Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 16 из 56



Była niewi

Gdy tak siedziałam przy oknie w godzinach przedświtu, w moim umyśle skrystalizowało się podświadome poczucie, że ona bała się jego, a ja lękałam o nią. Wyraźnie widziałam Andreę tamtego wieczoru, jak zapinała łańcuszek na szyi, przełykając łzy. Nie chciała się spotykać z Robem, ale znalazła się w sytuacji bez wyjścia. Dodałam więc do listy jeszcze jedno „gdyby”. Gdyby tylko Andrea poszła do rodziców i opowiedziała im o wszystkim.

W tym momencie zamieniłyśmy się rolami i ja stałam się jej starszą siostrą. Wróciłam do łóżka i spałam niespokojnie aż do siódmej. Usiadłam przed telewizorem, gdy kamery pokazywały, jak Rob Westerfield wychodzi z więzienia Sing Sing i odjeżdża limuzyną, która czekała na niego przed bramą. Obecny na miejscu reporter wiadomości, podkreślił, iż skazany zawsze powtarzał, że nie jest wi

W południe znów byłam przed odbiornikiem, by popatrzeć, jak Rob Westerfield ukazuje się światu.

Wywiad odbywał się w bibliotece domu Westerfieldów w Oldham. Sofa, na której siedział Rob, znajdowała się przed ścianą oprawionych w skórę książek, mających, jak sądzę, nasuwać skojarzenia z jego żądnym wiedzy umysłem.

Miał na sobie brązową kaszmirową marynarkę, rozpiętą pod szyją sportową koszulę, ciemne spodnie i mokasyny. Zawsze był przystojny, a w wieku dojrzałym stał się jeszcze bardziej interesujący. Miał patrycjuszowskie rysy swego ojca i nauczył się ukrywać protekcjonalne szyderstwo, które zdradzały wszystkie wczesne fotografie. W jego ciemnych włosach pojawiły się lekkie ślady siwizny. Ręce splótł przed sobą i pochylił się lekko do przodu w swobodnej, lecz pełnej uwagi pozie.

– Dobra scenografia – powiedziałam na głos. – Brakuje mu tylko psa u stóp.

Na widok Westerfielda poczułam, jak żółć wzbiera mi w gardle. Wywiad przeprowadzała Cori

– Właśnie zwolniony po dwudziestu dwóch latach w więzieniu… zawsze upierał się przy swojej niewi

Do rzeczy, pomyślałam.

– Rob, to banalne pytanie, ale jakie to uczucie być wolnym człowiekiem?

Jego uśmiech był ciepły. Ciemne oczy pod kształtnymi brwiami wydawały się niemal rozbawione.

– Niewiarygodne, wspaniałe. Jestem za duży, aby płakać, ale tak właśnie się czuję. Po prostu chodzę po domu i to jest cudowne, że mogę robić takie normalne rzeczy, jak iść do kuchni i nalać sobie drugą filiżankę kawy.

– A zatem zostaniesz tu przez jakiś czas?

– Absolutnie nie. Mój ojciec umeblował dla mnie piękne mieszkanie w pobliżu tego domu, a ja chcę popracować z naszymi prawnikami, aby jak najszybciej doprowadzić do wznowienia procesu. – Teraz patrzył z przekonaniem prosto w kamerę. – Cori

– Czy nie kusiło cię, aby to zrobić?

– Ani przez chwilę – oświadczył stanowczo. – Zawsze mówiłem, że jestem niewi

Nie mogłeś się przyznać, bo miałeś zbyt wiele do stracenia, pomyślałam. Twoja babka by cię wydziedziczyła.

– Tego wieczoru, gdy Andrea Cavanaugh została zamordowana, poszedłeś do kina.

– Tak. I byłem tam aż do końca filmu, do dziewiątej trzydzieści. Przez ponad dwie godziny mój samochód stał zaparkowany na stacji obsługi. Z centrum miasta do domu mojej babci jest zaledwie dwanaście minut jazdy. Paulie Stroebel miał dostęp do samochodu i wszędzie chodził za Andreą. Nawet jej siostra przyznała to w sądzie.

– Kasjerka w kinie pamięta, jak kupowałeś bilet.

– To prawda. A ja mam przedarty bilet jako dowód.

– Nikt cię nie widział, jak wychodziłeś po filmie z kina?

– Nikt jednak nie pamięta, że mnie widział – uściślił. – To różnica.

Przez chwilę widziałam błysk gniewu pod przyjaznym uśmiechem i wyprostowałam się na krześle.



Reszta wywiadu wyglądała jednak tak, jakby przeprowadzano go z dopiero co uwolnionym zakładnikiem.

– Poza oczyszczeniem swojego imienia, co zamierzasz robić?

– Pojechać do Nowego Jorku. Jadać w restauracjach, które prawdopodobnie nie istniały dwadzieścia dwa lata temu. Podróżować. Znaleźć pracę. – Znowu ciepły uśmiech. – Spotkać kogoś wyjątkowego. Wziąć ślub. Mieć dzieci.

Wziąć ślub. Mieć dzieci. Wszystkie rzeczy, których Andrea już nigdy nie zrobi.

– Co zamierzasz zjeść dziś na obiad i kto będzie z tobą?

– Tylko nas czworo – moja matka, mój ojciec i moja babcia. Chcemy znów poczuć się rodziną. Poprosiłem o dosyć prosty obiad: zupa z krewetek, żeberka, pieczone ziemniaki, brokuły i sałata.

A co z szarlotką? – pomyślałam.

– I szarlotka – dokończył.

– I szampan, jak przypuszczam.

– Z pewnością.

– Wygląda na to, że masz bardzo sprecyzowane plany na przyszłość. Życzymy ci szczęścia i mamy nadzieję, że podczas drugiego procesu zdołasz dowieść swojej niewi

I to jest dzie

Robson Westerfield, skazany za zamordowanie piętnastoletniej Andrei Cavanaugh, został właśnie zwolniony z więzienia i nie może się doczekać pieczonych żeberek i szarlotki. Beatyfikacja tego zabójcy już się zaczęła i odbędzie się kosztem jego niewi

Nie powinien doświadczać jeszcze tej…

Na początek nieźle, pomyślałam.

19

Zakład karny Sing Sing codzie

Dworzec kolejowy dzieli od więzienia odległość odpowiadająca czterem przecznicom. Zwolniony więzień idzie na stację i wsiada do pociągu jadącego na północ lub na południe.

Pociąg jadący na południe kończy bieg na Manhattanie. Pociąg jadący na północ dojeżdża aż do Buffalo.

Zakładałam, że każdy, kto opuszczał w tym czasie Sing Sing, niemal na pewno słyszał o Robie Westerfieldzie.

Właśnie dlatego wczesnym rankiem następnego dnia zaparkowałam przy dworcu i, ciepło ubrana, poszłam w kierunku więzienia. Przy bramach bez przerwy coś się dzieje. Przejrzałam statystyki i wiedziałam, że przebywa tam około dwóch tysięcy trzystu więźniów. Dżinsy, sznurowane buty i kurtka nie stanowią szczególnie wyróżniającego się ubioru. Jak zdołam rozpoznać, kto jest wychodzącym z nocnej zmiany pracownikiem, a kto świeżo zwolnionym więźniem? Z pewnością nie zdołam.

Przewidując ten problem, sporządziłam kartonowy transparent. Stałam przed bramą i trzymałam go. Napis głosił: „Dzie

Potem przyszło mi do głowy, że ktoś odjeżdżający z więzienia samochodem bądź taksówką lub ktoś, kto nie chce, aby widziano, jak ze mną rozmawia, może się chętniej zgłosić, jeśli zdoła skontaktować się ze mną telefonicznie. W ostatniej chwili dodałam więc numer mojego telefonu komórkowego – 917-555-1261 – dużymi, łatwymi do odczytania cyframi.

Był chłodny, wietrzny poranek. Pierwszy listopada. Dzień Wszystkich Świętych. Od śmierci matki chodziłam na mszę tylko w takie dni jak Boże Narodzenie czy Wielkanoc, kiedy nawet niezbyt gorliwi katolicy, tacy jak ja, słyszą dzwony pobliskiego kościoła i z ociąganiem kierują się w tamtą stronę.