Страница 41 из 68
Razem z Peabody oglądałyśmy biuro Deyane i przylegające pokoje. Ma pokój do relaksu.
– Wiedziałem o tym.
– A, rzeczywiście. – Napiła się wina, żeby się wzmocnić przed zasadniczym wyznaniem. – W każdym razie na poręczy rozkładanego fotela zauważyłam gogle do programów wirtualnych. Mathias korzystał z jednego programu tuż przed śmiercią, Fitzhugh też lubił wirtualne wycieczki. To słaby ślad, ale lepsze to niż żaden związek.
– Ponad dziewięćdziesiąt procent ludzi w tym kraju ma w domu stacje wirtualne – zauważył Roarke, nie spuszczając jej z oczu.
– Zgadza się ale trzeba od czegoś zacząć. Chodzi przecież o znamię w mózgu, a programy wirtualne działają na mózg i zmysły. Pomyślałam sobie, że jeśli gogle miały jakiś defekt, spowodowany przypadkowo czy świadomie, mogło to popchnąć ofiarę do samobójstwa.
Powoli skinął głową.
– W porządku, na razie nadążam.
– Postanowiłam je więc wypróbować.
– Zaczekaj. – Powstrzymał ją gestem. – podejrzewasz, że gogle przyczyniły się do jej śmierci i jak gdyby nigdy nic wsadzasz je na głowę? Odbiło ci?
– Peabody czuwała obok i miała rozkaz mnie ogłuszyć, jeśli będzie trzeba.
– Aha. – Oburzony machnął ręką. – Świetnie. Bardzo rozsądnie. Zanim skoczysz z dachu, Peabody zdąży cię obezwładnić.
– Właśnie. – Usiadła przy nim i podała mu kieliszek. – Sprawdziłam czas ostatniego odtwarzania. Deyane korzystała ze stacji na chwilę przed tym, nim wyszła na dach. Byłam pewna, że coś znajdę w programie, który oglądała. – Przerwała, by drapać się po karku.
Wiesz, spodziewałam się, że to będzie jakiś typowy program relaksacyjny: jakieś medytacje, rejs po morzu albo wiejska łąka.
– Rozumiem, że był i
– I
Zaintrygowany podwinął nogi i przekrzywił głowę. Jego niebieskie oczy nadal wyrażały obojętność.
– Doprawdy? – Wypił łyk wina i odstawił kieliszek. – I kto brał w niej udział?
– Faceci.
– W liczbie mnogiej?
– Tylko dwaj. – Ze złością poczuła, jak do gardła podchodzi jej fala gorąca. – To było oficjalne śledztwo.
– Byłaś naga?
– Jezu, Roarke.
– To chyba uzasadnione pytanie.
– Zaczekaj chwileczkę, co? To był zwykły wirtualny program, a ja musiałam go sprawdzić i to wcale nie moja wina, że nagle ci faceci znaleźli się na mnie… i przerwałam go zanim… no prawie zanim.
Zająknęła się, przytłoczona poczuciem winy i wstrząśnięta zobaczyła, że Roarke szczerzy do niej zęby w uśmiechu.
– Uważasz, że to zabawne? – Walnęła go pięścią w ramię. – Cały dzień czuję się jak szmata, a ty uważasz, że to zabawne.
– Zanim co? – zapytał, wyjmując jej z dłoni kieliszek, nim zdążyła wylać mu na głowę jego zawartość. Postawił go obok swojego. – Przerwałaś program, zanim prawie co?
Jej oczy zamieniły się w dwie wąskie szparki.
– Byli wspaniali. Kupię sobie kopię tego programu. Nie będę cię już potrzebować, bo będę miała dwóch niewolników do miłości.
– Chcesz się założyć? – Pchnął ją na łóżko i zadarł jej koszulę na głowę.
– Przestań. Nie chcę cię. Tylko moi niewolnicy umieją mnie zaspokoić. – Odepchnęła go i prawie udało jej się go unieruchomić, gdy nagle poczuła jego usta na piersi. Jego dłoń ześliznęła się niżej, dotykając jej przez cienki materiał między udami.
Przeniknął ją żar jak błyskawica.
– Niech cię szlag – powiedziała zdyszanym głosem. – Tylko udaję, że mi się to podoba.
– W porządku.
Zsunął jej spodnie z bioder, po czym musnął ją palcami. Była już wilgotna, chętna. Jego zęby zacisnęły się na jej sutku i lekko pociągnęły, podczas gdy dłoń wykonywała coraz szybsze ruchy.
Tym razem nie było to łagodne odprężenie. Orgazm przyszedł jak krótka gwałtowna fala, która zalała ją i zatopiła, po czym poniosła ją bezwolną na kolejny szczyt.
Z jękiem wymówiła jego imię. Zawsze jego imię. Lecz gdy wyciągnęła do niego ręce, chwycił je i uniósł nad jej głowę.
– Nie. – Jego oddech był ciężki i urywany. – Puść. Pozwól mi.
Wszedł w nią powoli, cal za calem, patrząc, jak jej oczy ciemnieją i zachodzą mgłą. Powstrzymując przemożną chęć, by odpowiedzieć na jej konwulsyjne ruchy, pozwolił jej osiągnąć kolejny zenit.
I gdy bezsilnie leżała bez tchu, przeszedł do łagodnych, długich suwów.
– Jeszcze – wyszeptał, chłonąc jej jękliwe skargi, więżąc jej ręce, usta, nogi. – I jeszcze.
Jej ciało było przeciążone, pulsujące szalonym rytmem, osaczone. Przejmująca rozkosz była bliska bólu. Roarke wciąż poruszał się w niej powoli, leniwie.
– Nie mogę – wykrztusiła. Głowa opadała jej bezwładnie, na przekór wyginającym się w łuk biodrom. – Już dość.
– Daj się ponieść, Eye. – Czuła na skórze jego paznokcie.
– Jeszcze raz.
Nie skończył, zanim nie był pewien, że ona skończyła.
Kiedy oparła się na łokciach, ciągle jeszcze kręciło się jej w głowie. Ze zdumieniem stwierdziła, że są wciąż na wpół ubrani i leżą na nie zaścielonym łóżku. Siedzący w rogu łóżka Galahad przyglądał się jej z kocim obrzydzeniem. A może to była zazdrość.
Roarke leżał na plecach z zamkniętymi oczami i miał na twarzy zadowolony uśmiech.
– To chyba trochę nadwerężyło twój testosteron.
Jego uśmiech stał się szerszy. Dźgnęła go palcem między żebra.
– Jeśli to miała być kara, to spudłowałeś.
Otworzył oczy i spojrzał na nią rozbawiony.
– Kochana Eye, naprawdę myślałaś, że uznam twoją niewi
Naburmuszyła się trochę. Choć rzeczywiście mogło się to wydawać śmieszne, to jednak była zirytowana, że ani trochę nie jest zazdrosny.
– Może.
Z ciężkim westchnieniem usiadł i położył jej dłonie na ramionach.
Możesz sobie fantazjować, zawodowo i prywatnie. Nie jesteś moją własnością.
– Nie jest ci z tego powodu przykro?
– Ani trochę. – Pocałował ją na zgodę, po czym chwycił ją mocno za podbródek. – Ale spróbuj zrobić to naprawdę choćby jeden raz, a będę cię musiał zabić.
Jej źrenice rozszerzyły się i poczuła niedorzecznie radosny skurcz w sercu.
– Uczciwie powiedziane.
– Stwierdzenie faktu – odparł po prostu. – Skoro już to sobie wyjaśniliśmy, powi
– Nie jestem już zmęczona. – Wciągnęła z powrotem spodnie, a Roarke znów westchnął.
– Przypuszczam, że masz teraz zamiar pracować.
– Gdybym mogła skorzystać z twojego komputera, tylko przez kilka godzin, zaoszczędziłabym sobie jutro bieganiny.
Zrezygnowany wciągnął spodnie.
– No to chodźmy.
– Dzięki. – Przyjaznym gestem ujęła go za rękę i poszli do windy.
– Roarke, tak naprawdę byś mnie nie zabił?
– Ależ zabiłbym. – Z uśmiechem dał jej kuksańca i popchnął do kabiny. – Lecz biorąc pod uwagę nasze stosunki, postarałbym się zadać ci śmierć jak najszybciej, żeby ci sprawić jak najmniej bólu.
Spojrzała na niego.
– I tak by wyszło na to samo.
– Naturalnie. Wschodnie skrzydło, poziom trzeci – wydal polecenie i przyjaźnie ścisnął jej rękę. – Ale na pewno nie zrobiłbym tego inaczej.