Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 91 из 94



Genarr milczał, podobnie jak Fisher. Czekał na ostateczny wynik rozmów. Miał w zapasie argument, o którym pozostała trójka nie miała pojęcia.

Zapadła noc. Godziny mijały powoli. Podano lunch, a potem obiad. Podczas krótkiej przerwy Genarr wymknął się do Eugenii Insygny i Marleny.

— Nie jest tak źle — powiedział. — Obydwie strony mają wiele do zyskania.

— A Krile? — zapytała Insygna. — Czy mówił coś o Marlenie?

— Ta sprawa nie jest przedmiotem naszych rozmów, Eugenio. Krile nie poruszał tematu Marleny i wydaje mi się, że jest bardzo nieszczęśliwy z tego powodu.

— Nie dziwię mu się — powiedziała z goryczą w głosie Insygna. Genarr zawahał się:

— A ty co o tym myślisz, Marleno?

Spojrzała na niego ciemnymi, niezgłębionymi oczyma:

— Jest to poza mną, wujku Sieverze.

— Łatwo ci to przychodzi — zamruczał Genarr.

— A co powi

— Nie chcę być niedobra dla niego — powiedziała zamyślona Marlena. — Gdybym potrafiła mu pomóc, zrobiłabym to. Ale ja nie należę do niego… Do ciebie także nie należę, mamo. Przykro mi, ale moje miejsce jest tutaj, na Erytro. Wujku Sieverze, powiesz mi, jak zakończyły się rozmowy? Bardzo proszę.

— Obiecuję.

— To niesłychanie ważne.

— Wiem.

— Powi

— Wydaje mi się, że Erytro jest z nami. I ty również będziesz, zanim to wszystko dobiegnie końca. Nie muszę ci niczego obiecywać. Erytro dopilnuje wszystkiego.

Następnie wrócił do sali obrad.

Chao-Li Wu siedział wygodnie oparty w fotelu. Jego twarz pozbawiona była wszelkiego wyrazu.

— Podsumujmy więc — powiedział. — W sytuacji, gdy nikt nie posiadał lotów superiuminalnych. Sąsiednia Gwiazda — będę nazywał ją teraz Nemezis — była najbliższym ciałem swojego rodzaju w stosunku do Układu Słonecznego. Każdy statek lecący ku gwiazdom właśnie tutaj musiał zatrzymać się po raz pierwszy. Sytuacja diametralnie zmieniła się wraz z opanowaniem technik superluminalnych. Odległość przestała być czy

Rotor, który do tej pory kładł tak olbrzymi nacisk na zachowanie w tajemnicy miejsca swojego pobytu po to, by i

Lecz do tego potrzebne są Rotorowi techniki superiuminalne. Być może wydaje się wam, panowie, że wystarczy skierować na mnie broń i siłą wymusić wszystko, co wiem. Jestem matematykiem, teoretykiem — moja wiedza jest bardzo ograniczona. A nawet gdyby przyszło wam do głowy, że przejmiecie statek, zapewniani, iż nie dowiecie się więcej. Jedyną rozsądną rzeczą, jaką możecie zrobić, jest wysłanie swoich naukowców i inżynierów na Ziemię, gdzie zostaną odpowiednio przeszkoleni.

W zamian za to Ziemia domaga się prawa do świata, który nazywacie Erytro. Rozumiem, że nie zamieszkujecie go i nie wykorzystujecie w żaden sposób, wyłączywszy istnienie Kopuły, w której przebywamy, a której rola ogranicza się do prowadzenia badań naukowych i obserwacji astronomicznych. Mieszkacie w Osiedlu.

Przechodząc do sedna sprawy: Osiedla Układu Słonecznego bez kłopotów odlecą w poszukiwaniu i

Naszym zamiarem obecnie jest powrót na Ziemię z jednym z waszych ludzi — na dowód, że byliśmy tutaj. Po powrocie zbudujemy następne statki i wrócimy tutaj, możecie być pewni, że wrócimy tutaj, ponieważ musimy mieć Erytro. I wtedy zabierzemy waszych naukowców, którzy zostaną przeszkoleni w technikach superluminalnych. I

— Nie wszystko jest takie proste, jak pan mówi — powiedział Leveratt. — Erytro nie jest przygotowana na przyjęcie aż tylu mieszkańców Ziemi. Należy stworzyć tu odpowiednie ekosystemy.

— Zgadzam się z panem. Pominąłem szczegóły, którymi zajmą się i



— Tak… komisarz Pitt i Rada podejmą ostateczną decyzję co do stanowiska Rotora.

— Kongres Globalny podejmie odpowiednie decyzje, co do stanowiska Ziemi, ale nie sądzę, aby odbiegało ono od naszego. Gra idzie o zbyt dużą stawkę.

— Konieczne będą pewne zabezpieczenia. Na ile możemy ufać Ziemi?

— Na tyle, na ile Ziemia może ufać Rotorowi. Praca nad odpowiednimi zabezpieczeniami może zająć rok lub pięć lat, a może nawet dziesięć. Budowa statków również potrwa lata, mamy jednak program, który obejmuje tysiąclecia, program koniecznej ewakuacji Ziemi i rozpoczęcia kolonizacji Galaktyki.

— Zakładając, że nie będziemy musieli dzielić się nią z i

— To rozsądne założenie wstępne, co do przyszłości. A teraz, czy zechce pan skonsultować się z waszym komisarzem? I przypominam o wyborze jednego z Rotorian, który będzie nam towarzyszył w naszym powrocie na Ziemię, co, mam nadzieję, nastąpi już wkrótce.

Fisher pochylił się i zaczął mówić cichym głosem:

— Czy mógłbym zasugerować, aby moja córka. Marlena, była owym…

Genarr nie pozwolił mu dokończyć.

— Przykro mi, Krile, rozmawiałem z nią. Ona nie opuści tej planety.

— Jeśli jej matka chce lecieć z nią, to…

— Nie, Krile. To nie ma nic wspólnego z jej matką. Nawet gdybyś życzył sobie towarzystwa Eugenii i ona chciała do ciebie wrócić. Marlena pozostałaby na Erytro. Ty również nie masz po co tutaj zostawać. Ona jest stracona dla ciebie, i dla matki także.

— Jest tylko dzieckiem — powiedział gniewnie Fisher. — Nie może podejmować takich decyzji.

— Niestety, na twoje, Eugenii, nas wszystkich tutaj, a może nawet całej ludzkości nieszczęście, ona może podejmować takie decyzje. Tak… Obiecałem jej, że gdy skończymy — a zdaje się, że właśnie skończyliśmy — powiadomimy ją o naszych ustaleniach.

— To chyba nie jest konieczne — powiedział Wu.

— Siever — włączył się Leverett — chyba nie chcesz pytać o pozwolenie dziecka.

— Posłuchajcie mnie — powiedział Genarr. — To jest konieczne i musimy do niej iść. Pozwólcie mi na mały eksperyment. Przyprowadzę tutaj Marlenę i powiemy jej o naszych ustaleniach. Jeśli ktoś z was uważa, że nie jest to konieczne, niech w tej chwili wstanie i wyjdzie. Proszę: niech wstanie i wyjdzie.

— Ty chyba postradałeś zmysły, Sieverze — powiedział Leverett. — Nie mam zamiaru bawić się w chowanego z nastolatkami. Muszę porozmawiać z Pittem. Gdzie jest nadajnik?

Leverett wstał i nieomal natychmiast zachwiał się i upadł.

Wu podniósł się zaniepokojony.

— Panie Leverett…

Leverett odwrócił się na plecy i wyciągnął rękę.

— Niech mi ktoś pomoże…

Genarr postawił go na nogi, a następnie posadził na fotelu.

— Co się stało? — zapytał.

— Nie wiem — odrzekł Leverett. — Przez moment czułem się tak, jak gdyby ktoś urwał mi głowę.

— Tak… i w związku z tym nie możesz wyjść z pokoju — teraz Genarr zwrócił się do Wu: — Pan również uważa, że spotkanie z Marlena nie jest konieczne… Czy zechce pan opuścić pokój?

Wu wpatrywał się w twarz Genarra, a potem bardzo ostrożnie zaczął podnosić się z fotela. Nie zdążył się nawet wyprostować. Skrzywił się potwornie i usiadł.