Страница 18 из 68
Tyle tylko mogła wywnioskować. Wyciągnęła swój nadajnik rozkazała przeprowadzić drugą rozmowę z Arthurem Foxxem.
6
Eve studiowała raporty patrolu, który pierwszy pojawił się w mieszkaniu Fitzhugha i Foxxa. Tak jak się spodziewała: z rozmów przeprowadzonych na miejscu wyłaniał się obraz spokojnej, żyjącej własnym życiem pary, przyjaznej wobec sąsiadów. Jednak jej uwagę przykuło zeznanie androida, który pełnił rolę odźwiernego i który. powiedział, że Foxx wyszedł z budynku o dwudziestej drugiej trzydzieści i wrócił o dwudziestej trzeciej.
– Nie wspominał nic o swoim wyjściu, prawda, Peabody? Ani słowa o samotnym wypadzie z domu.
– Nie wspominał.
– Mamy już zalogowane dyskietki z kamer bezpieczeństwa z korytarza i windy?
– Są załadowane. Znajdziesz je na swoim komputerze pod „Fitzhugh, dziesięć pięćdziesiąt jeden”.
– Popatrzmy. – Eye włączyła maszynę i oparła się na krześle.
Peabody patrzyła w ekran ponad jej ramieniem, powstrzymując się od uwag, że obie są już oficjalnie po służbie. Praca u boku najlepszego detektywa od zabójstw w całej nowojorskiej policji była jednak pasjonująca. Słysząc to, Dallas pewnie by się tylko szyderczo uśmiechnęła, pomyślała Peabody, lecz to była prawda. Od lat obserwowała karierę Eye Dallas i nie było nikogo, kogo by bardziej podziwiała i chciała naśladować.
Ale najbardziej zdumiało ją to, że bardzo krótki czas wspólnej pracy zbliżył je do siebie tak mocno, że stały się prawdziwymi przyjaciółkami.
– Stop. – Eye wyprostowała się na krześle, a obraz na monitorze zastygł. Wpatrzyła się w szykowną blondynkę, która weszła do budynku o dwudziestej drugiej piętnaście. – Proszę, proszę, pojawia się Leanore.
– Określiła czas dosyć dokładnie – dziesiąta piętnaście.
– Tak, trafiła co do joty. -. Eye przesunęła językiem po zębach.
Co o tym sądzisz, Peabody? Interesy czy przyjemność?
– Jej strój wskazuje raczej na interesy. – Peabody przekrzywiła głowę, czując lekki dreszcz zazdrości na widok jej gustownego trzyczęściowego kostiumu. – Poza tym ma teczkę.
– Teczkę – i butelkę wina. Powiększenie wycinka D, trzydzieści do trzydzieści pięć. To bardzo drogie wino – mruknęła Eye, gdy w dużym zbliżeniu ukazała się etykieta na butelce. – Roarke ma takich kilka w piwniczce. Chyba kosztuje ze dwie setki.
– Butelka? Kurczę.
– Kieliszek – poprawiła ją Eye z rozbawieniem, ponieważ Peabody wytrzeszczyła w zdumieniu oczy. – Coś tu nie pasuje. Normalne wymiary i prędkość odtwarzania, obraz z windy. Hm. Tak, robi się na bóstwo – zauważyła Eye, obserwując, jak Leanore wyjmuje z teczki złoconą puderniczkę i poprawia w windzie makijaż. – Oho, rozpięła też trzy górne guziki bluzki.
– Przygotowuje się do spotkania z facetem – powiedziała Peabody, wzruszając ramionami, kiedy Eye posłała jej krzywe spojrzenie.
– Tak to wygląda.
– Rzeczywiście, tak to wygląda. – Patrzyły, jak Leanore kroczy korytarzem na trzydziestym ósmym piętrze i znika za drzwiami mieszkania Fitzhugha. Eye przyspieszyła odtwarzanie; kwadrans później z mieszkania wyszedł Foxx. – Nie wygląda na najszczęśliwszego, prawda?
– Nie. – Peabody przypatrywała się jego twarzy, zmrużywszy oczy. – Powiedziałabym, że jest zły. – Uniosła zdziwiona brwi, bowiem Foxx kopnął wściekle drzwi od windy. – Wkurzony jak diabli.
Czekały na dalszy ciąg dramatu. Leanore wyszła dwadzieścia dwie minuty później, zarumieniona, z błyszczącymi oczyma. Wdusiła guzik windy, wieszając teczkę na ramieniu. W chwilę potem wrócił Foxx, niosąc małą paczkę.
– Wcale nie była u niego dwadzieścia minut ani pół godziny, ale ponad czterdzieści pięć minut. Co się tam mogło dziać? – zastanawiała się Eye. – I co potem przyniósł Foxx? Skontaktuj się z biurami prawników. Chcę przesłuchać Leanore tutaj. O dziewiątej trzydzieści będzie tu Foxx, umów się z nią na tę samą godzinę. Spróbujemy skonfrontować zeznania.
– Ja też mam przesłuchiwać?
Eye wyłączyła maszynę i rozłożyła ręce.
– To dobra okazja, żeby zacząć. Spotkamy się tu o ósmej trzydzieści. Albo nie, wpadnij do mojego biura w domu o ósmej, będziemy miały więcej czasu. – Rzuciła okiem na videokom, który nagle się rozdźwięczał; przez chwilę miała ochotę go zignorować, ale dała za wygraną.
– Dallas.
– Hej! – Na ekranie rozbłysła twarz Mavis. – Miałam nadzieję, że cię jeszcze zdążę złapać, zanim wyjdziesz. Co słychać?
– Wszystko w porządku. Właśnie wychodzę. Co się dzieje?
– Dobrze wymierzyłam czas. Świetnie. Mega precyzyjnie. Słuchaj, jestem u Jessa w studiu i robimy sesję. Jest Leonardo i szykuje się impreza. Wpadniesz?
– Słuchaj, Mavis, spędziłam w pracy cały dzień i chcę tylko…
– Daj spokój. – W jej tonie był entuzjazm i nutka rozdrażnienia.
– Zamówimy żarcie, a Jess ma tu najlepszy browar w Nowym Jorku. Powali cię po paru minutach. Jess mówi, że jak uda nam się dzisiaj zrobić coś porządnego, może będziemy mogli to wydać. Naprawdę chce, żebyś tu była. Wiesz, wsparcie moralne, te rzeczy. Nie możesz wpaść nawet na chwileczkę?
– Chyba mogę. – Niech to szlag, zero charakteru, pomyślała.
– Dam tylko znać Roarke”owi, że będę później. Ale nie zostanę długo.
– Już powiedziałam Roarke”owi.
Słucham?
– Przed chwilą do niego dzwoniłam. Wiesz co, Dallas, nigdy nie byłam w tym jego super biurze. Jakby urzędował w ONZ albo co. I ci wszyscy goście – w końcu mnie połączyli z tym sanktuarium, bo im powiedziałam, że jestem twoim starym kumplem. Udało mi się więc nim porozmawiać. No i – trajkotała dalej Mavis, ignorując ciężkie westchnienie Eye – powiedziałam mu o imprezie, a on obiecał, że wpadnie, jak tylko skończy się zebranie, spotkanie, czy co tam miał jeszcze w planach.
– W takim razie wszystko już załatwione. – Oczyma wyobraźni Eye zobaczyła kąpiel z jacuzzi, kieliszek wina i gruby stek, który dochodzi na dymiącym grillu.
– W najdrobniejszych szczegółach. Hej, to ty, Peabody? Na ciebie też czekamy. Będzie niezła impreza. To do zobaczenia niebawem.
– Mayis. – Eve przypomniała sobie w ostatniej chwili, nim przyjaciółka zdążyła się rozłączyć. – Gdzie ty, do cholery, jesteś?
– Och, nie powiedziałam ci? Studio jest przy Ósmej Alei D, parter. Po prostu walcie do drzwi. Ktoś wam otworzy. Muszę lecieć – krzyknęła, gdy usłyszały huk, w którym z trudem można było rozpoznać muzykę. – Już stroją. Na razie!
Eye głęboko odetchnęła, odgarnęła z oczu włosy i spojrzała przez ramię, na współpracownicę.
– I co, Peabody? Masz ochotę iść na sesję nagraniową, ogłuchnąć, objeść się tanim jedzeniem i upić podłym piwskiem?
Peabody nie wahała się ani przez chwilę.
– Tak jest, poruczniku.
Długo waliły w szare, stalowe drzwi, spoza których dochodziły dźwięki, jakby z drugiej strony atakował je taranem spory oddział. Padający rano deszcz zmienił się w gęstą parę, w której unosił się przykry zapach oleju i wyziewów z recyklerów, rzadko naprawianych konserwowanych w tej części miasta.
Zrezygnowana Eye przyglądała się dwóm ćpunom, którzy właśnie dokonywali transakcji w skąpym świetle latarni. Żaden z nich nawet nie mrugnął na widok munduru Peabody. Eye straciła zimną krew dopiero wtedy, gdy jeden z narkomanów zaaplikował sobie działkę prochów w odległości mniejszej niż pięć stóp od nich.
– Cholera, tego już za wiele. Jest twój.
Peabody ruszyła w jego stronę. Ćpun spostrzegł ją, zaklął i połykając papierek, w który zapakowany był narkotyk, rzucił się do ucieczki. Zaraz jednak pośliznął się na mokrej jezdni i wyrżnął twarzą w słup latarni. Zanim Peabody zdążyła do niego dobiec, leżał na plecach, obficie krwawiąc z nosa.
– Nieprzytomny – zawołała do Eye.
– Idiota. Wezwij pomoc. Niech jakiś radiowóz zabierze go do pudła. Chcesz go sama aresztować?
Peabody namyślała się przez chwilę, po czym pokręciła głową.
– Nie warto. Niech ta nagonka z radiowozu zapisze go na swoje konto. – Wyciągnęła nadajnik i wracając do Eye, podała lokalizację.