Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 7 из 68

– Co, do diabła, zrobiliście, żeby znaleźć tego potwora, który zabił moją wnuczkę? – zapytał DeBlass.

– Wszystko, co w naszej mocy, senatorze – Komendant Whitney wciąż stał. Choć poprosił DeBlassa o zajęcie miejsca, mężczyzna przechadzał się po pokoju, tak jakby przechadzał się po swojej ulubionej Senackiej Galerii w East Washington.

– Mieliście na to dwadzieścia cztery godziny, a nawet więcej – tubalnym głosem odparł DeBlass. – Dowiedziałem się, że wyznaczył pan tylko dwóch oficerów do prowadzenia śledztwa.

– Owszem, ze względów bezpieczeństwa. Dwóch moich najlepszych oficerów – dodał dowódca. – Porucznik Dallas nadzoruje dochodzenie i składa meldunki jedynie mnie.

DeBlass skierował swe czarne surowe oczy na Ewę.

– Jakie postępy pani poczyniła?

– Zidentyfikowaliśmy broń, ustaliliśmy godzinę śmierci. Zbieramy dowody i przesłuchujemy lokatorów domu, w którym mieszkała pa

– To powi

– W jej terminarzu nie ma wzmianki o żadnym spotkaniu. Z ostatnim klientem, który udowodnił swoje alibi, spotkała się parę godzin przed śmiercią.

– Proszę przestać! – zażądał DeBlass. – Mężczyzna, który płaci za usługi seksualne, nie będzie miał wyrzutów sumienia z powodu popełnienia morderstwa.

Choć Ewa nie mogła dostrzec współzależności między tymi dwoma faktami, przypomniała sobie, na czym polega jej zadanie i kiwnęła głową.

– Pracuję nad tym, senatorze.

– Chcę dostać kopie jej terminarzy spotkań.

– To niemożliwe, senatorze – łagodnym tonem rzekł Whitney.

– W sprawie o zabójstwo wszystkie dowody są tajne. DeBlass tylko prychnął i pokazał ręką na Rockmana.

– Panie dowódco. – Rockman sięgnął do lewej kieszeni i wyjął złożoną kartkę papieru, opatrzoną holograficzną pieczęcią. – Ten dokument wystawiony przez szefa policji umożliwia panu senatorowi dostęp do wszystkich dowodów i informacji, jakie zgromadzono w śledztwie.

Whitney zerknął na oficjalne pismo, zanim odłożył je na bok. Zawsze uważał politykę za grę tchórzy i był zły, że musi brać w niej udział.

– Osobiście porozmawiam z szefem. Jeśli podtrzyma swoje stanowisko, kopie będą gotowe jeszcze dziś po południu. – Zbywszy Rockmana, powrócił wzrokiem do DeBlassa. – Utrzymanie poufnego charakteru dowodów ma pierwszorzędne znaczenie w procesie śledczym. Jeśli pan nalega na ich odtajnienie, ryzykuje pan dobro sprawy.

– Ta sprawa, jak pan to ujął, to krew z mojej krwi i kość z mojej kości.

– I dlatego mam nadzieję, że przede wszystkim będzie pan chciał nam pomóc w ujęciu mordercy.

– . Służę sprawiedliwości od ponad pięćdziesięciu lat. Chcę dostać te informacje do południa. – Wziął płaszcz i przerzucił go przez swe muskularne ramię. – Jeśli dojdę do wniosku, że nie robicie wszystkiego, co w waszej mocy, by złapać tego szaleńca, dopilnuję, żeby usunięto pana z tego gabinetu. – Odwrócił się w stronę Ewy. – I żeby pani, poruczniku, następnym razem prowadziła śledztwo w sprawie małolatów, którzy kradną w supermarketach.

Gdy przestał wrzeszczeć, Rockman popatrzył na nich przepraszająco swoim spokojnym, poważnym wzrokiem.

– Proszę wybaczyć senatorowi. Jest podenerwowany. Choć był w nie najlepszych stosunkach z wnuczką, to należała przecież do rodziny. A senator przedkłada rodzinę ponad wszystko na świecie. Jej śmierć, taka gwałtowna i bezsensowna, doprowadza go do szaleństwa.

– To widać – mruknęła Ewa. – Złość się w nim gotuje. Rockman uśmiechnął się; potrafił sprawiać wrażenie jednocześnie rozbawionego i zasmuconego.

– Dumni mężczyźni często ukrywają swój ból pod maską agresywności. Mamy pełne zaufanie do państwa umiejętności i wytrwałości w dążeniu do celu. Pani porucznik, panie komendancie – skinął głową. – Oczekujemy wszystkich danych dziś po południu. Dziękuję, że poświęcili nam państwo tyle czasu.

– Jaki uprzejmy – mruknęła Ewa, gdy Rockman zamknął za nimi cicho drzwi. – Chyba nie ulegnie pan naciskowi, panie komendancie.

– Zrobię, co będę musiał. – W jego głosie kryła się tłumiona furia. – A teraz bierz się do roboty.

Praca w policji zbyt często bywa nużąca. Po pięciu godzinach wpatrywania się w monitor i sprawdzania nazwisk umieszczonych w notesach zamordowanej, Ewa była bardziej zmęczona niż gdyby wzięła udział w biegu maratońskim.

Nawet z fachową pomocą Feeneya, który dysponując lepszym sprzętem wziął na siebie część nazwisk, wciąż było ich zbyt wiele jak na jednego oficera śledczego.:

Sharon była bardzo popularna.

Czując, że jeśli zagwarantuje swoim rozmówcom dyskrecję, zyska więcej niż gdyby ich straszyła, Ewa kontaktowała się za pomocą łącza z poszczególnymi klientami i przedstawiała im sprawę. Tych, którzy nie chcieli się zgodzić na rozmowę, zapraszała wesoło do odwiedzenia głównego gmachu policji, uprzedzając, że zostaną oskarżeni o utrudnianie śledztwa.

Do popołudnia udało się jej porozmawiać z pierwszą dwunastką klientów i postanowiła pojechać do Gorham. v Sąsiad DeBlass, elegancki mężczyzna z windy, nazywał się Charles Monroe. Ewa zastała go z klientką.

Pociągająco przystojny, w czarnym jedwabnym szlafroku i pachnący ponętnie seksem, Charles uśmiechnął się ujmująco.

– Okropnie mi przykro, pani porucznik. Byłem umówiony o trzeciej i do końca spotkania brakuje jeszcze piętnastu minut.

– Poczekam. – Ewa bez zaproszenia weszła do środka. W przeciwieństwie do mieszkania DeBlass, w tym apartamencie nie brakowało wygodnych skórzanych foteli i grubych dywanów.

– Ach… – Najwyraźniej rozbawiony Charles zerknął przez ramię na dyskretnie zamknięte drzwi do sypialni. – Pani rozumie, intymność i dyskrecja odgrywają zasadniczą rolę w moim zawodzie. Moja klientka może się zdenerwować, jeśli zobaczy policjantkę na progu mieszkania.

– Nie ma sprawy. Jest tu kuchnia?

Z jego piersi wyrwało się ciężkie westchnienie.

– Jasne. Za tamtymi drzwiami. Proszę się rozgościć. Niedługo przyjdę.

– Niech pan się nie śpieszy. – Ewa przeszła do kuchni. W przeciwieństwie do eleganckiego salonu, urządzona była po spartańsku. Charles chyba rzadko jadał w domu. Mimo to stała tu duża lodówka, w której znalazła taki rarytas jak schłodzona pepsi. Zadowolona usiadła, by ją wypić i poczekać, aż Charles zakończy swoje spotkanie.

Wkrótce usłyszała szmer głosów mężczyzny i kobiety, a potem cichy chichot. Chwilę później Charles wszedł do środka z tym samym beztroskim uśmiechem na twarzy.

– Przykro mi, że musiała pani czekać.

– Nie ma sprawy. Czy spodziewa się pan jeszcze kogoś?

– Dopiero późnym wieczorem. – Wyjął dla siebie pepsi, zerwał pieczęć gwarantującą świeżość produktu i przelał napój do wysokiej szklanki. Zwinął tubę w kulkę i wrzucił do utylizatora. – Kolacja, opera i romantyczne rendez – vous.

– Lubi pan takie rzeczy? Operę? – spytała, gdy błysnął zębami w szerokim uśmiechu.

– Nienawidzę. Może pani sobie wyobrazić coś nudniejszego od baby z wielkim biustem, która wrzeszczy po niemiecku przez pół nocy?

Ewa zastanowiła się.

– Nie.

– Ale co robić. Ludzie mają różne gusta. – Jego uśmiech przygasł, gdy usiadł obok niej w kąciku pod oknem. – Słyszałem o Sharon w pora

– Dobrze ją pan znał?

– Byliśmy sąsiadami przez ponad trzy lata… i od czasu do czasu pracowaliśmy razem. Zdarzało się, że któryś z naszych klientów miał ochotę na trio, więc wspólnie uczestniczyliśmy w zabawie.

– A kiedy nie chodziło o interesy, też się razem zabawialiście?

– Była piękną kobietą i uważała, że jestem przystojny. – Poruszył okrytymi jedwabiem ramionami, wędrując wzrokiem do okna z przyciemnionymi szybami, za którymi przeleciał tramwaj pełen turystów.