Страница 82 из 83
– Kim jesteś?
– Moje nazwisko nie ma znaczenia. Jestem przyjacielem Allena Lamaisona. To ci powi
– Nie darzę życzliwością Allena Lamaisona – odpowiedział Reacher. – Spadaj.
Mahmoud skinął głową.
– Ujmę to inaczej. Groźba Lamaisona jest nadal aktualna. Dzisiaj to ja na niej skorzystam, nie on.
– Jaka groźba? – udał zdziwienie Reacher.
– Pod adresem twojej córki. Reacher nie odpowiedział.
– Chcę, abyś pokazał mi, jak uzbroić Little Wing – ciągnął dalej Mahmoud.
Reacher spojrzał na ciężarówkę U-Haul.
– Nie mogę – odparł Reacher. – Masz tylko moduły elektroniczne.
– Rakiety są w drodze – wyjaśnił Mahmoud. – Będą tu niebawem.
– Gdzie chcecie ich użyć?
– Tu i tam.
– Na terenie Stanów Zjednoczonych?
– Dużo tu potencjalnych celów.
– Lamaison wspominał o Kaszmirze.
– Być może wyślemy kilka pocisków grupce wybranych przyjaciół.
– My?- Jesteśmy dużą organizacją.
– Nie zrobię tego.
– Zrobisz. Tak jak wcześniej. Z tego samego powodu. Reacher przerwał na chwilę i powiedział:
– Wejdź.
Wszedł do środka. Przyzwyczajony do szacunku Mahmoud ominął Reachera i ruszył pierwszy. Reacher zadał mu silny cios w tył głowy i pchnął potykającego się mężczyznę do salonu, gdzie Frances Neagley przywitała go zgrabnym hakiem. Minutę później Azhari Mahmoud leżał spętany w korytarzu. Jedna opaska do kabli krępowała mu lewy nadgarstek i prawą kostkę, druga, prawy nadgarstek i lewą kostkę. Opaski były mocno ściągnięte, tak że ciało wokół nabrzmiało. Mahmoud krwawił z ust i jęczał. Reacher kopnął go w bok i kazał się zamknąć, a następnie wrócił do salonu i czekał na ciężarówkę z Denver.
Ciężarówka z Denver okazała się białym osiemnastokołowcem. Jej kierowca został skrępowany i rzucony obok Mahmouda zaraz po tym, jak wysiadł z kabiny. Następnie Reacher wywlókł Mahmouda z domu i wyprowadził na słońce obok jego ciężarówki U-Haul. Oczy Mahmouda były pełne lęku. Wiedział, co go czeka. Reacher pomyślał, że facet wolałby umrzeć, więc pozostawił go żywego. O’Do
Po przejechaniu gór zaczęli rozmawiać o pieniądzach. Neagley przekazała Dixon papiery i diamenty. Uzgodnili, że powi
Później zapanowała niezręczna cisza. Neagley nie miała nic przeciwko zatrzymaniu reszty forsy w charakterze wynagrodzenia, lecz Reacher wyczuł, że Dixon i O’Do
Później nie rozmawiali wiele. Lamaison odszedł, Mahmoud znalazł się w systemie, lecz żaden z ich przyjaciół nie odzyskał życia. Reacher zaczął zadawać sobie ważne pytanie: Czy gdyby nie utknęli w korku na Dwieściedziesiątce i dotarł do szpitala na czas, poradziłby sobie lepiej niż Dixon lub O’Do
Dwie godziny później byli już na lotnisku w Los Angeles. Porzucili hondę civic na drodze pożarowej i rozeszli się do różnych terminali, aby skorzystać z usług różnych linii lotniczych. Zanim się rozdzielili, po raz ostatni stuknęli się pięściami, pożegnali i obiecali, że wkrótce znów się zobaczą. Neagley poszła do stanowiska American. Dixon wybrała America West. O’Do
Opuścił Kalifornię z niemal dwoma tysiącami dolarów w kieszeni. Od dealerów narkotyków sprzedających towar za muzeum figur woskowych w Hollywood, od Saropiana w Vegas i od dwóch pracowników New Age w Highland Park. Forsy wystarczyło mu na prawie cztery tygodnie. W końcu zatrzymał się obok bankomatu na dworcu autobusowym w Santa Fe w Nowym Meksyku. Jak zawsze sprawdził saldo, aby sprawdzić, czy wyliczenie banku zgadzało się z jego własnym.
Po raz drugi w życiu coś było nie tak.
Maszyna poinformowała go, że na rachunku jest o ponad sto tysięcy dolarów więcej, niż oczekiwał. Na oko więcej o jakieś sto jedenaście tysięcy osiemset dwadzieścia dwa dolary i osiemnaście centów.
Ul 822,18.
Pomyślał, że to dzieło Dixon. Łup woje
W pierwszej chwili poczuł się rozczarowany. Nie sumą. Dawno nie widział takiej forsy. Był rozczarowany sobą, ponieważ nie potrafił odkryć przesłania zawartego w tej liczbie. Był pewien, że Dixon zmieni ostateczną kwotę o kilka dolarów w jedną lub drugą stronę, aby wywołać na jego twarzy cierpki uśmiech. Nie załapał, o co jej chodziło. Nie była to liczba pierwsza. Nie była nawet dwukrotnie większa od liczby pierwszej. Miała setki dzielników. Jej odwrotność była równie nudna, a pierwiastek kwadratowy tworzył długi i zawiły szereg cyfr. Jeszcze gorszy był pierwiastek szeście
111 822,18.
Powoli stawał się coraz bardziej rozczarowany Dixon. Im dłużej rozmyślał, tym bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że to naprawdę nudna liczba.
Pewnie myślała o czym i
Zawiodła go.
Może.
A może nie.
Nacisnął przycisk, aby otrzymać wydruk transakcji. Z bankomatu wysunął się mały pasek cienkiego papieru. Blady druk. Na jego rachunku było tylko pięć operacji. Na pierwszym miejscu nadal figurowała wpłata Neagley z Chicago. Kolejną pozycją była wypłata pięćdziesięciu dolarów dokonana na dworcu w Portland, w Oregonie. Na trzecim miejscu znajdowała się opłata za bilet lotniczy z Portland do Los Angeles.
Na czwartym – nowy przelew na kwotę stu jeden tysięcy ośmiuset dziesięciu dolarów i osiemnastu centów.
Na piątym – złożony tego samego dnia depozyt na kwotę dokładnie dziesięciu tysięcy dwunastu dolarów.
101 810,18.
10 012.
Uśmiechnął się. Dixon nie myślała o czymś i
Nieźle, Karla, pomyślał.
Drugi depozyt był jej kodem pocztowym: 10012. Greenwich Village. Tam mieszkała. Współrzędna geograficzna. Wskazówka.
Pytała: Wpadniesz do Nowego Jorku, kiedy będzie po wszystkim?
Uśmiechnął się ponownie, zgniótł pasek papieru i wrzucił do kosza. Następnie podjął sto dolarów i kupił bilet na pierwszy autobus, który zobaczył. Nie miał pojęcia, dokąd jedzie.