Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 40 из 94

— Nie, nie wrócisz. Co robiłabyś po treningach w stanie nieważkości? Twoja praca badawcza, twoje laboratorium, twój zespół, wszystko jest tutaj.

— Zacznę od nowa i zbuduję nowy zespół.

— A czy Adelia sfinansuje cię w takim stopniu, do jakiego przywykłaś na Ziemi? Oczywiście, że nie. Musisz przyznać, że Ziemia nie oszczędza na tobie — dostajesz to, co chcesz. Czy nie mam racji?

— Czy nie masz racji? Zdrajca! Nie powiedziałeś mi, że Ziemia ma hiperwspomaganie. Nie powiedziałeś mi także o odkryciu Sąsiedniej Gwiazdy. Pozwoliłeś mi wymądrzać się o nieprzydatności Sondy Rotora i nigdy nawet słowem nie wspomniałeś, że znaleźli coś i

— Powiedziałbym ci, Tesso, ale co by się stało, gdybyś nie zechciała przylecieć na Ziemię? Nie mogłem zdradzać cudzych tajemnic.

— A gdy już byłam na Ziemi?

— Gdy tylko zabrałaś się do pracy, do rzeczywistej pracy, powiedzieliśmy ci.

— Oni mi powiedzieli i wyszłam na zaskoczoną idiotkę. Mogłeś chociaż wspomnieć o tym i nie robić ze mnie kompletnej kretynki. Powi

Tessa bardzo lubiła prowadzić tę nie kończąca się grę, a Fisher znał swoja rolę.

— Uwiodłem cię? Sama tego chciałaś. Sama powiedziałaś, że jest to konieczne.

— Kłamca. Zmusiłeś mnie do tego. To był gwałt, perwersyjny, zboczony gwałt. Bez przerwy mnie gwałcisz. Teraz też tego chcesz — widzę to po twoich obleśnych, pożądliwych oczach.

Od dawna już nie grali w ten sposób. Fisher wiedział, że zdarza się to wtedy, gdy Tessa zadowolona jest z wyniku swojej pracy.

Gdy było już po wszystkim, zapytał:

— Postępy?

— Tak. tak chyba można to określić — oddychała ciężko.

— Jutro zorganizujemy pokaz dla twojego starożytnego, rozkładającego się Ziemianina, Tanayamy. Bezlitośnie domaga się tego.

— Tak, to bezlitosny facet.

— To głupi facet. Myślałam, że nawet społeczeństwo analfabetów wie coś niecoś na temat nauki, a przynajmniej jak się do niej zabrać. A oni dają ci kredyt w wysokości miliona rankiem, a wieczorem oczekują wyników. Mogliby chociaż zaczekać do następnego ranka i pozwolić popracować w nocy. Czy wiesz, co mi powiedział ostatnim razem, gdy się z nim widziałam, wtedy, gdy poinformowałam go, że być może będziemy mogli mu się pokazać?

— Nie, nie wiem. Nie wspominałaś o tym.

— Napierw powiem ci, co powinien był powiedzieć: „To wspaniale, że w przeciągu trzech lat udało wam się opracować coś tak niezwykłego i bezprecedensowego. Zasługujecie na olbrzymią nagrodę, a nasza wdzięczność dla was jest trudna do opisania”. Tak właśnie powinien powiedzieć.

— Nie, nawet gdybyś mu groziła śmiercią, nie zdobyłby się na takie słowa. A co powiedział naprawdę?

— Brzmiało to tak: „A więc w końcu coś wreszcie macie po całych trzech latach. Jak jeszcze długo mam żyć? Czy myślicie, że popieram was, płacę wam i karmię armie asystentów i robotników po to, byście wyprodukowali coś po mojej śmierci? Gdy już nic mi z tego nie przyjdzie?” Tak właśnie powiedział. A ja powiem ci teraz, że z chęcią odwlekłabym pokaz i poczekała aż umrze, to tak, dla własnej satysfakcji. Jednak praca jest ważniejsza.

— Czy naprawdę macie coś, co go zadowoli?

— Tylko lot superluminalny. Prawdziwa szybkość superiuminalna, nie jakieś bzdury z hiperwspomaganiem. Mamy coś, co otworzy nam drzwi do Wszechświata.

Miejsce, gdzie pracował zespół badawczy Tessy Anity Wendei z zamiarem wstrząśnięcia posadami Wszechświata, przygotowane zanim jeszcze Tessa zgodziła się przybyć na Ziemię. Kompleks na naukowy usytuowano w trudno dostępnym dla postro

— I co mi pani pokaże, pani doktor? Statek? W zasięgu wzroku nie było żadnego statku.





— Nie, dyrektorze — odpowiedziała Tessa. — Daleko nam jeszcze do statków. Będzie to tylko pokaz, ale zapewniam pana, że bardzo ekscytujący. Zobaczy pan pierwszą publiczną demonstrację prawdziwego lotu superluminalnego, czegoś, co znacznie przewyższa hiperwspomaganie.

— W jaki sposób to zobaczę?

— Wydawało mi się, dyrektorze, że poinformowano pana o tym wcześniej.

Tanayama zakaszlał straszliwie i przez chwilę łapał oddech.

— Próbowali mi coś powiedzieć — wykrztusił wreszcie — ale ja chcę usłyszeć wszystko od pani.

Spoglądał na nią ostro i jednocześnie nieszczęśliwie.

— Pani tu dowodzi — dodał. — To pani projekt i proszę mi go objaśnić.

— Nie mogę wyjaśniać panu teorii, zajęłoby to zbyt dużo czasu Zmęczyłby się pan, dyrektorze.

— Nie chcę żadnej teorii. Chcę wiedzieć, co zobaczę.

— Zobaczy pan dwa stożkowate, szklane pojemniki. Obydwa wypełnione są próżnią.

— Dlaczego akurat próżnią?

— Lot superiuminalny może rozpocząć się wyłącznie w próżni, dyrektorze. W i

— Zapomnijmy o tym „ze względu”. Jeśli ten pani lot superluminalny musi zacząć się i zakończyć w próżni, w jaki sposób będziemy mogli z niego korzystać?

— Na początku konieczne jest przeniesienie się w kosmos za pomocą zwykłego lotu, a potem wykonuje się skok do hiperprzestrzeni i pozostaje się w niej. Dolatuje się do wybranego miejsca i wchodzi się do zwykłej przestrzeni, po czym ląduje się znów normalnie.

— Na to potrzeba czasu.

— Na wszystko potrzeba czasu, nawet na loty superluminalne. Jeśli jednak będziemy mogli się przenieść z Układu Słonecznego do gwiazdy odległej o czterdzieści lat świetlnych w czterdzieści dni zamiast czterdziestu lat, to wydaje mi się, że niewdzięcznością byłoby narzekanie na czas.

— W porządku. Ma pani te dwa szklane pojemniki i co dalej?

— Są to projekcje holograficzne. W rzeczywistości pojemniki te znajdują się w odległości trzech tysięcy kilometrów od siebie — mierząc poprzez skorupę ziemską. Umieszczone są w schronach. Gdyby z jednego do drugiego pojemnika puścić promień świetlny — oczywiście poprzez próżnię — to promień ten podróżowałby 1/1000 sekundy, czyli jedną milisekundę. My, ze zrozumiałych i względów, nie będziemy używać światła. W pojemniku po lewej stronie, w samym jego środku, wisi maleńka kula podtrzymywana silnym polem magnetycznym. Kula ta jest w rzeczywistości niewielkim silnikiem hiperatomowym. Widzi ją pan, dyrektorze?

— Coś tam widzę — odpowiedział Tanayama. — Czy to jest wszystko, co macie?

— Jeśli przyjrzy się pan dokładnie tej kuli, zobaczy pan, że za chwilę zniknie. Odliczanie już się rozpoczęło.

Wszyscy powtarzali szeptem kolejne cyfry odliczania. Przy zerze kula zniknęła z jednego pojemnika i pojawiła się w drugim.

— Proszę pamiętać — powiedziała Tessa — że w rzeczywistości pojemniki oddalone są od siebie o trzy tysiące kilometrów. Mechanizm pomiarowy wykazuje, że od momentu zniknięcia do momentu pojawienia się kuli w drugim pojemniku upłynęło nieco ponad dziesięć mikrosekund, co oznacza, że przelot odbył się z szybkością sto razy większą od prędkości światła.

Tanayama spojrzał na Tessę.

— Skąd mogę wiedzieć? Cała rzecz mogła być sztuczką pomyślaną tak, aby oszukać starego, łatwowiernego człowieka.