Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 92 из 123

– Cześć, Bania – powiedział Rebus.

– Nazywa się Bain – poprawiła go Siobhan – i woli, jak się do niego mówi Eric.

Rebus zignorował tę uwagę.

– Wygląda tu jak w statku kosmicznym Enterprise. – Spoglądał na plątaninę przewodów łączących komputery: dwa laptopy i dwa pecety. Wiedział, że jeden z pecetów należy do Siobhan, drugi zabrali z mieszkania Flipy Balfour. – Powiedz mi – zwrócił się do Siobhan – co wiemy na temat wczesnego dzieciństwa Philippy w Londynie?

Zmarszczyła nos.

– Niewiele. A bo co?

– Bo chłopak twierdzi, że miewała koszmary se

– Jesteś pewien, że to w domu w Londynie?

– Jak to?

Wzruszyła ramionami.

– Tak sobie tylko pomyślałam, że ja w Jałowcach cały czas czułam ciarki na plecach: stare zbroje i stare zakurzone sale bilardowe… Wyobrażasz sobie dorastanie w takim domu?

– Costello powiedział wyraźnie, że chodziło o dom w Londynie.

– Podświadoma transpozycja? – odezwał się Bain, a oni spojrzeli na niego. – Tak mi tylko przyszło do głowy – dodał.

– Bo naprawdę bała się czegoś w Jałowcach, tak? – zapylał Rebus w zamyśleniu.

– Najlepiej weźmy tablicę ouija [jedno z akcesoriów używanych podczas seansów spirytystycznych.] i spytajmy ją samą. – Siobhan uświadomiła sobie, jak to zabrzmiało i aż syknęła. – Głupia uwaga w fatalnym guście. Bardzo przepraszam.

– Słyszałem już gorsze – orzekł Rebus. Istotnie tak było. Słyszał, jak na miejscu zbrodni jeden z mundurowych, rozciągając taśmę policyjną wokół ofiary, powiedział do kolegi: „Założę się, że kolorki by jej się spodobały, co nie?”

– Trochę to jak z Hitchcocka, prawda? – odezwał się Bain. – Wiecie, jak w Marnie, albo coś w tym rodzaju…

Rebus przypomniał sobie tomik wierszy w mieszkaniu Davida Costello: Sen o Alfredzie Hitchcocku: „Nie dlatego umierasz, boś zasłużył / Umierasz, boś był akurat pod ręką…”

– Pewnie masz rację – powiedział.

Ale jego ton nie pozostawił Siobhan wątpliwości.

– Mimo wszystko chciałbyś dostać raport o jej dzieciństwie w Londynie, czy tak?

Rebus już chciał przytaknąć, potem jednak zreflektował się i powiedział:

– Nie, masz rację… to już zbyt wydumane.

Kiedy odszedł, Siobhan powiedziała do Baina:

– Zazwyczaj musi być tak, jak on chce. A im bardziej wydumane, tym bardziej mu się podoba.

Bain uśmiechnął się. Znów miał ze sobą teczkę i wciąż jeszcze ani razu jej nie otworzył. Po kolacji w piątek wieczorem pożegnali się i rozeszli, każde w swoją stronę. W sobotę rano Siobhan wsiadła w samochód i pojechała na północ na mecz. Nikomu nie proponowała podwiezienia. Wzięła podręczną torbę i znalazła jakiś dom z pokojami gości

Teraz laptop leżał przed nią na biurku, a ona niemal bała się go włączyć, bała się znów wpaść w jego sidła…

– Udany weekend? – zapytał Bain.

– Niezły. A u ciebie?

– Bardzo spokojnie. Właściwie głównym wydarzeniem była ta nasza kolacja w piątek wieczór.

Uśmiechnęła się, przyjmując tę uwagę jako komplement.

– No to, co robimy teraz? Atakujemy służby specjalne?

– Musimy pogadać z biurem kryminalnym. Oni się w to włączą.

– A nie możemy zrezygnować z pośrednika? – spytała.

– Pośrednikowi by się to nie spodobało.

Siobhan pomyślała o Claverhousie. Bain pewnie ma rację.

– No to do dzieła – powiedziała.

Bain wziął słuchawkę i odbył długą rozmowę z detektywem inspektorem Claverhousem z Pałacu. Siobhan przejechała palcami po klawiaturze laptopa, który był już podłączony do jej komórki. Kiedy w piątek wieczorem wróciła do domu, w poczcie głosowej zastała wiadomość od operatora jej sieci komórkowej, który chciał się upewnić, że zdaje sobie sprawę z tego, iż korzystanie przez nią z telefonu komórkowego ostatnio raptownie wzrosło. Owszem, zdawała sobie z tego sprawę. Ponieważ Bain wciąż jeszcze rozmawiał z Claverhousem i wyjaśniał mu całą sytuację, postanowiła załogować się do sieci, ot tak, żeby zająć czymś ręce…

Czekały na nią trzy wiadomości od Quizmastera. Pierwsza przyszła w piątek wieczorem, mniej więcej w porze jej powrotu do domu.

Poszukiwaczko – moja cierpliwość jest na wyczerpaniu. Lada chwila twoje poszukiwania zostaną zakończone. Oczekuję natychmiastowej odpowiedzi.

Druga pochodziła z sobotniego popołudnia.





Siobhan? Zawiodłaś mnie. Twoje dotychczasowe wyniki były doskonałe. Z tą chwilą gra zostaje zamknięta.

Mimo to odezwał się ponownie, punktualnie o północy w niedzielę.

Czy chodzi o to, że próbujesz mnie namierzyć? Czy nadal chcesz się ze mną spotkać?

Bain skończył rozmowę, odłożył słuchawkę i spojrzał na ekran.

– Trochę go wystraszyłaś – powiedział.

– A co, zmienił prowajdera? – spytała Siobhan.

Bain rzucił okiem na nagłówki i potwierdził.

– Nowe hasło, nowe wszystko. I mimo to zaczyna mieć wątpliwości, czy jest na pewno niewykrywalny.

– To dlaczego się po prostu nie rozłączy?

– Tego nie wiem.

– Myślisz, że gra jest naprawdę zamknięta?

– Jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać… Siobhan zasiadła więc do klawiatury i zaczęła pisać: Przez cały weekend byłam nieobecna, nic więcej. Śledztwo posuwa się do przodu. Niezależnie od tego nadal chcę się spotkać.

Wysłała wiadomość i poszli oboje po kawę. Po powrocie nie zastali żadnej odpowiedzi.

– Myślisz, że się dąsa? – spytała Siobhan.

– Albo go nie ma przy komputerze.

Spojrzała na niego.

– Czy u siebie w sypialni masz sprzęt komputerowy?

– A co, wpraszasz się do mojej sypialni?

Uśmiechnęła się.

– Nie, tylko tak się zastanawiam. Bo są tacy zapaleńcy, którzy potrafią dzień i noc siedzieć przed monitorem, prawda?

– Oczywiście. Ale ja do nich nie należę. Mam trzy kluby czatowe, które odwiedzam regularnie i może godzinkę albo dwie surfowania, jak mi się nudzi.

– Co to są kluby czatowe?

– Grupy dyskusyjne. – Przysunął krzesło do biurka. – Skoro i tak czekamy, to może rzucimy teraz okiem na wykasowane pliki pa

– Jasne. Dzięki temu przejrzeliśmy jej korespondencję.

– A sprawdziliście też jej e-maile?

Siobhan musiała przyznać, że tego nie zrobili. A ściślej mówiąc, Grant nie wiedział, że jest to w ogóle możliwe.

Bain westchnął i zasiadł do peceta Flipy. Nie trwało to długo. Już po chwili mieli przed sobą listę usuniętych wiadomości, zarówno wysłanych, jak i otrzymanych.

– Jak daleko w czasie to sięga? – spytała Siobhan.

– Trochę ponad dwa lata. Kiedy ona kupiła ten komputer?

– Dostała go na osiemnaste urodziny – odparła Siobhan.

– Niektórym to dobrze.

Siobhan pokiwała głową.

– Mieszkanie zresztą też – dodała.

Bain spojrzał na nią i z niedowierzaniem pokręcił głową.

– Ja na swoją osiemnastkę dostałem zegarek i aparat fotograficzny – powiedział.

– Ten zegarek? – spytała, wskazując na jego przegub.

Ale myśli Baina były już gdzie indziej.

– Zatem mamy e-maile sięgające do samych początków jej działalności. – Kliknął na wiadomość z najwcześniejszą datą, ale komputer zasygnalizował, że nie może jej otworzyć. – Musimy to rozpakować – dodał. – Pewnie twardy dysk dokonał kompresji.

Siobhan próbowała śledzić jego poczynania, ale jak dla niej poruszał się o wiele za szybko. Wkrótce mieli przed oczyma pierwszą wiadomość e-mailową, jaką Flipa wysłała ze swego nowego komputera. Wiadomość była adresowana do jej ojca w biurze.