Страница 77 из 79
Dar Wiatr przy swoim rodzaju pracy zapewne nie doczeka nawet przybycia „Łabędzia” na planety zielonej gwiazdy. Tak jak to już było w czasach dawnych wątpliwości, Dara Wiatra zachwyciła śmiała myśl Mvena Masa i Rena Boża. Gdyby nawet doświadczenie się nie udało, szaleńcy ci pozostaną olbrzymami twórczej myśli ludzkiej.
Zamyślony Dar Wiatr o mało się nie potknął o sygnał strefy bezpieczeństwa. Obok samoczy
— Cieszę się, że widzę pana w dobrym zdrowiu!
— Bardzo chciałem się z panem zobaczyć! — Ren Boz wyciągnął do Dara Wiatra swe nieduże ręce.
— Co pan tu robi tak wcześnie? Do startu jeszcze daleko.
— Byłem przy odlocie „Aelli”. Interesują mnie dane dotyczące grawitacji tak ciężkiej gwiazdy. Dowiedziałem się, że pan przyjdzie, i zostałem…
Dar Wiatr milczał oczekując dalszych wyjaśnień.
— Podobno wraca pan do obserwatorium stacji kosmicznych na prośbę Juniusa Anta?
Dar Wiatr skinął twierdząco.
— Ant w ostatnich dniach zanotował kilka nierozszyfrowanych odbiorów z obwodu Pierścienia…
— Co miesiąc odbywa się odbiór poza normalną wymianą informacji. Moment włączenia stacji przesuwa się o dwie godziny ziemskie. W ciągu roku kontrola wynosi już ziemską dobę, a w ciągu ośmiu lat całą jedną stutysięczną sekundy galaktycznej. Tak się wypełnia luki w odbiorze z kosmosu. Przez ostatnie półrocze ośmioletniego cyklu zaczęliśmy otrzymywać niezmiernie dalekie, niezrozumiałe dla nas komunikaty.
— Czy nie mógłby pan mnie wziąć do pomocy?
— To raczej ja panu będę pomagał, a zapisy mechanizmów pamięciowych przejrzymy razem.
— Z Mvenem Masem?
— Naturalnie.
— To wspaniale! Głupio się czuję po tym nieszczęsnym doświadczeniu. Ciężko zawiniłem przeciw Radzie… Ale z panem jest mi dobrze, choć pan należy do Rady i nie aprobował doświadczenia…
— Mven Mas to także członek Rady.
Fizyk zamyślił się, przypomniał sobie coś i roześmiał się cicho.
— Mven Mas czuje moje myśli i stara się je skonkretyzować.
— Czy nie na tym polega wasz wspólny błąd?
Ren Boz zachmurzył się i zmienił temat rozmowy.
— Veda Kong także tu przybędzie?
— Tak, czekam na nią. Wie pan, że o mało nie zginęła badając grotę, skład dawnej techniki. Wykryto tam zamknięte drzwi stalowe.
— Nie słyszałem.
— Zapomniałem, że pana nie interesuje historia jak Mvena Masa. Całą planetę intryguje, co może się znajdować za tymi drzwiami.
Miliony ochotników zgłaszają się do kopania. Veda postanowiła przekazać sprawę Akademii Stochastyki i Badania Przyszłości.
— Evda Nal nie przyjedzie?
— Nie, nie może.
— Szkoda. Veda bardzo lubi Evdę, a Czara wprost za nią przepada. Przypomina pan sobie Czarę?
— To ta… taka panterowata?
Dar Wiatr wzniósł ręce udając żartobliwie przerażenie.
— O znawco piękności kobiecej! Zresztą stale powtarzam błąd popełniany przez ludzi przeszłości, nie rozumiejących praw psychofizjologii i dziedziczności. Zawsze chciałbym odnajdywać u i
— Evda, jak i cała planeta, będzie obserwować start — powiedział Ren Boz wymijająco.
Fizyk wskazał szeregi wysokich trójnogów z aparatami do odbioru promieniowania białego, podczerwonego i pozafiołkowego, ustawione w półkole dokoła statku kosmicznego. Różnorodne rodzaje promieniowań powodowały, że ekrany tchnęły prawdziwym ciepłem i życiem, tak jak błony przydźwiękowe usuwając poddźwięk metaliczny w przekazach głosu.
Dar Wiatr spojrzał na północ, skąd ciężko przechylając się z boku na bok pełzły przeładowane ludźmi automatyczne elektrobusy. Z pierwszego wozu wyskoczyła Veda Kong i pobiegła plącząc się w wysokiej trawie. Z rozpędu rzuciła się na szeroką pierś Dara Wiatra, tak że jej długie warkocze opadły mu na plecy.
Dar Wiatr odsunął ją łagodnie od siebie i wpatrywał się w ukochaną twarz — dziwne uczesanie nadawało jej jakiś nowy wyraz.
— Grałam w dziecięcym filmie północną królowę z Czasów Ciemnoty i ledwie się zdążyłam przebrać — wyjaśniła nieco zdyszana. — Nie starczyło już czasu na zmianę uczesania.
Dar Wiatr wyobraził ją sobie w długiej, obcisłej sukni ze złotogłowiu, w złotej koronie, z niebieskimi kamieniami, z popielatymi włosami sięgającymi do kolan, z odważnym wejrzeniem szarych oczu i uśmiechnął się radośnie.
— Miałaś koronę?
— O tak, taką — Veda nakreśliła w powietrzu kontur szerokiego pierścienia.
— A ja zobaczę?
— Jeszcze dziś. Poproszę, żeby ci pokazali film.
Dar Wiatr chciał zapytać, kto ma mu pokazać film, ale Veda witała się z poważnym fizykiem, który uśmiechał się z naiwną serdecznością.
— Gdzież są bohaterowie Achernara? — Ren Boz rozejrzał się po pustej przestrzeni dokoła statku kosmicznego.
— Tam! — Veda wskazała budynek w kształcie namiotu, zbudowany z płyt pistacjowego szkła mlecznego ze srebrzystymi żebrowaniami zewnętrznych belek. Była to główna sala portu kosmicznego.
— Chodźmy więc.
— Jesteśmy tam zbędni — odparła Veda. — Tamci oglądają pożegnalne pozdrowienie Ziemi. Chodźmy lepiej do „Łabędzia”.
Idąc obok Dara Wiatra Veda zapytała cicho:
— Wyglądam pewno okropnie w tym uczesaniu? Mogłabym zmienić…
— Nie trzeba. Czarujący kontrast z odzieżą współczesną. Warkocze dłuższe niż sukienka! Niech tak zostanie.
— Słucham, mój Wietrze! — szepnęła Veda magiczne zaklęcie, które przyspieszało bicie jego serca i wywoływało rumieniec na twarz.
Setki ludzi zdążały bez pośpiechu ku statkowi. Wiele osób witało Vedę uśmiechem lub podniesieniem ręki, znacznie częściej niż Dara Wiatra lub Rena Boża.
— Pani jest popularna, Vedo — zauważył Ren Boz. — Co jest tego powodem: pani zawód historyka czy też uroda?
— Ani jedno, ani drugie. Stałe obcowanie z ludźmi w związku z pracą zawodową i społeczną. Wy obaj, pan i Wiatr, albo się zamykacie w zaciszu laboratoriów, albo pracujecie po nocach. Robicie dla ludzkości znacznie więcej niż ja, ale wasza praca pozbawia was przyjemności życia towarzyskiego. Czara Nandi i Evda — Nal są znacznie popularniejsze ode mnie.
— Znów zarzut pod adresem naszej cywilizacji technicznej? — rzucił wesoło Dar Wiatr.
— Nie naszej. To są przeżytki dawnych, tragicznych błędów. Już tysiące lat temu nasi przodkowie wiedzieli, że sztuka i kultura uczuć ludzkich są nie mniej ważne dla społeczeństwa niż wiedza.
— W sensie wzajemnych stosunków ludzkich? — zapytał fizyk.
— Tak.
— Jakiś mędrzec starożytny powiedział, że najtrudniej jest zachować na Ziemi radość życia — dodał Dar Wiatr. — Patrzcie, zbliża się jeszcze jeden wierny sprzymierzeniec Vedy!
Zwracając na siebie powszechną uwagę swym ogromnym wzrostem szedł do nich lekkimi i szerokimi krokami Mven Mas.
— Czara zakończyła taniec — domyśliła się Veda. — Niebawem zjawi się załoga „Łabędzia”.
— Na ich miejscu szedłbym tutaj piechotą i jak można najdłużej — oświadczył Dar Wiatr.
— Jesteś wzruszony? — Veda ujęła go za rękę.
— Gnębi mnie myśl, że odchodzą stąd na zawsze i że już nigdy nie zobaczę tego statku. Budzi się wewnętrzny protest przeciwko takiemu bezwzględnemu wyrokowi. Może to dlatego, że są wśród nich ludzie bardzo mi bliscy.
— Sądzę, że nie dlatego — odezwał się Mven Mas, który dosłyszał słowa Dara Wiatra. — To protest człowieka przeciwko nieubłaganemu czasowi.
— Smutek jesieni? — z odpieniem kpiny rzucił Ren Boz uśmiechając się do towarzysza i zamieniając z nim spojrzenie.
— A czyście nie zauważyli, że jesień w szerokościach umiarkowanych odpowiada najbardziej ludziom energicznym, pełnym radości życia i głęboko czującym? — odparł Mven Mas przyjaźnie głaszcząc ramię fizyka.
— Słuszne spostrzeżenie! — zachwyciła się Veda.