Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 31 из 79

— Pani imię podobne jest do mego — odezwał się Dar Wiatr. Kąciki małych ust nieznajomej drgnęły w dyskretnym uśmiechu.

— Tak jak pan jest podobny do mnie.

Dar Wiatr spojrzał ponad czarną czapą jej gęstych, lekko kręcących się włosów i uśmiechnął się do Vedy.

— Wietrze, pan nie umie uprzejmie rozmawiać z kobietami — rzekła figlarnie Veda przechylając głowę na bok.

— Czy to potrzebne, skoro kłamstwo nie ma już racji bytu?

— Potrzebne! — wtrąciła Evda Nal. — I zawsze będzie potrzebne.

— Bardzo bym prosił o uzasadnienie tego poglądu. — Dar Wiatr lekko się zachmurzył.

— Za miesiąc wygłoszę prelekcję w Instytucie Psychologii. Będę mówiła o znaczeniu emocji bezpośrednich… — Evda skinęła na zbliżającego się Myena Masa.

Afrykańczyk jak zwykle kroczył miarowo i bezszelestnie. Dar Wiatr zauważył, że policzki Czary zapłonęły gorącym rumieńcem, jak gdyby ciepło słoneczne, nasycające jej ciało, wystąpiło nagle przez opaloną skórę. Mven Mas ukłonił się obojętnie.

— Przyprowadzę Rena Boża. Siedzi tam, na kamieniu.

— Chodźmy do niego — zaproponowała Veda — i na spotkanie Miiko. Poleciała po aparaty. Czaro Nandi, pani z nami? Dziewczyna potrząsnęła głową.

— Idzie mój pan i władca. Słońce nisko i niebawem zacznie się praca.

— Czy to trudno pozować? — spytała Veda. — Ja bym nie mogła. Prawdziwe bohaterstwo!

— Ja także myślałam, że nie potrafię. Ale kogo porwie idea artysty, wtedy mu się zdaje, że sam bierze udział w procesie twórczym…

— Czaro, pani jest skarbem dla artysty!

— I to jakim! — przerwał Vedzie donośny bas. — A żebyście wiedzieli, jak znalazłem ten skarb! Nieprawdopodobna historia! — Malarz Kart San potrząsnął wzniesioną potężną pięścią. Jego jasne włosy były zmierzwione, osmagana wiatrem twarz zaczerwieniona.

— Proszę nas odprowadzić i opowiedzieć — poprosiła Veda Kong.

— Kiepski ze mnie narrator. Ale to i tak jest ciekawe. Interesuje mnie rekonstrukcja różnych typów rasowych istniejących w starożytności, aż do samej ERS. Po sukcesie mego obrazu „Córa Gondvany” zapaliłem się do odtworzenia typu i

— Ze światła gwiazd i piany morskiej — Veda Kong dosłyszała szept Czary i spojrzała ukradkiem na dziewczynę.

Twardy, jakby wy rzeźbiony w drzewie lub w kamieniu profil Czary świadczył o kanonie piękna u pradawnych ludów. Maleńki, prosty, nieco zaokrąglony nosek, lekko cofnięte czoło, mocno zarysowany podbródek, a zwłaszcza znaczny odstęp między nosem a uchem były charakterystyczne dla narodów antycznego Śródziemnomorza.

Veda niepostrzeżenie obejrzała ją od stóp do głów i pomyślała, że wszystkiego w niej było trochę „nazbyt”. Miała zbyt gładką skórę, zbyt szerokie biodra… I trzymała się zbyt prosto, przez co jej twarde piersi zarysowywały się zbyt ostro. Być może, artyści cenią taką siłę wyrazu modela.





Drogę, którą kroczyło całe towarzystwo, zagrodził zwał kamieni i Veda musiała zmienić dopiero co wydany sąd. Czara Nandi z niezwykłą lekkością przeskakiwała z kamienia na kamień, wykonując taneczne ruchy.

„W jej żyłach płynie zapewne indyjska krew — pomyślała Veda. — Zapytam ją o to później…”

— Aby stworzyć „Córę Tetydy” — kontynuował artysta — musiałem się zbliżyć do morza, związać się z nim duchowo. Przecież moja Kretenka powi

— Wiem — odezwał się Dar Wiatr — używa się jej do przejażdżek na falach.

— Najbardziej wstrząsające było dla mnie to, że dokoła w promieniu setek mil panowała pustka: ocean, niskie chmury, zapadający zmrok, a tu raptem dziewczyna mknąca na fali. Tą dziewczyną…

— Była Czara Nandi — dopowiedziała Evda Nal. — Zrozumiałe. Ale skąd się tam wzięła?

— Bynajmniej nie z piany i nie z gwiazd! — wybuchnęła nagle dźwięcznym śmiechem Czara. — Po prostu żeglowałam na tratwie przetwórni białkowej. Staliśmy wtedy na skraju sargasów”, gdzie była hodowla chlorelli. Pracowałam tam wówczas jako biolog.

— Niech będzie i tak — zgodził się Kart San. — Ale od tamtej chwili stała się pani dla mnie córą Morza Śródziemnego, która się wynurzyła z pian po to, aby się stać moją modelką. Czekałem na panią cały rok.

— Można pana odwiedzić i zobaczyć obraz? — spytała Veda.

— Proszę bardzo, byle nie w czasie godzin pracy. Najlepiej wieczorem. Pracuję bardzo powoli i nie znoszę w czasie pracy niczyjej obecności.

— Pan maluje farbami?

— Nasza praca zmieniła się bardzo mało w ciągu tysiącleci. Prawa optyki i oko ludzkie pozostały takie same. Zaostrzyła się jedynie percepcja niektórych odcieni, wynaleziono nowe farby chromokatoptryczne” o wewnętrznym refleksie w warstwach i nowy sposób tonowania barw. Na ogół jednak malarze od niepamiętnych czasów pracowali tak, jak ja dziś. Nawet to i owo robili lepiej… Mieli wiarę i cierpliwość, my zaś staliśmy się zbyt gwałtowni i niepewni swego. W sztuce dyspozycje twórcze rodzą się raczej z naiwnego zachwytu. Znów odbiegłem od tematu! No, na mnie, na nas, czas. Chodźmy, Czaro.

Wszyscy zatrzymali się patrząc za odchodzącym artystą i jego modelką.

— Wiem teraz, kto to taki. Widziałam „Córę Gondyany” — rzekła Veda.

— Ja także — odezwali się jednocześnie Evda Nal i Mven Mas.

— Gondvana to kraj Gondów w Indiach? — spytał Dar Wiatr.

— Nie. To nazwa ogólna południowych kontynentów. I

— I jakaż jest ta „córa czarnych”?

— Obraz jest prosty: na tle stepowego płaskowzgórza, w promieniach oślepiającego słońca, na skraju pełnego grozy lasu tropikalnego widać idącą dziewczynę. Połowa jej twarzy i lśniącego, jakby z metalu odlanego ciała jaśnieje w płonącym świetle, a druga połowa jest pogrążona w przejrzystym, ale głębokim półcieniu. Dokoła smukłej szyi ma sznur białych zwierzęcych zębów, krótkie włosy zebrane u góry w węzeł i ozdobione wiązką czerwonych kwiatów. Prawą ręką uniesioną nad głową dziewczyna odsuwa z drogi gałąź drzewa, a lewą odpycha od kolana kolczastą łodygę. W ruchu ciała, w swobodnym westchnieniu, w szerokim zamachu ręki czuje się beztroskę młodości, która się stapia z przyrodą w wiecznie zmie