Страница 47 из 75
– Dzięki. – Eve schowała wizytówkę do kieszeni. – Mówię poważnie.
– Te raporty ze Starlight Station…
– Starlight Station? – Przez chwilę nie wiedziała, o czym on mówi. – Chryste, zapomniałam, że cię o to prosiłam. Jakoś ciężko mi się dzisiaj myśli.
– Bo masz za dużo na głowie. W każdym razie moi informatorzy donoszą, że w czasie swojej ostatniej podróży Pandora spotykała się z wieloma facetami, jak zwykle. Zdaje się, że z żadnym z nich nie spędziła więcej niż jednej nocy.
– Cholera, czy wszystko zawsze musi sprowadzać się do seksu?
– W wypadku Pandory tak właśnie było.
– Uśmiechnął się, gdy Eve zmrużyła oczy i spojrzała na niego badawczo. – A jak już mówiłem, nasz przelotny romansik był dawno temu. Wracając do sprawy, w czasie pobytu na Starlight Pandora przeprowadziła wiele rozmów przez miniłącze. I ani razu nie skorzystała z sieci publicznej.
– Żeby nie można było sprawdzić, do kogo dzwoniła.
– Też tak sądzę. Uczestniczyła tam w pokazie mody i jak zawsze, spisała się doskonale. Podobno przechwalała się, że będzie reklamowała jakiś nowy produkt i zagra w filmie.
Eve mruknęła coś pod nosem i zapisała sobie w pamięci te informacje.
– Dzięki, że znalazłeś dla mnie czas.
– Zawsze z przyjemnością pomagam naszej policji. O trzeciej mamy spotkanie z kwiaciarzem. Wyrobisz się?
Zamyśliła się na chwilę.
– Jeśli ty znajdziesz czas, to i mnie się powi
Na wszelki wypadek Roarke wyjął jej z kieszeni notebook i osobiście wpisał godzinę i miejsce spotkania.
– No to na razie. – Pochylił się i zauważył, że Eve zerka niepewnie na Feeneya i Peabody, czekających po drugiej stronie pokoju. – Mam nadzieję, że to, co zrobię, nie podważy twojego autorytetu – szepnął, po czym delikatnie pocałował ją w usta.
– Kocham cię.
– No cóż… – Odkaszlnęła. -To dobrze.
– Ach, jakie to romantyczne. – Pogładził Eve po włosach, po czym złożył na jej ustach kolejny pocąłunek, by wprawić ją w jeszcze większe zakłopotanie. – Żegnam państwa – powiedział do Peabody i Feeneya, po czym skinąwszy głową, wrócił do swojego gabinetu. Drzwi zasunęły się za nim.
– No i czemu szczerzysz te zębiska, Feeney? Zaraz dam ci lepsze zajęcie. – Eve wyjęła wizytówkę z kieszeni i podeszła do stołu. – Weźmiesz próbkę substancji znalezionej w mieszkaniu Boomera i zawieziesz ją pod ten adres. Roarke już wszystko załatwił. Ta kobieta jest ekspertem w dziedzinie flory pozaziemskiej, ale nie ma nic wspólnego ani z policją, ani z siłami bezpieczeństwa, więc zachowaj dyskrecję.
– Się wie.
– Później zajrzę do niej osobiście, żeby sprawdzić, jak jej idzie. Peabody, pojedziesz ze mną.
– Tak jest.
Delia odezwała się ponownie dopiero w chwili, kiedy obie znalazły się w samochodzie Eve.
– Domyślam się, że glinom ciężko godzić pracę z życiem osobistym.
– Jeszcze jak. – Przesłuchać podejrzanego, okłamać przełożonego, popędzić laboranta. Zamówić wiązankę ślubną. Jezu.
– Ale jeśli zachowuje się odpowiedni… ten, no… dystans, to pozostawanie z kimś w związku osobistym wcale nie musi źle się odbić na karierze.
– Moim zdaniem, z gliną trudno o szczęście. Ale z drugiej strony, cóż ja mogę o tym wiedzieć? – Eve nerwowo zabębniła palcami w kierownicę. – Feeney jest żonaty od zarania dziejów. Szef też ma rodzinę i jest szczęśliwy. I
– Może. Zastanawiam się, czy powi
– Splotła dłonie, rozłączyła je, po czym nerwowo wytarła ręce w spodnie.
– Ktoś, kogo znam?
– Właściwie tak. – Peabody poruszyła nogami.
– Chodzi o Casto.
– Casto? – Eve wjechała na Dziewiątą, omijając tramwaj. – O cholera. Kiedy to się stało?
– Wczoraj wieczorem natknęłam się na niego. To znaczy, przyłapałam go na śledzeniu mnie, więc…
– Śledził cię? – Eve włączyła automatyczne kierowanie. Wóz zadygotał, zawył, po czym zaczął terkotać. – O czym ty, u licha, mówisz?
– Ma dobrego nosa. Wyczuł, że wpadłyśmy na jakiś trop. Byłam wściekła, kiedy go zobaczyłam, ale potem musiałam sama przyznać przed sobą, że na jego miejscu postąpiłabym tak samo.
Eve w zamyśleniu zabębniła palcami w kierownicę.
– Tak, ja też. Bardzo pieprzył?
Peabody zarumieniła się i zaczęła się jąkać.
– Jezu, Peabody, nie miałam na myśli…
– Wiem, wiem. Po prostu to dla mnie coś nowego, Dallas. To znaczy, lubię facetów, jasne. – Przygładziła grzywkę i poprawiła kołnierz sztywnej koszuli od munduru. – Znałam ich wielu, ale mężczyźni jak Casto… no wiesz, jak Roarke.
– Mózg zaczyna się gotować.
– No właśnie. – Zrobiło jej się lżej na sercu. Dobrze było porozmawiać z kimś, kto ją rozumiał.
– Próbował ze mnie wyciągnąć informacje, ale kiedy mu się nie udało, nie wyglądał na szczególnie zmartwionego. Wie, jak to jest. Szef mówi o współpracy międzywydziałowej, a my to ignorujemy.
– Myślisz, że Casto prowadzi śledztwo na własną rękę?
– Bardzo możliwe. Podobnie jak ja rozmawiał z ludźmi z klubu. Wtedy zobaczyłam go pierwszy raz. Potem, kiedy wyszłam, poszedł za mną. Przez pewien czas krążyłam po mieście, żeby zobaczyć, co zrobi. – Uśmiechnęła się szeroko. -1 zaszłam go od tyłu. Szkoda, że nie widziałaś jego miny.
– Dobra robota.
– Trochę się posprzeczaliśmy. Kto komu włazi w paradę i tak dalej. Potem poszliśmy na drinka, postanawiając na jakiś czas odpocząć sobie od pracy. Było całkiem miło. Okazało się, że mamy wiele wspólnych zainteresowań. Muzyka, filmy i tak dalej. Jezu, przespałam się z nim.
– Och.
– Wiem, że postąpiłam głupio. Ale cóż, stało się. Eve milczała przez chwilę.
– No i jak było?
– O rany.
– Aż tak dobrze?
– Dziś rano zaproponował, żebyśmy zjedli razem kolację czy coś takiego.
– Nie widzę w tym nic dziwnego. Peabody zasępiła się i potrząsnęła głową.
– Tacy faceci na mnie nie lecą. Wiem, że on ma słabość do ciebie…
Eve przerwała jej, podnosząc rękę.
– Zaraz, zaraz.
– Dallas, przecież wiesz, że tak jest. Podobasz mu się. Podoba mu się twój profesjonalizm, twoja inteligencja. Twoje nogi.
– Nie mów, że rozmawiałaś z Casto o moich nogach.
– Nie, ale wymieniliśmy parę uwag na temat twojej inteligencji. W każdym razie, nie wiem, czy powi
Eve przypomniała sobie, że opadły ją dokładnie te same wątpliwości, kiedy zadurzyła się w Roar-ke'u. Nic dziwnego. Takie rzeczy zazwyczaj szybko się kończyły.
– Casto ci się podoba, lubisz go, dobrze się czujesz w jego towarzystwie?
– Jasne.
– I jest świetnym kochankiem.
– Niesamowitym.
– Peabody, jako twoja przełożona radzę ci, żebyś korzystała z uciech życia.
Delia uśmiechnęła się lekko i wyjrzała przez okno.
– Pomyślę, pani porucznik.