Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 51 из 76

Kurt spojrzał na chaos, który po sobie zostawił na Constitution Avenue. Ruch po tej stronie alei zamarł, wściekli kierowcy wysiadali z samochodów, żeby ustalić wi

Austin podszedł do ciężko dyszących psów i poklepał każdego po łbie.

– Kiedyś będziemy musieli to powtórzyć – powiedział.

Otrzepał kolana i łokcie, ale wiedział, że wygląda, jakby wracał z weekendowej balangi. Wzruszył z rezygnacją ramionami i poszedł z powrotem w kierunku muzeum. Therri stała przy czteropiętrowym, granitowym budynku od strony Constitution Avenue. Na widok Austina jej twarz rozjaśniła się. Podbiegła i objęła go.

– Dzięki Bogu, nic ci się nie stało – powiedziała, przytulając go mocno. – A co z tamtym strasznym typem?

– Przestraszył się waszyngtońskiego ruchu i zrezygnował z jazdy. Przepraszam, że po drodze musiałem się ciebie pozbyć.

– Nie ma sprawy. Faceci nieraz mnie rzucali, choć jeszcze żaden nie kazał mi się wynosić z sań zaprzężonych w psy.

Therri opowiedziała, że znalazła radiowóz policyjny, zaparkowany w pobliżu Castle. Powiedziała gliniarzom, że jej przyjacielowi grozi w parku śmiertelne niebezpieczeństwo. Popatrzyli na nią jak na wariatkę, ale pojechali to zbadać. Wróciła do muzeum poszukać Bena, jednak nie było po nim śladu. Kiedy zastanawiała się, co ma dalej robić, usłyszała syreny. Wyszła na bulwar i zobaczyła Austina.

Złapali taksówkę i dojechali do swoich samochodów. Pocałowali się na pożegnanie i umówili na spotkanie następnego dnia.

Kiedy Austin wrócił do domu, na podjeździe stał turkusowy samochód NUMA. Drzwi frontowe nie były otwarte. Wszedł do środka i usłyszał z głośników stereo Take Five w wykonaniu kwartetu Dave’a Brubecka. W jego ulubionym czarnym skórzanym fotelu siedział ze szklanką w ręku Rudi Gu

– Mam nadzieję, że wybaczysz mi to włamanie do ciebie – powitał Austina.

– Jasne. Przecież dałem ci szyfr zamka.

Gu

– Kończy ci się szkocka whisky Highland – oznajmił z typowym dla niego figlarnym uśmiechem.

– Pogadam o tym z lokajem. – Austin rozpoznał książkę, którą trzymał Gu

– Znalazłem to na stoliku do kawy. Ciężka rzecz.

Kurt podszedł do baru, żeby zrobić sobie drinka.

Gu

– Dzięki za raport. Zainteresował mnie dużo bardziej niż dzieła pana Nietzschego.

– Domyślałem się, że tak będzie – odparł Austin i usadowił się ze szklanką na sofie.

Gu

– W takich momentach uświadamiam sobie, jakie nudne prowadzę życie. Naprawdę minąłeś się z powołaniem. Powinieneś pisać scenariusze do gier wideo.

Austin rozkoszował się smakiem ciemnego rumu z dodatkiem jamajskiego piwa imbirowego.

– Nie. Ta historia jest za bardzo naciągana.

– Pozwolę sobie być i

– Nie ma już takich rzeczy, jak szacunek dla człowieka – poskarżył się Austin.

Gu

– Lista ciągnie się w nieskończoność. Eskimoskie bandziory polujące na ludzi zamiast na foki… Jest też prawniczka z radykalnej grupy obrońców środowiska… – Podniósł wzrok znad papierów. – Założę się, że ma ładne, długie nogi.

Austin zastanowił się.

– Powiedziałbym, że przeciętnej długości, ale całkiem zgrabne.

– Nie można mieć wszystkiego. – Gu





– Impreza była w porządku. Ale przekonałem się, że Waszyngton schodzi na psy.

– To nic nowego – odrzekł Gu

– Gorzej – odparł Austin. – To mój własny smoking. Może NUMA kupi mi nowy.

– Pogadam o tym z admirałem Sandeckerem – obiecał Gu

Austin zrobił następne drinki, a potem opowiedział o spotkaniu z Marcusem Ryanem i o tym, co wydarzyło się tego dnia. Gu

– Jaki ma to związek z tym, co tu opisałeś?

– Szefowie Oceanusa rozprawiają się bezlitośnie z każdym, kto wejdzie im w drogę.

– Też tak uważam. – Gu

– Interesujący facet. To zakryta karta w tym pokerze. Gadałem z kumplem z CIA. Nie wiadomo, czy Aguirrez jest powiązany z separatystami baskijskimi. Perlmutter grzebie dla mnie w historii jego rodziny. Na razie wiem tylko tyle, że to albo baskijski terrorysta, albo archeolog amator.

– Może sam mógłby nam to wyjaśnić. Szkoda, że nie masz z nim kontaktu.

Austin odstawił drinka, wyciągnął z kieszeni portfel i wyjął wizytówkę, którą Aguirrez dał mu na jachcie. Na odwrocie napisany był numer telefonu.

– No to zadzwoń – powiedział Gu

Austin podniósł słuchawkę telefonu i wystukał numer. Był zmęczony po wieczornych wyczynach i nie robił sobie wielkich nadziei.

– Co za miła niespodzianka, panie Austin. Czułem, że jeszcze porozmawiamy – usłyszał znajomy głos.

– Mam nadzieję, że nie przeszkadzam w niczym ważnym.

– Ależ nie.

– Jest pan jeszcze na Wyspach Owczych?

– Nie. Przyjechałem w interesach do Waszyngtonu.

– Do Waszyngtonu?

– Tak, wędkowanie na Wyspach Owczych jest przereklamowane. Czym mogę służyć, panie Austin?

– Dzwonię, żeby podziękować za wyciągnięcie mnie z tarapatów w Kopenhadze.

Aguirrez nie próbował zaprzeczyć, że to jego ludzie przepędzili napastników z kijami, którzy zaatakowali Austina i Therri Weld.

– Ma pan talent do pakowania się w kłopoty, mój przyjacielu – zaśmiał się.

– Większość moich kłopotów ma związek z firmą o nazwie Oceanus. Liczyłem na to, że znów będziemy mogli o tym pogawędzić. I że opowie mi pan, jak postępują pańskie badania archeologiczne.

– Bardzo chętnie – odrzekł Aguirrez. – Jutro rano mam spotkania, ale po południu jestem wolny.

Uzgodnili godzinę i Austin zanotował waszyngtoński adres Aguirreza. Zaczął relacjonować Gu

– Chciałem cię tylko zawiadomić, że już jestem w domu. Uściskałem moją corvettę i właśnie wybieram się na wieczornego drinka z pewną młodą, piękną damą – powiedział Zavala. – Czy wydarzyło się coś nowego od czasu, kiedy widzieliśmy się ostatni raz?

– Normalka. Dziś wieczorem pewien stuknięty Eskimos ścigał mnie psim zaprzęgiem przez Mall z żądzą mordu w oczach. Poza tym cisza i spokój.

Po drugiej stronie linii zapadło milczenie.

– Żartujesz? – zapytał w końcu Zavala.

– Nie. Rudi jest tutaj. Wpadnij, to wszystkiego się dowiesz.

Zavala mieszkał w małym budynku dawnej biblioteki okręgowej w Arlington.

– Widzę, że muszę odwołać randkę. Będę za kilka minut – obiecał. – Zaczekaj. Masz jeszcze tę flaszkę tequili, którą chcieliśmy rozpić na Wyspach Owczych?