Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 94 из 123

– Już i tak bardzo nam pan pomógł – oznajmiła Siobhan, nie spuszczając z niego wzroku. – Poproszę któregoś z policjantów, żeby pana wyprowadził…

Po jego odejściu, Bain przestawił krzesło na drugą stronę biurka i usiadł obok Siobhan.

– Myślisz, że to on, prawda? – zapytał cicho.

Kiwnęła głową, wpatrzona w drzwi, za którymi zniknął Marr. Potem jednak nagle oklapła, zamknęła oczy i zaczęła pocierać powieki.

– Właściwie prawda jest taka, że nie mam pojęcia – powiedziała cicho.

– Nie masz też żadnych dowodów.

Pokiwała głową, nie otwierając oczu.

– Masz tylko przeczucie?

Otworzyła oczy.

– Nauczyłam się już nie ufać przeczuciom.

– To mnie cieszy. – Uśmiechnął się do niej. – Fajnie byłoby zdobyć jakieś dowody, nie?

Kiedy zadzwonił telefon, Siobhan wyglądała na nieobecną duchem, odebrał go więc Bain. Dzwonił funkcjonariusz służb specjalnych nazwiskiem Black i w pierwszym rzędzie chciał się upewnić, czy rozmawia z właściwą osobą. Kiedy Bain zapewnił go, że tak, Black zapytał, czy zna się na komputerach.

– Trochę się znam – odparł Bain.

– To dobrze. Siedzi pan teraz przed pecetem? – Kiedy Bain potwierdził, Black wyjaśnił mu, co ma zrobić. Kiedy pięć minut później odłożył słuchawkę, Bain najpierw wydął policzki, a potem ze świstem wypuścił powietrze.

– Nie wiem, na czym to polega – powiedział – ale ile razy rozmawiam z kimś ze służb specjalnych, to od razu się czuję jak pięciolatek w pierwszym dniu szkoły.

– Nieźle sobie poradziłeś – zapewniła go Siobhan. – No i czego potrzebują?

– Kopii wszystkich e-maili między tobą a Quizmasterem, plus danych dotyczących twoich i jego prowajderów, jak i wszystkich haseł Philippy Balfour i twoich.

– Tyle że to komputer Granta – odparła Siobhan, kładąc rękę na laptopie.

– No to dane jego prowajdera. – Zrobił pauzę. – Black mnie pytał, czy mamy jakichś podejrzanych.

– I powiedziałeś mu?

Potrząsnął głową.

– Ale zawsze możemy mu podrzucić nazwisko Marra. Możemy nawet dodać jego adres e-mailowy.

– A to by pomogło?

– Niewykluczone. Wiesz o tym, że Amerykanie potrafią odczytywać e-maile za pomocą satelitów? Dowolne e-maile na całym świecie… – Patrzyła na niego w milczeniu, a on się roześmiał. – Nie twierdzę, że nasze służby specjalne dysponują już taką techniką, ale nigdy nic nie wiadomo, prawda?

Siobhan zamyśliła się.

– No to dajmy im to, co mamy – powiedziała w końcu. – Dajmy im Ranalda Marra.

Laptop zasygnalizował, że nadeszła nowa wiadomość. Siobhan kliknęła na skrzynkę odbiorczą. Wiadomość od Quizmastera.

Poszukiwaczko. Spotkamy się po rozegraniu Rygorów. Zgoda?

– Oho – powiedział Bain. – Zaczyna cię prosić.

Więc gra nie jest zamknięta? – napisała odpowiedź Siobhan.

Dostałaś specjalną dyspensę.

Napisała kolejną wiadomość. Ale na pewne pytania muszę uzyskać odpowiedzi od razu.

Odpowiedź nadeszła natychmiast. Pytaj, Poszukiwaczko.

Zaczęła więc pytać. Czy oprócz Flipy ktoś i

Na odpowiedź czekali całą minutę.

Tak.

Siobhan spojrzała na Baina.





– A przedtem mówił, że nie.

– Więc albo kłamał wtedy, albo kłamie teraz. Skoro znowu go o to pytasz, to wygląda, że za pierwszym razem mu nie uwierzyłaś.

Ile osób? – napisała Siobhan.

Trzy.

Czy współzawodniczyły ze sobą? Czy wiedzieli o sobie?

Wiedzieli.

Wiedzieli, kim są ich konkurenci?

Odpowiedź nadeszła po trzydziestosekundowej przerwie. Absolutnie nie.

– Prawda czy kłamstwo? – spytała Siobhan, zwracając się do Baina.

– Na razie obliczam, czy pan Marr miał dość czasu, żeby zdążyć dotrzeć do biura.

– Przy jego profesji, wcale by mnie zdziwiło gdyby laptopa i komórkę trzymał na stałe w samochodzie, tak żeby w grze być zawsze o krok do przodu. – Uśmiechnęła się na myśl, że zabrzmiało to dwuznacznie.

– Mogę zadzwonić do niego do biura… – Bain sięgnął po słuchawkę, a Siobhan podała mu numer do banku. – Z sekretariatem pana Marra proszę – powiedział do słuchawki i po chwili spytał: – Czy rozmawiam z asystentką pana Marra? Tu sierżant Bain z policji Lothian. Czy mogę rozmawiać z panem Marrem?

– Spojrzał na Siobhan. – Jest spodziewany lada chwila? Dziękuję pani. – I jakby mu nagłe przyszło coś do głowy, dodał: – A jest może jakiś sposób, żeby się z nim skontaktować w samochodzie? Może można mu tam wysłać e-maila? – Chwilę słuchał. – Nie, nic nie szkodzi, dziękuję. Zadzwonię później. – Odłożył słuchawkę. – W samochodzie nie odbiera poczty elektronicznej – poinformował Siobhan.

– O ile wiadomo pani asystentce – odparła.

Bain pokiwał głową.

– Bo w dzisiejszych czasach – dodała Siobhan – wystarczy tylko telefon.

Z WAPem, taki jak ten Granta, uzupełniła w myśli. Z jakiegoś powodu stanął jej przed oczyma ten poranek w kawiarni Pod Słoniem… Grant rozwiązujący krzyżówkę, którą już wcześniej rozwiązał, popisujący się przed kobietą przy sąsiednim stoliku… Zaczęła pisać następną wiadomość:

Czy możesz mi powiedzieć, kim byli ci gracze. Czy wiesz, kim byli?

Odpowiedź była natychmiastowa: Nie.

Nie możesz, czy nie wiesz?

Nie na oba. Rygory czekają.

Ostatnie pytanie. W jaki sposób wybrałeś Flipę?

To ona wybrała mnie, tak samo jak ty.

Ale jak cię znalazła?

Wkrótce otrzymasz wskazówkę do Rygorów.

– Zdaje się, że ma już dosyć – powiedział Bain. – Pewnie nie przywykł do tego, że mu się niewolnicy mądrzą.

Siobhan jeszcze przez chwilę zastanawiała się, czy kontynuować ten dialog, potem bez słowa kiwnęła głową.

– Obawiam się, że z Grantem nie mogę się równać – dodał Bain. Zmarszczyła czoło, nie rozumiejąc, o co mu chodzi. – W temacie rozwiązywania zagadek – wyjaśnił.

– Poczekamy, zobaczymy – odparła.

– Tymczasem mogę wyekspediować materiały do służb specjalnych.

– Ekspediuj – powiedziała z uśmiechem. Jej myśli znów powędrowały do Granta. Bez jego pomocy nie byłoby jej tu, gdzie jest. A mimo to, od chwili, gdy go przenieśli, nie wykazał najmniejszego zainteresowania sprawą, nawet do niej nie zadzwonił, żeby zapytać, czy nie ma jakiejś nowej zagadki do rozwiązania… Zdumiewała ją taka umiejętność całkowitego przestawienia się. Ten Grant, którego widywała teraz w telewizji, różnił się zasadniczo od Granta, który kiedyś nerwowo krążył po jej mieszkaniu, a także od Granta, który przeżył załamanie nerwowe na szczycie Hart Fell. Nie miała wątpliwości, która wersja jej bardziej odpowiada, i nie sądziła, by wynikało to jedynie z zawodowej zawiści. Pomyślała, że przy okazji dowiedziała się też paru rzeczy o Gill Templer. Ona się po prostu wystraszyła, a lęk przed odpowiedzialnością związaną z jej nowym stanowiskiem powodował, że próbowała przerzucać ją na swych podwładnych. Starała się otaczać ludźmi chętnymi i pewnymi siebie, może dlatego, że jej samej tej pewności brakowało. Siobhan miała nadzieję, że to tylko sprawa przejściowa. Modliła się, by tak było.

Miała też nadzieję, że gdy nadejdzie wskazówka do Rygorów, Grant znajdzie w swym pełnym zajęć dniu minutkę dla swej dawnej partnerki, i to niezależnie od tego, czy jego nowej mentorce to się spodoba, czy nie.

Grant Hood całe przedpołudnie spędził na użeraniu się z prasą, na pisaniu nowej wersji komunikatu prasowego na dzisiejsze popołudnie – w nadziei, że tym razem znajdzie uznanie w oczach komisarz Templer i zastępcy komendanta Carswella – i na opędzaniu się od telefonów od ojca ofiary, niezadowolonego, że media elektroniczne nie poświęcają więcej czasu na apele do społeczeństwa o pomoc w zbieraniu informacji.

– A co z Crimewatch [program telewizji BBC typu Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie…] – zapytał kilkakrotnie Balfour.

W głębi duszy Grant uznał, że Crimewatch to świetny pomysł, zadzwonił więc do BBC w Edynburgu, gdzie podano mu numer do biura w Glasgow. Z Glasgow odesłano go do Londynu, gdzie centrala połączyła go z redakcją programów publicystycznych, a tam redaktor dyżurny poinformował go – tonem, z którego niezbicie wynikało, że rzecznik prasowy mający choć odrobinę oleju w głowie powinien sam o tym wiedzieć – że program Crimewatch został czasowo zdjęty z anteny i nie wróci na nią wcześniej niż za kilka miesięcy.