Страница 47 из 56
– A Rob Westerfield wywiązywał się ze wszystkich tych obowiązków ochoczo i radośnie?
Powi
– Rob Westerfield najwyraźniej wywiązywał się z tych obowiązków ku zadowoleniu naszej szkoły – oświadczyła sucho.
– Czy ma pani spis uczniów z okresu, kiedy on tu był?
– Oczywiście.
– Czy mogę go zobaczyć?
– W jakim celu?
– Doktor Bostrom, kiedy Rob Westerfield siedział w więzieniu, pod wpływem narkotyków wyznał coś i
Jej oczy pociemniały i przybrały jeszcze bardziej zaniepokojony wyraz, kiedy rozważała implikacje tego, co oznajmiłam. Potem wstała.
– Pa
Doktor Dittrick przesłał wiadomość, że właśnie prowadzi wykład i przyjdzie do nas za piętnaście minut.
– To wspaniały nauczyciel – powiedziała Jane Bostrom. – Myślę, że gdyby zawalił się dach, nie ruszyłby się z miejsca, dopóki nie skończyłby zajęć.
Chyba poczuła się ze mną bardziej swobodnie i z pewnością chciała pomóc.
– Philip to równie dobrze może być drugie imię, nie tylko pierwsze zauważyła. – Mamy wielu uczniów, którzy są znani pod swoimi drugimi imionami, ponieważ pierwsze nadano im po ojcach i dziadkach.
W okresie gdy Westerfield był w Carrington, liczba uczniów dochodziła do sześciuset. Szybko zdałam sobie sprawę, że Philip nie jest często spotykanym imieniem. Na listach pojawiali się regularnie James, John, Mark i Michael.
I mnóstwo i
A potem Philip.
– Mam jednego! – zawołałam. – Chodził do pierwszej klasy, kiedy Westerfield był w drugiej.
Jane Bostrom wstała i spojrzała mi przez ramię.
– Zasiada w naszej radzie nadzorczej – powiedziała.
Szukałam dalej.
Zjawił się doktor Dittrick, nadal ubrany w profesorską togę.
– Co się stało, Jane? – spytał.
Wyjaśniła i przedstawiła mnie. Dittrick zbliżał się do siedemdziesiątki, był średniego wzrostu i miał twarz naukowca. Mocno uścisnął mi dłoń.
– Pamiętam Westerfielda, oczywiście. Skończył szkołę zaledwie dwa lata wcześniej, zanim zabił tę dziewczynę.
– Była siostrą pa
– Bardzo pani współczuję, pa
– Tak. Zdaję sobie sprawę, że to może się wydawać trochę naciągane, lecz muszę zbadać tę możliwość.
– Oczywiście. – Zwrócił się do doktor Bostrom. – Jane, sprawdź z łaski swojej, czy Cori
Cori
Do tego czasu znaleźliśmy dwóch dawnych uczniów o pierwszym imieniu Philip i jednego, który miał tak na drugie.
Pierwszy Philip zasiadał, jak powiedziała mi doktor Bostrom, w radzie nadzorczej szkoły. Doktor Dittrick pamiętał, że uczeń o drugim imieniu Philip wziął udział w dwudziestym spotkaniu swojej klasy dwa lata temu.
Do sprawdzenia pozostał więc tylko jeden. Sekretarka doktor Bostrom odszukała go w komputerze. Mieszkał w Portland w stanie Oregon i dokonywał corocznych wpłat na fundusz stypendialny szkoły. Ostatnio w czerwcu ubiegłego roku.
– Obawiam się, że zajęłam państwu mnóstwo czasu – przeprosiłam całą trójkę. – Jeśli można, to rzucę jeszcze okiem na afisze i zaraz sobie pójdę.
W każdym z przedstawień Rob Westerfield grał główną rolę męską.
– Pamiętam go – odezwała się Cori
– Więc nie mieliście z nim żadnych problemów? – spytałam.
– Och, pamiętam, że wdał się w sprzeczkę z dyrektorem. Chciał wystąpić, jak to nazwał, pod swoim scenicznym nazwiskiem zamiast pod własnym. Dyrektor odmówił.
– Jak brzmiało to nazwisko sceniczne?
– Chwileczkę, spróbuję sobie przypomnieć.
– Cori
– Chciał nosić perukę, w której występował w przedstawieniu w poprzedniej szkole. Dyrektor też się na to nie zgodził. Podczas sztuki jednak Rob wychodził z garderoby we własnej peruce i dopiero w ostatniej chwili zmieniał ją na właściwą. Chyba nosił tę perukę również na terenie szkoły. Za każdym razem dostawał za to karę, ale nadal to robił.
Doktor Bostrom popatrzyła na mnie.
– Tego nie było w jego aktach.
– Oczywiście że nie. Jego akta zostały wyczyszczone – wyjaśnił doktor Dittrick niecierpliwie. – A jak ci się zdaje, skąd w przeciwnym razie wzięlibyśmy wtedy pieniądze na kapitalny remont ośrodka sportowego? Wystarczyło, by dyrektor Egan zasugerował ojcu Westerfielda, że Rob czułby się lepiej w i
Doktor Bostrom spojrzała na mnie zaniepokojona.
– Proszę się nie martwić. Nie zamierzam tego wydrukować – zapewniłam ją. Sięgnęłam do torebki i wyjęłam z niej telefon komórkowy. – Zaraz się pożegnam – powiedziałam – ale zanim wyjdę, chciałabym do kogoś zadzwonić. Jestem w kontakcie z Christopherem Cassidym, który chodził do szkoły w Arbinger razem z Westerfieldem. To właśnie jego pobił Rob, kiedy był w drugiej klasie. Pan Cassidy wspomniał mi, że Rob posługiwał się czasem nazwiskiem postaci, którą grał na scenie. Miał sprawdzić, jak brzmiało to nazwisko.
Odszukałam numer i wybrałam go.
– Firma Inwestycyjna Cassidy – odezwała się telefonistka.
Miałam szczęście. Christopher Cassidy wrócił z podróży i natychmiast mnie do niego przełączono.
– Sprawdziłem! – oznajmił triumfalnie. – Znam nazwisko, którego używał Westerfield, wziął je z jednej ze sztuk, w których grał.
– Przypomniałam sobie to nazwisko! – odezwała się Cori
Cassidy był w Bostonie, pani Barsky stała półtora metra ode mnie w Maine, ale wymówili je razem.
– Jim Wilding.
Jim, pomyślałam. Rob sam narysował szkic!
– Ellie, muszę odebrać drugi telefon – przeprosił mnie Cassidy.
– Nie krępuj się, tylko to chciałam wiedzieć.
– To, co napisałaś o mnie do Internetu, jest wspaniałe. Zamieść całość. Poprę cię bezwarunkowo. – Christopher się rozłączył.
Cori
– Może to panią zainteresuje, pa
Przytrzymała afisz i wskazała palcem odpowiednie miejsce. Z zuchwałą ostentacją Rob Westerfield nie podpisał się własnym nazwiskiem, lecz jako Jim Wilding.
Przyglądałam się temu przez dłuższą chwilę.