Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 15 из 79

Mvenowi wydało się, że słyszy symfonię czystych, wysokich tonów podbudowaną dudniącym i miarowym rytmem niskich brzmień. Veda Kong ścisnęła dłoń Dara Wiatra, ale ten nie zwrócił na to uwagi. Junius Ant patrzył stojąc nieruchomo i wstrzymując oddech.

Mieszkańcy Tukana byli tak bardzo podobni do Ziemian, że stopniowo zacierało się wrażenie i

„Im trudniejsza i dłuższa była droga ślepej ewolucji od dzikiego zwierzęcia do istoty myślącej, tym bardziej podziwu godna jest doskonałość wyższych form życia, a tym samym i ich piękno — myślał Dar Wiatr. — Już od dawna ludzie Ziemi zrozumieli, że piękno polega na instynktownym wykształceniu przez istoty myślące celowości budowy swych organizmów i przystosowywaniu się do określonych przeznaczeń. Im różnorodniejsze są te przeznaczenia, tym piękniejsza staje się forma. Mieszkańcy Tukana są z pewnością wielostro

Taniec się skończył. Młoda dziewczyna wyszła na środek sali, po czym uniosła ramiona i twarz ku sufitowi. Światło skupiało się teraz jedynie na niej.

Spojrzenia Ziemian powędrowały mimo woli za jej wzrokiem. Na suficie było wyobrażone rozgwieżdżone niebo. Znajdujące się na nim obce gwiazdozbiory nie wywoływały żadnych skojarzeń. Dziewczyna poruszyła ręką i oto na jej palcu wskazującym ukazała się niebieska kulka. Z kulki trysnął srebrzysty promień, który się przekształcił w ogromny wskaźnik. Okrągła plamka świetlista na końcu promienia zatrzymywała się kolejno raz na jednej, to znów na drugiej gwieździe. Wówczas na szmaragdowej płycie ukazywały się obrazy pusty

— Oni nie mają w pobliżu planet z wyższymi formami życia — rzekł nagle Junius Ant, śledzący nieprzerwanie mapę nieznanego nieba.

— Nie — odparł Dar Wiatr — z jednej strony leży płaski układ gwiezdny, jedna z późniejszych formacji Galaktyki. Ale wiemy, że układy płaskie i kuliste, zarówno nowsze, jak i dawniejsze, występują obok siebie na przemian. Od strony Eridana mają układ, w którym żyją istoty myślące. Należy on do Wielkiego Pierścienia.

— WR 4955 + MO 3529… i tak dalej — wtrącił Mven Mas. — Ale czemu tamci nie wiedzą o tym?

— Układ został przyłączony do Wielkiego Pierścienia dwieście siedemdziesiąt pięć lat temu, a ten komunikat nadano wcześniej.

Czerwonoskóra dziewczyna strząsnęła z palca niebieską kulkę i zwróciła się ku widzom z wyciągniętymi ramionami. Zdawało się, że zamierzała uściskać kogoś niewidzialnego, kto stał przed nią. Potem odrzuciła głowę do tyłu i otworzyła usta, jakby rzucała w lodowaty mrok międzygwiezdnych przestworzy gorący zew do ludzi i

Nie było w niej śladu surowości, jaka cechowała rzeźbione twarze ziemskich czerwonoskórych. Okrągłe oblicze o małym nosku, szeroko rozstawione, ogromne oczy niebieskiej barwy, małe usta przywodziły raczej na myśl ludy zamieszkujące północne obszary globu ziemskiego. Gęste, czarne włosy nie były twarde. Z całej postaci dziewczyny tchnęła radość życia i pewność siebie, która na widzach sprawiała wrażenie wewnętrznej siły.

— Czy oni rzeczywiście nic nie wiedzą o Wielkim Pierścieniu? — prawie jąknęła Veda Kong chyląc głową przed piękną siostrą z kosmosu.

— Teraz pewnie wiedzą — odezwał się Dar Wiatr — przecież to, co widzimy, odbyło się przed trzystu laty.

— Osiemdziesiąt osiem parseków — zahuczał niski głos Mvena Masa. — Ci wszyscy, których widzieliśmy, nie żyją od dawna.

Jakby dla potwierdzenia jego słów, zjawisko cudownego świata znikło. Zgasł także i zielony wskaźnik łączności. Transmisja się skończyła.

Wszyscy zapadli w głęboką zadumę. Pierwszy ocknął się Dar Wiatr. Gryząc wargi z wyrazem przykrości, szybko poruszył rączkę wykonaną z kamienia granatu. Wyłączenie energii ozwało się dudniącym, metalicznym hukiem, uprzedzającym inżynierów stacji energetycznych o tym, że należy obecnie skierować potężny strumień do właściwych kanałów. Zakończywszy manipulacje przy aparaturze, kierownik stacji kosmicznych ponownie zwrócił się do swoich towarzyszy.





Junius Ant przeglądał pokreślone kartki.

— Część mnemogramu (pamięciowego zapisu) z mapą gwieździstego nieba na suficie należy niezwłocznie przesłać do Instytutu Nieba Południowego — powiedział do młodego pomocnika Dara Wiatra.

Tamten spojrzał na Juniusa Anta ze zdziwieniem, jak gdyby budząc się z niezwykłego snu.

Surowy uczony zataił uśmiech — czyż oglądane zjawisko nie było w rzeczy samej wizją cudownego świata, przekazaną przed trzema wiekami? Świata, który ujrzą teraz miliardy ludzi na Ziemi oraz na stacjach Księżyca, Marsa i Wenus.

— Miał pan rację, Mvenie — uśmiechnął się Dar Wiatr — mówiąc jeszcze przed odbiorem, że dziś zajdzie coś niezwykłego. Po raz pierwszy od czterystu lat istnienia Wielkiego Pierścienia z głębi wszechświata przyszła wieść o planecie zamieszkanej przez naszych braci, bliskich nam nie tylko rozumem, ale i budową ciała. Cieszy mniej nadzwyczaj to odkrycie. Dobrze się zaczyna pańska działalność. Ludzie czasów starożytnych uważaliby to za dobrą wróżbę, nasi psychologowie zaś powiedzieliby, że zaszedł wypadek pokrzepiający na duchu i mogący odegrać rolę bodźca do dalszej…

Dar Wiatr zreflektował się nagle: czuł, że jest podniecony i za dużo mówi. Gadatliwość w epoce Wielkiego Pierścienia była uważana za jedną z najhaniebniejszych wad człowieka, toteż zamilkł nie kończąc zdania.

— Tak, tak! — odezwał się z roztargnieniem Mven Mas.

Junius Ant wyczuł w jego głosie i sposobie bycia pewną rezerwę. To go zastanowiło. Veda Kong lekko pogłaskała palcem dłoń Dara Wiatra i skinęła na Afrykańczyka.

„Może jest zbyt wrażliwy” — pomyślał Dar Wiatr i przyjrzał się uważnie swemu następcy.

Ale Mven Mas szybko się zorientował i znowu stał się spokojnym, uważnym specjalistą. Ruchome schody przeniosły ich na górę, ku szerokim oknom i wygwieżdżonemu niebu, równie dalekiemu, jak w ciągu trzydziestu tysięcy lat istnienia człowieka — ściślej: tej jego odmiany, która nosi miano Homo Sapiens.

Mven Mas i Dar Wiatr musieli jeszcze tu pozostać.

Veda Kong szepnęła Darowi, że nigdy nie zapomni tej nocy.

— Wydawałam się sobie tak bardzo godną politowania — kończyła z uśmiechem zadającym kłam tym smutnym słowom.

Dar Wiatr zrozumiał, co miała na myśli, i przecząco potrząsnął głową.

— Jestem pewien, że gdyby owa kobieta zobaczyła panią, Vedo, byłaby dumna ze swojej siostry. Naprawdę, nasza Ziemia nie jest gorsza od ich świata! — Twarz Dara Wiatra promieniała miłością.

— No, drogi przyjacielu, to tylko w pańskich oczach — uśmiechnęła się Veda. — Niech pan spyta Mvena Masa!… — Żartobliwie osłoniła oczy ręką i znikła za załomem ściany.

Kiedy wreszcie Mven Mas pozostał sam, już dniało. W chłodnawym, nieruchomym powietrzu rozlało się szare światło, morze i niebo nabrały kryształowej przejrzystości. Morze miało srebrzysty, a niebo różowy odcień.