Добавить в цитаты Настройки чтения

Страница 47 из 68



– Mówisz teraz bardziej jak naukowiec niż muzyk.

– Jestem po trosze jednym i drugim. Pewnego dnia będziesz mogła wybrać piosenkę napisaną specjalnie dla twoich fal mózgowych. Nieograniczone możliwości działania na samopoczucie i intymność przekazu. Tak, to jest właśnie klucz. Intymność.

Stwierdziła, że za bardzo go poniosło i przerwała taniec.

– Nie sądzę, żeby to było opłacalne. Poza tym badania nad technologiami związanymi z analizą i koordynacją indywidualnych fal mózgu są nielegalne. I słusznie, bo to niebezpieczne.

– Ależ skąd – sprzeciwił się. – To wyzwolenie. Wszystkie nowe procesy, każda forma postępu zaczyna się jako działanie nielegalne. Co do kosztów, pewnie na początku będą wysokie, ale jeśli zacznie się produkcja na masową skalę, powi

Rzucił okiem na ekran.

– To początek ostatniego numeru. Muszę sprawdzić sprzęt, zanim zaczniemy. – Pochylił się i lekko pocałował ją w policzek. – Trzymaj za nas kciuki.

– Trzymam – odrzekła, lecz czuła się tak, jakby miała w żołądku wielki kamień.

Czymże jest mózg jeśli nie komputerem? Komputery analizują komputery. Indywidualne programy dostosowane do indywidualnych fal mózgowych. Jeżeli rzeczywiście było to możliwe, czy możliwe było dodanie sugestywnych programów połączonych bezpośrednio z mózgiem użytkownika? Potrząsnęła głową. Roarke nigdy by na to nie poszedł. Nie podejmowałby takiego głupiego ryzyka. Mimo to utorowała sobie do niego drogę przez tłum gości i położyła mu dłoń na ramieniu.

– Muszę cię o coś zapytać – powiedziała cicho. -Czy któraś z twoich spółek nie prowadziła po cichu jakichś badań nad stacjami wirtualnymi dla indywidualnych fal mózgowych konkretnych odbiorców?

– To nielegalne, poruczniku.

– Roarke!

– Nie. Był czas, że nie zawahałbym się przed żadnym nie za bardzo legalnym przedsięwzięciem, ale nie takim. Poza tym – dodał, wyprzedzając jej pytanie – ten model stacji wirtualnej jest uniwersalny, dla wszystkich. Użytkownik może dostosować dla swoich potrzeb tylko programy, To, o czym mówisz, kosztowałoby fortunę, byłoby zbyt skomplikowane technicznie i w ogóle cholernie trudne.

– W porządku, tak też przypuszczałam. – Rozluźniła się. – Ale można to zrobić?

Wzruszył ramionami.

– Nie mam pojęcia. Trzeba by współpracować z użytkownikiem albo mieć dostęp do wyników analizy jego mózgu. Do tego trzeba osobistego zezwolenia. A potem… nie mam pojęcia – powtórzył.

– Gdybym mogła dorwać Feeneya… – Rozejrzała się wśród gości w poszukiwaniu detektywa od elektroniki.

– Odpuść sobie na ten wieczór, poruczniku. – Roarke otoczył ją ramieniem. – Zaraz Mayis wejdzie na scenę.

– Dobrze. Na siłę odsunęła od siebie ten problem. Jess właśnie zasiadł za konsoletą i zabrzmiał pierwszy akord. Jutro do tego wrócę obiecała sobie Eye i przyłączyła się do aplauzu, ponieważ na scenę wbiegła Mayis.

Później jej niepokój rozpłynął się w niespożytej energii Mayis i oszołamiającym kalejdoskopie muzyki i świateł, od których kręciło się w głowie.

– Jest dobra, nie uważasz? – Nieświadomie trzymała Roarke”a za rękę jak matka dziecko na szkolnym przedstawieniu – Oryginalna, trochę dziwna, ale dobra.

– Masz rację we wszystkich trzech punktach. Wprawdzie nie mógł nazwać tej kakofonii efektów dźwiękowych i ostrego wokalu swoją ulubioną muzyką, lecz mimo to uśmiechał się. – Ma ich w garści. Możesz się rozluźnić.

– Jestem rozluźniona.

Roześmiał się i objął ją mocniej.

– Gdybyś miała guziki, pewnie byś wszystkie zerwała. Musiał krzyczeć jej prosto do ucha, by go usłyszała. Skorzystał z tej bliskości i zrobił delikatną sugestię na temat planów na wieczór po przyjęciu.



– Co? – Poczuła falę gorąca. – Zdaje się, że w tym stanie to nielegalne. Zaraz sprawdzę w przepisach i wrócę. Przestań. – W odruchu obro

– Pragnę cię. – Na całej skórze poczuł mrowienie przemożnej żądzy, którą musiał natychmiast zaspokoić. – Teraz.

– Żartujesz – zaczęła, ale zamilkła, widząc, że Roarke mówi śmiertelnie poważnie. Zamknął jej usta w długim, namiętnym pocałunku. Krew poczęła w niej dudnić, a mięśnie ud nagle osłabły. – Opanuj się. – Zdołała odsunąć się o pół cała, zdumiona, bez tchu, prawie oblewając się rumieńcem. Nie wszyscy patrzyli na Mayis. – Jesteśmy samym środku tłumu. Na widowni.

– No to chodźmy stąd. – Był twardy jak skała, boleśnie gotów. Przypominał wilka gotującego się do ataku. – W tym domu jest mnóstwo zacisznych pokoi.

Gdyby nie czuła wibrującej w nim żądzy, pewnie by się roześmiała.

– Weź się w garść, Roarke. To wielka chwila dla Mayis. Nie będziemy się kryć po kątach jak para rozpalonych małolatów.

– Będziemy. – Pociągnął ją na oślep przez tłum, choć opierała się próbowała protestować.

– To wariactwo. Co ty sobie wyobrażasz, że jesteś androidem do tych rzeczy? Możesz się chyba powstrzymać przez parę godzin.

– Do diabła z tym. – Szarpnął najbliższe drzwi i wepchnął ją do jakiegoś maleńkiego schowka. – No już! – Uderzyła plecami o ścianę zanim zdążyła się zorientować, co on chce zrobić, podniósł jej spódnicę i wdarł się w nią.

Była wstrząśnięta, sucha, nieprzygotowana. Zniszczy mnie, przemknęło jej przez głowę. Zagryzła wargi, by powstrzymać się od krzyku. Brutalnie wbijał się w nią, przyciskając ją do ściany, ignorując jej sińce, które natychmiast zabolały ją ze zdwojoną siłą. Odepchnęła go, lecz nie zważając na to, chwycił ją za biodra i wbił się jeszcze głębiej, aż z jej gardła wydarł się krzyk bólu.

Mogła go powstrzymać, używając swoich umiejętności. Ale wszystkie wyuczone reakcje ustąpiły miejsca czysto kobiecemu cierpieniu. Nie widziała jego twarzy; zresztą nie była pewna, czy by ją rozpoznała.

– Roarke. – Głos jej drżał od szoku. – Robisz mi krzywdę.

Wymamrotał coś, czego nie zrozumiała, w języku, jakiego nigdy przedtem nie słyszała. Przestała się szamotać, chwyciła go kurczowo za ramiona i zamknęła oczy, by nie patrzeć na to, co się z nimi dzieje.

Ciągle zagłębiał się w nią, trzymając ją za uda i otwierając ją jeszcze bardziej. Słyszała jego świszczący oddech. Nie miało to nic wspólnego z delikatnością i opanowaniem, jakie zawsze leżały w jego naturze.

Nie mógł przestać. Nawet jeśli jakaś część jego mózgu kazała mu przerazić się tego, co robił, nie potrafił przestać. Żądza była jak zżerający go rak i musiał ją zaspokoić, by przetrwać. Gdzieś w jego głowie brzmiał zdyszany głos, który mówił mu: Mocniej. Szybciej.

Jeszcze. Wreszcie, po ostatnim konwulsyjnym pchnięciu, skończył.

Nie puściła go; gdyby to zrobiła, osunęłaby się na podłogę. Roarke trząsł się jak człowiek w gorączce i nie wiedziała, czy ma go uspokoić, czy stłuc.

– Niech cię szlag, Roarke. – Ale gdy chwiejąc się na nogach oparł się ręką o ścianę, by utrzymać równowagę, od razu opuściło ją poczucie krzywdy.

– Hej, co ci jest? – spytała zaniepokojona. – Ile wypiłeś? Oprzyj się o mnie.

– Nie. – Ugasiwszy brutalnie żądzę, nagle doszedł do siebie. I poczuł ciężar wyrzutów sumienia. Otrząsnął się z oszołomienia i wyprostował. – O Boże, Eve. O Boże. Przepraszam. Przepraszam.

– Już dobrze. – Zobaczyła, że jest blady jak płótno. Nigdy nie widziała go w takim stanie. Przestraszyła się. – Zawołam Summerseta, kogokolwiek. Musisz się położyć.

– Przestań. – Bardzo delikatnie odtrącił jej ręce i cofnął się o krok, aż przestali się dotykać. Jak mogła znieść jego dotyk? – Rany boskie, zgwałciłem cię. Po prostu cię zgwałciłem.

– Nie. – Miała nadzieję, że jej zdecydowany ton będzie skuteczny jak cios. – Nie zgwałciłeś. Wiem, czym jest gwałt. To nie byt gwałt, nawet jeśli zrobiłeś to zbyt ochoczo.

– Zrobiłem ci krzywdę. – Powstrzymał ją gestem, widząc, że wyciąga do niego ręce. – Do cholery, Eve, jesteś cała potłuczona, a ja wpycham cię do jakiegoś pieprzonego schowka i wykorzystuję cię jak…