Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 2 из 76



Ignatius Martinez zobaczył, że Aguirrez patrzy na niego i wykrzywił grube, lubieżne wargi w triumfalnym uśmiechu. Z jego bezlitosnych, głęboko osadzonych żółtych oczu wyzierał fanatyzm. Długi, arystokratyczny nos był zmarszczony, jakby poczuł smród padliny.

– Kapitanie Blackthorne – mruknął do rudobrodego mężczyzny – niech pan obieca wioślarzom, że odzyskają wolność, jeśli dopadniemy naszą zdobycz.

Kapitan wzruszył ramionami i wykonał rozkaz. Wiedział, że to okrutne oszustwo i Martinez nie zamierza dotrzymać obietnicy.

El Brasero znaczyło po hiszpańsku “kotlarz”. Martinez zawdzięczał to przezwisko gorliwości w paleniu heretyków na stosie podczas autodafe, jak nazywano publiczne spektakle wymierzania kary. Był znaną postacią na quemerdo – placu kaźni. Używał wszystkich środków, łącznie z przekupstwem, by zapewnić sobie zaszczyt podpalenia stosu. Choć oficjalnie nosił tytuł oskarżyciela publicznego i doradcy inkwizycji, przekonał swych zwierzchników, by powierzyli mu rolę głównego inkwizytora i oskarżyciela Basków. Ich ściganie było wyjątkowo opłacalne. Inkwizycja natychmiast konfiskowała majątek oskarżonego. Zagarnięte bogactwa ofiar finansowały więzienia inkwizycji, jej tajną policję, armię, izby tortur i urzędników oraz szły do kieszeni inkwizytorów.

Baskowie opanowali do perfekcji sztukę nawigacji i budowy statków. Aguirrez wiele razy wypływał na sekretne łowiska na Morzu Zachodnim. Polował na wieloryby i łowił dorsze. Baskowie byli urodzonymi ludźmi interesu. Wielu – jak Aguirrez – wzbogaciło się na rybołówstwie. Jego stocznia na rzece Nervion budowała statki wszystkich typów i rozmiarów. Aguirrez wiedział o okrucieństwach inkwizycji, ale był zbyt zajęty prowadzeniem różnych interesów, swoją piękną żoną i dwojgiem dzieci, by zwracać na to większą uwagę. Kiedyś po powrocie z rejsu przekonał się, że Martinez i inkwizycja to wrogie siły, których nie wolno lekceważyć.

Gdy statki pełne ryb zawinęły do portu, by wyładować połów, przywitał je wzburzony tłum. Ludzie błagali Aguirreza o pomoc. Inkwizytorzy aresztowali grupę miejscowych kobiet i oskarżyli o uprawianie czarów. Wśród uwięzionych była żona Aguirreza. Rzekome czarownice postawiono przed sądem i uznano za wi

Aguirrez uspokoił tłum i pojechał prosto do stolicy prowincji. Choć był wpływowym człowiekiem, nie chciano słuchać jego próśb o uwolnienie kobiet. Urzędnicy odpowiadali, że nie mogą nic zrobić; to sprawa Kościoła, nie władz cywilnych. Niektórzy szeptali, że w obawie o własne życie i mienie wolą się nie narażać Świętemu Oficjum. El Brasero nie zna litości.

Aguirrez wziął sprawy w swoje ręce i zebrał setkę wiernych mu ludzi. Zaatakowali konwój wiozący rzekome czarownice na miejsce straceń i uwolnili je bez jednego strzału. Żona Aguirreza powiedziała mu, że El Brasero aresztował ją, by zagarnąć ich majątek.

Jednak Aguirrez podejrzewał, że inkwizycja zwróciła na niego uwagę z dużo ważniejszego powodu. Rok wcześniej rada starszych powierzyła mu opiekę nad najświętszymi relikwiami Kraju Basków. W przyszłości miały połączyć wszystkich Basków w walce o niepodległość przeciwko Hiszpanii. Na razie spoczywały w kufrze ukrytym w sekretnej izbie w domu Aguirreza. Martinez mógł usłyszeć o tym. Wszędzie roiło się od donosicieli. Wiedział, że relikwie mogą rozpalić fanatyzm w podobny sposób, jak niegdyś święty Graal doprowadził do krwawych wypraw krzyżowych. Wszystko, co jednoczyło Basków, zagrażało inkwizycji.

Martinez nie zareagował na uwolnienie kobiet, ale wiadomo było, że uderzy, gdy tylko zbierze obciążające dowody. Aguirrez wykorzystał ten czas na przygotowania. Pod pretekstem remontu wysłał najszybszą karawelę swojej floty do San Sebastian. Wydał mnóstwo pieniędzy na zorganizowanie własnej armii szpiegów i zwerbował nawet ludzi z otoczenia Martineza. Obiecał wielką nagrodę temu, kto ostrzeże go przed aresztowaniem. Potem zajął się codzie

Minęło kilka spokojnych miesięcy, aż pewnej nocy przygalopował jeden z jego szpiegów w inkwizycji i załomotał zdyszany do drzwi domu. Martinez prowadzi grupę żołnierzy, by go aresztować! Aguirrez zapłacił informatorowi i wprowadził w czyn swój stara



Następnego dnia o wschodzie słońca z pora

Teraz, w obliczu trzech zbliżających się galer, był zdecydowany walczyć na śmierć i życie. Rozkazał artylerzystom przygotować się do bitwy. Uzbrajając karawelę uważał, że siła ognia może być równie ważna jak szybkość i zwrotność statku.

Standardowy arkebuz ładowano przez lufę i umieszczano na stojaku. Do ładowania i strzelania potrzeba było dwóch ludzi. Kanonierzy Aguirreza mieli mniejsze, lżejsze wersje tej broni, z którą mógł poradzić sobie jeden człowiek. Byli doskonałymi strzelcami i nigdy nie chybiali. Aguirrez wyposażył karawelę również w cięższą artylerię. Wybrał dwie armaty z brązu na kołowych lawetach. Jego kanonierzy byli tak wyszkoleni, że potrafili ładować działa, celować i strzelać z zegarmistrzowską precyzją.

Wioślarze wyraźnie opadli z sił i statek poruszał się w tempie muchy pełznącej przez kubeł melasy. Galery były już niemal w zasięgu ognia armat. Ale też i Hiszpanie mogli z łatwością powystrzelać ludzi w łodziach. Aguirrez zdecydował jednak, że jego marynarze zostaną przy wiosłach. Dopóki karawela płynęła, miał przynajmniej zdolność manewrową. Przynaglił wioślarzy i odwrócił się, by wydać rozkazy kanonierom, gdy jego wyczulone zmysły zarejestrowały zmianę temperatury, co zwykle zapowiadało wiatr. Mniejszy z łacińskich żagli zatrzepotał niczym skrzydło zranionego ptaka. Potem zamarł w bezruchu.

Kiedy kapitan badał wzrokiem morze w poszukiwaniu zmarszczek na powierzchni, zwiastujących podmuch wiatru, usłyszał znajomy huk bombardu. Moździerz dużego kalibru był zamontowany nieruchomo, bez żadnej możliwości przestawienia go w pionie lub poziomie. Kula armatnia nieszkodliwie rozprysnęła wodę sto metrów za rufą karaweli. Aguirrez roześmiał się. Wiedział, że bezpośrednie trafienie z bombardu jest praktycznie niemożliwe, nawet gdy cel porusza się tak wolno, jak teraz karawela.

Trzy galery szły dziób w dziób. Kiedy obłok dymu rozpłynął się w powietrzu, dwa boczne okręty wyprzedziły środkowy i znalazły się tuż za karawelą. Manewr miał zmylić przeciwnika. Obie galery skręciły w lewo i jedna wysunęła się do przodu. Większość uzbrojenia miały z prawej burty. Przy mijaniu wlokącej się karaweli mogły ostrzelać jej pokład i takielunek z broni małego i średniego kalibru.

Aguirrez spodziewał się takiego ataku. Umieścił oba działa blisko siebie przy lewej burcie i zakrył ich lufy czarną tkaniną. Wróg powinien pomyśleć, że karawela też ma nieskuteczny bombard i jest bezbro

Aguirrez spojrzał przez lunetę na platformę artyleryjską galery i zaklął. Rozpoznał swojego dawnego marynarza, który towarzyszył mu w wielu rejsach na łowiska. Znał on trasę na Morze Zachodnie. Było bardziej niż pewne, że inkwizycja zagroziła jego rodzinie.

Aguirrez sprawdził kąt podniesienia luf obu dział. Zerwał czarną tkaninę i spojrzał na morze przez otwory strzelnicze. Nie napotkawszy oporu, pierwsza galera zbliżyła się do karaweli. Aguirrez dał rozkaz i oba działa zagrzmiały. Pierwszą kulę wystrzelono za wcześnie i tylko odłamała długi dziób galery, ale druga trafiła w platformę artyleryjską.