hollywood jeszcze go nie ochwaciło.

– A ciebie?

– Co mnie?

– Czy myślisz, że Hollywood pozbawi cię jajec?

– Przenigdy.

– Czy to twoje ostatnie słowo?

– To moje pierwsze słowo.

– Hank nienawidzi kina – wyjaśniła Sara. – Stracony weekend to ostatni film, który mu się podobał, a to przecież było lata temu.

– Jedyny popis aktorski Raya Millanda, za to ekstraklasa – dodałem.

Zachciało mi się szczać, spytałem, gdzie jest kibel.

Udałem się we wskazanym kierunku, otwarłem drzwi, wszedłem do środka, zrobiłem co trzeba.

Odwróciłem się, żeby umyć ręce w umywalce.

A to co, do kurwy nędzy?

W umywalkę ktoś wcisnął biały ręcznik. Jeden koniec był wepchnięty w odpływ, reszta, przewieszona przez brzeg, opadała na podłogę. Było w tym widoku coś niepokojącego. W dodatku ręcznik był mokry, nasiąknięty porządnie wodą. Czemu miał służyć? Co oznaczał? Czy był pozostałością jakiejś orgii? Nie mogłem się w tym połapać. Czułem, że obecność tego ręcznika w kiblu coś znaczy. Byłem starym człowiekiem, mogłem nie nadążać za światem. Przeżyłem wiele rozpaczliwych dni i nocy, kipiących nierzadko od bezsensu – a jednak w żaden sposób nie mogłem pojąć, co oznacza ten ogromny, nasiąknięty wodą biały ręcznik.

Sprawę pogarszał fakt, że Jack był uprzedzony o mojej wizycie. Dlaczego pozostawił w kiblu ten rekwizyt? Czy chciał mi coś dać do zrozumienia w ten sposób?

Wróciłem do pokoju.

Gdybym był nowojorczykiem, zapytałbym: „Te, słuchaj, po co ul ta pieprzona mokra ściera w tej pieprzonej umywalce w kiblu?”

Byłem jednak chłopcem z Kalifornii. Wróciłem do pokoju, usiadłem bez słowa, uznawszy, że to musi być coś między Le

Tymczasem Jon doniósł piwo. Obok mojego miejsca stała otwarta puszka. Skorzystałem. Życie znowu nabrało rumieńców.

– Chciałbym, żeby Francine Bowers zagrała główną bohaterkę powiedział Jack. – Myślę, że uda mi się ją namówić.

– Znam Francine – wtrącił Jon. – Też myślę, że uda mi się ją namówić.

– Może powi

Le

– Słuchajta, nie znalazłaby się dla mnie jakaś rola w tym filmie? – zapytał.

Spojrzałem pytająco na Jona.

– Lubię grać z Le

– Myślę, że znajdzie się coś dla ciebie. Obiecuję, że cię uwzględnimy przy podziale ról – oświadczył Jon.

– Czytałem scenariusz. Myślę, że mógłbym zagrać barmana – zaproponował Le

– Coś ty? – zdziwiłem się. – Naprawdę miałbyś ochotę lać Jacka? Swojego kumpla?