Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 34 из 64

Człowiek, którego kochała całą duszą, nie należał do niej. Należał do cierpiącej ludzkości – krzyki niewi

Wyjechał tak nagle jak przybył, a teraz już od przeszło sześciu tygodni krzepiła się jedynie wiadomościami, które przywoził jej posłaniec.

Dzisiaj nawet tego była pozbawiona i czuła dręczący niepokój.

Gdyby się zastanowiła nad swymi uczuciami, doszłaby do przekonania, że ciężar, przygniatający jej serce, był niejasnym, złowrogim przeczuciem.

Zamknęła okno i wróciwszy na swoje miejsce przy kominku, wzięła znów do rąk książkę z silnym postanowieniem zapanowania nad nerwami. Ale trudno było skupić myśl na przejściach mr. Toma Jonesa, gdy wyobraźnię dręczyły losy sir Percy'ego Blakeney'a.

Turkot kół na żwirowym dziedzińcu zbudził ją z zadumy. Odłożyła książkę i drżącymi rękami chwyciła poręcz krzesła, natężając słuch. Powóz o tej godzinie w wilgotną, ciemną noc?… Zastanawiała się, kto to mógł być.

Lady Ffoulkes bawiła w Londynie, sir Andrew nie wrócił jeszcze, ma się rozumieć, z Paryża, a jego królewska wysokość, choć często ją odwiedzał, nie przyjeżdżałby teraz do Richmond w taką niepogodę; goniec zaś przybywał zawsze ko

Usłyszała szmer rozmów w przedpokoju i głos Edwarda doszedł jej uszu:

– Jestem pewien, że milady przyjmie cię, pani. Ale pójdę na górę i oznajmię twoje przybycie.

Małgorzata pobiegła do drzwi i otworzyła je z radością.

– Zuza

Zuza

– Chodź do pokoju, kochanie – powtórzyła lady Blakeney – o, jakże zimne masz ręce!

Już miała przejść próg buduaru, gdy naraz spostrzegła sir Ffoulkesa, stojącego na schodach.

– Sir Andrew!… – zawołała, ale nagle umilkła.

Okrzyk radości zamarł na jej ustach, uczuła, jakby ostre ciernie wbijały się w jej serce, rozdzierając je na strzępy. Krew ścięła się w jej żyłach.

Weszła do saloniku, trzymając wciąż za rękę Zuza

– Percy!… Coś mu się stało… czy… nie żyje?…

– Ależ nie, nie – zaprzeczył żywo sir Andrew.





Zuza

Milczenie zapadło w ślicznym białym saloniku. Małgorzata siedziała z przymkniętymi oczyma, starając się opanować i znieść mężnie czekającą ją wiadomość.

– Powiedz mi wszystko – rzekła w końcu, a głos jej brzmiał głucho, jakby pochodził z wnętrza grobu – nie bój się, mogę dużo znieść; wytłumacz mi dokładnie, co się stało.

Sir Andrew oparł rękę o stół i zwiesił głowę na piersi. Pewnym, silnym głosem opowiedział jej wydarzenia ostatnich dni. Starał się, o ile możności, zamilczeć o nieposłuszeństwie Armanda, którego w głębi duszy uważał za głównego sprawcę katastrofy. Wspomniał o ucieczce delfina z Temple, o nocnej wyprawie w wozie z węglami i o spotkaniu z lordami Tony i Hastingsem w lasku sosnowym. Wytłumaczył na swój sposób powód zatrzymania się Armanda w Paryżu, który zmusił Percy'ego do powrotu do stolicy, choć jego główny plan został już wykonany.

– Armand – zdaje mi się, zakochał się w pięknej paryskiej aktorce – lady Blakeney – rzekł sir Andrew, widząc zdziwienie, malujące się na bladej twarzy Małgorzaty. – Aresztowano ją dzień lub dwa przed ucieczką delfina z Temple i twój brat pozostał w Paryżu, nie mając odwagi jej opuścić. Jestem pewien, że go rozumiesz.

Małgorzata nie odrzekła nic, a on ciągnął dalej.

– Dostałem rozkaz powrotu do bramy La Villette, gdzie w ciągu dnia pracowałem jako robotnik. W nocy miałem czekać na powrót Percy'ego. Przez dwa dni nie otrzymywałem od niego żadnych wiadomości, ale miałem taką wiarę w jego szczęśliwą gwiazdę i pomysłowość, że pomimo niepokoju nie pozwalałem sobie na zwątpienie. Lecz trzeciego dnia doszły mnie smutne wieści…

– Jakie wieści? – spytała machinalnie Małgorzata.

– Że Anglik, znany pod mianem „Szkarłatnego Kwiatu”, został zaaresztowany przy ulicy de la Croix Blanche i uwięziony w Conciergerie.

– Przy ulicy de la Croix Blanche? Gdzież to jest?

– W dzielnicy Montmartre; tam mieszkał Armand. Sądzę, że Percy starał się wyprowadzić go z Paryża, ale ci zbóje przytrzymali go.

– Cóżeś uczynił, sir Andrew, gdy usłyszałeś te wiadomości?

– Wróciłem do Paryża i przekonałem się o prawdziwości tych pogłosek.

– Nie ma wątpliwości co do nich?

– Niestety żadnych. Poszedłem na ulicę de la Croix Blanche, Armanda nie było w domu, ale udało mi się nakłonić odźwierną do wyjawienia mi prawdy. Zdaje mi się, że była szczerze oddana Armandowi. Wśród łez opowiedziała mi kilka szczegółów aresztowania Blakeney'a. Czy masz dość sił, by je usłyszeć, madame?

– Tak, opowiedz mi wszystko, nie obawiaj się – powtórzyła tym samym bezdźwięcznym głosem.

– Wczesnym rankiem we wtorek syn odźwiernej, piętnastoletni chłopiec, został wysłany przez jej lokatora z listem na ul. St. Germain l'Auxerrois. Było to mieszkanie, w którym przebywał Percy przez cały ostatni tydzień. Tam ukrywał przebrania dla siebie i nas wszystkich, tam schodziliśmy się na narady. Widocznie Percy liczył na to, że Armand skomunikuje się z nim pod tym adresem, gdyż w chwili zjawienia się chłopca przy drzwiach owego domu zaczepił go, jak twierdzi wysoki robotnik, który usiłował wydrzeć powierzony mu list i w końcu wcisnął mu sztukę złota do ręki. Tym robotnikiem był naturalnie Blakeney. Sądzę, że pisząc ten list, Armand nie wiedział, że pa

Małgorzata wysłuchała w milczeniu tego straszliwego opowiadania; siedziała wciąż nieruchomo, nieświadoma łez Zuza