Страница 34 из 76
Podniósł się z trudem i zobaczył uciekających, rzucających kije przeciwników. Towarzyszyły im jakieś cienie. Chwilę potem został tylko z Therri, jeśli nie liczyć leżącego na chodniku pierwszego napastnika, który dostał pokrywą w głowę. Kumple najwyraźniej go opuścili.
Austin wziął Therri za ramię.
– Nic ci się nie stało?
– Nie, ale cała się trzęsę, chyba to czujesz. A tobie?
Dotknął lekko włosów.
– Mam głowę jak surowy hamburger i ćwierkają w niej ptaszki, ale poza tym w porządku. Mogło być gorzej.
Wzdrygnęła się.
– Wiem. Dzięki Bogu, tamci mężczyźni nas uratowali.
– Jacy mężczyźni?
– Zjawili się nie wiadomo skąd. Chyba było ich dwóch. Przegonili tych z kijami.
Austin kopnął pogiętą pokrywę od śmietnika.
– A myślałem, że wystraszyłem ich moim tłuczkiem do głów. – Otrzepał z kurzu brudne, rozdarte spodnie. – Niech to szlag, to pierwszy nowy garnitur, jaki kupiłem od lat.
Therri nie mogła się powstrzymać od śmiechu.
– Nie do wiary! O mało cię nie zatłukli, a ty się przejmujesz garniturem. – Przytuliła go mocno.
Nawet nie protestował, że uciska mu ranę od noża. Ale Therri nagle zesztywniała, cofnęła się, spojrzała ponad jego ramieniem i wytrzeszczyła oczy z przerażenia.
– Kurt, uważaj!
Austin odwrócił się. Napastnik leżący na chodniku powoli wstawał. Patrzył na nich jeszcze półprzytomny. Kurt zacisnął pięści i ruszył na niego, żeby z powrotem go uśpić. Zatrzymał się w pół kroku, kiedy na czole mężczyzny pojawił się czerwony punkt.
– Padnij! – krzyknął do Therri.
Zawahała się, więc pociągnął ją na ziemię i nakrył własnym ciałem.
Mężczyzna zaczął iść w ich kierunku, potem stanął, jakby wpadł na niewidzialną ścianę. Osunął się na kolana i upadł twarzą na chodnik. Austin usłyszał kroki i zobaczył postać uciekającą w głąb uliczki. Pomógł wstać Therri.
Była oszołomiona.
– Co się stało?
– Ktoś zastrzelił naszego przyjaciela. Zobaczyłem punkcik celownika laserowego.
– Dlaczego to zrobili?
– Może w jego firmie należy eliminować tych, co nie nadążają za i
Therri patrzyła na zwłoki.
– Albo nie chcieli, żeby coś wyśpiewał.
– Tak czy inaczej, nie jest to bezpieczne miejsce.
Wziął Therri za ramię i szybko odeszli. Po drodze rozglądał się czujnie, wypatrując napastników. Odprężył się dopiero na widok świateł hotelu Pałace. Cocktail-bar wydawał się i
Therri wypiła duży łyk whisky i rozejrzała się po sali.
– Czy to się naprawdę wydarzyło, tam, na ulicy?
– To nie był film West Side Story. Co z tego zapamiętałaś?
– Wszystko działo się tak szybko. Tamci dwaj faceci z kijami złapali mnie… – Zmarszczyła brwi. – Zobacz, co zrobili z moimi włosami. – Jej strach zastąpiła złość. – Kim byli ci psychole?
– Atak został dobrze skoordynowany. Wiedzieli, że jesteśmy w Kopenhadze i musieli nas obserwować dziś wieczorem, żeby urządzić zasadzkę. Co podejrzewasz?
– Oceanus – odparła bez wahania.
Austin ponuro skinął głową.
– Przekonałem się na Wyspach Owczych, że Oceanus ma swoich mięśniaków, skło
– Puścili mnie. I uciekli ścigani przez tych, którzy nie wiadomo skąd się zjawili. – Pokręciła głową. – Szkoda, że nasi dobrzy samarytanie nie zostali, żebym mogła im podziękować. Zawiadomimy policję?
– Nie wiem, czy to by coś dało. Pewnie uznaliby to za napad chuligański. Biorąc pod uwagę twoje stosunki z duńskimi władzami, mogliby zatrzymać cię tu dłużej, niż byś chciała.
– Masz rację – zgodziła się Therri i dopiła drinka. – Lepiej wrócę do pokoju. Mój samolot odlatuje bardzo wcześnie.
Austin odprowadził ją na górę. Zatrzymali się przed drzwiami.
– Na pewno nic ci nie jest? – zapytał.
– Nie, wszystko w porządku. Dzięki za interesujący wieczór. Wiesz, jak zapewnić dziewczynie atrakcje.
– To jeszcze nic. Zaczekaj do naszej następnej randki.
Uśmiechnęła się i pocałowała go lekko w usta.
– Nie mogę się doczekać.
Podziwiał ją, że tak szybko doszła do siebie.
– Zadzwoń, gdybyś czegoś potrzebowała.
Skinęła głową. Austin życzył jej dobrej nocy i wszedł do windy. Patrzyła za nim, dopóki drzwi się nie zasunęły. Potem wyjęła klucz z zamka i zapukała do i
– Coś się stało? – zapytał z troską w głosie. – Jesteś taka blada.
– Wystarczy odrobina makijażu. – Wyminęła go i wyciągnęła się na sofie. – Zrób mi filiżankę mocnej herbaty, potem usiądź i posłuchaj.
Opowiedziała mu o napadzie i o tym, jak nagle zostali uratowani. Ryan splótł palce dłoni i zapatrzył się w przestrzeń.
– Austin ma rację. To Oceanus. Jestem tego pewien.
– Ja też. Tylko nie wiem, kto nas uratował.
– Austin też nie wie?
Pokręciła głową.
– Powiedział, że nie.
– Mówił prawdę?
– Może podejrzewa, kim są, ale nie naciskałam go.
– No, proszę, mój twardy doradca prawny ma jednak jakąś słabość. Austin ci się podoba, co? – zapytał Ryan z chytrym uśmiechem.
– Nie przeczę. Jest… i
– Musisz przyznać, że ja też.
– Owszem – przytaknęła z uśmiechem. – Dlatego jesteśmy kolegami po fachu, a nie kochankami.
Ryan westchnął teatralnie.
– Chyba zawsze będę druhną, nigdy pa
– Byłbyś odrażającą pa
– Nie mam o to pretensji. Jednak gdy chodzi o pracę, jestem jak rycerz zako
– Bzdura! Przypadkiem wiem, że masz dziewczynę w każdym porcie.
– Do diabła, Therri, nawet mnich musi czasem trochę się zabawić. Porozmawiajmy jednak o twojej intrygującej znajomości z Austinem. Myślisz, że owiniesz go sobie dookoła palca?
– Chyba żadna kobieta nie potrafi tego dokonać. – Zmrużyła oczy. – Co ty kombinujesz?
– Pomyślałem, że chciałbym mieć NUMA po naszej stronie. Potrzebujemy silnych ludzi, żeby wziąć się za Oceanusa.
– A jeśli NUMA nam nie pomoże?
Wzruszył ramionami.
– Zrobimy to sami.
Therri pokręciła głową.
– Nie damy rady. To nie gang uliczny. Są zbyt potężni. Sam widziałeś, jak łatwo dokonali sabotażu na naszym statku. Jeśli nawet Kurt Austin jest zaniepokojony, powi
– Nie doceniasz SOS, Therri. Siła bierze się z wiedzy.
– Nie mów do mnie zagadkami, Marcus.
Ryan uśmiechnął się.
– Możemy mieć asa w rękawie. Wczoraj dzwonił Josh Green. Natrafił na coś ciekawego. Chodzi o działania Oceanusa w Kanadzie.
– Jakie działania?
– Josh nie był pewien. Dowiedział się o tym od Bena Nighthawka.
– Od tego studenta college’u, który pracuje u nas?
Ryan przytaknął.
– Jak wiesz, Nighthawk to kanadyjski Indianin. Dostaje dziwne listy od rodziny w Norm Woods. Jakaś korporacja weszła w posiadanie dużego terenu w pobliżu ich wioski. Josh zrobił Renowi przysługę i sprawdził, kto jest właścicielem. Ziemię kupiła fikcyjna firma, założona przez Oceanusa.
Therri zapomniała o niedawnych obawach.
– To może być ślad, którego szukamy!
– Też tak pomyślałem. Dlatego kazałem Joshowi rozejrzeć się na miejscu.
– Wysłałeś go samego?
– Kiedy zadzwonił, był w drodze do Kanady na spotkanie z Benem. Nighthawk zna tamte okolice. Bez obaw. Będą ostrożni.
Therri zagryzła wargi. Wróciła myślami do brutalnego napadu w cichej kopenhaskiej uliczce. Szanowała Ryana z wielu różnych powodów, ale czasami jego zapał w dążeniu do celu przeszkadzał mu w ocenie sytuacji.
– Mam nadzieję – mruknęła z niepokojem.